Skip to main content

Jak manipulować 'po rybacku' - czyli jak kormorana postrzegają naukowcy z IRŚ

  • Utworzono

  Po raz kolejny spotykam się z manipulacją polskich naukowców z Instytutu Rybactwa Śródlądowego w Olsztynie, jaka mnie, wędkarza, denerwuje i drażni.

Tym razem na tapecie znowu jest kormoran. Ptak, który nie kojarzy się nam wędkarzom raczej przyjemnie. Zżera masę ryb, i jest w stanie wyrządzić olbrzymie szkody w rybostanie. Jako, że ptak ten migruje, przemieszcza się - to wiadomo, że jego pojawienie się może oznaczać małą klęskę dla danej wody. Zeszłej zimy prawie tysiąc sztuk okupowało około tygodnia wody na Rybniku, gdzie ma miejsce zrzut wody ciepłej i gdzie ryb jest sporo, w tym dużo okazów. Ptaki podobno, oprócz krwawego żniwa spowodowały śmierć ryb, które zapędzone w strefę beztlenową spotkał tragiczny los. To tylko przykład spustoszeń jakich dokonać może kormoran.

Co jednak ciekawe, jego wysoka liczebność musi mieć jakiś powód. Ornitolodzy wyraźnie wskazują, że duża populacja tego gatunku to efekt niewłaściwej gospodarki rybackiej, jaką realizuje się w Polsce. Oto artykuł ze strony głównej :

O kormoranie i polskich wodach inaczej...

Teraz w moje ręce trafił ciekawy dokument, jakim jest 'Kormoran w północno-wschodniej Polsce - podsumowanie dziesięciu lat badań' autorstwa czterech pracowników IRŚ, datowany bieżącym rokiem, czyli 2016.

Kormoran...

Już wstęp zaskakuje, i to mocno, bowiem dowiadujemy się o tym, jak bardzo wzrosła ilość kormorana od 1986 roku. To co muszę zacytować, to: 'Wzrost liczebności kormorana wiąże się ze zwiększeniem presji na ichtiofaunę'.

Szok i przerażenie. Nie wiem kto to pisał, ale trzepnął gniota jak się patrzy. Bo wynika z tego, że nagle albo ptak się 'wściekł' i zaczął gnębić ichtiofaunę, czyli ryby,  i zaczął się namnażać. Jakiś gen, mutacja, może to efekt Czarnobyla? Czy może chodzi o to, że presja na ichtiofaunę jest spowodowana przez... rybaków? I cichutko się temat zostawia? Może założenia odnośnie rybactwa, operatów rybackich, systemy zarybień są niewłaściwe?

Co się pod tym kryje? Można przeczytać resztę opracowania i wtedy ujrzymy jasno obraz całości. Lobby rybackie, którego interesy prezentują wyraźnie naukowcy z IRŚ, nie chcą pokazać nam, że kormoran rozmnaża się na skutek niewłaściwej gospodarki rybackiej. Brak drapieżnika jakim jest szczupak, sandacz i okoń w polskich wodach sprawia, że namnaża się sporo ryb, drobnicy. I ta właśnie jest pokarmem kormorana, co zresztą w opracowaniu jest mocno pokazane: 'Dotychczasowe badania i opracowania związane z dietą kormoranów wskazywały, że ofiarami kormorana są głównie niewielkie ryby'. Po prostu - kormoran zastępuje w roli drapieżnika szczupaka. Jako, że jest sporo małej ryby, znajduje na idealne warunki, i się szybko rozmnaża. Będąc pod ochroną jest mu łatwiej. To już wskazał dr Bzoma w linkowanym wcześniej artykule z Angory.

To co chcę pokazać, to fakt, że w opracowaniu tym ani słowem nie wspomina się o tym, że być może ilość kormorana to efekt złej gospodarki rybackiej. Na Mazurach ciężko o ładne ryby, dla wędkarzy nie jest to już raj, od kilkunastu lat. Nie ma sensu jechać tam na wędkarskie wakacje czy krótsze wypady, bo o efektach można zapomnieć. Jeżeli już będziemy łowić, to właśnie drobnicę. Na forum nie ma ani jednej osoby, na kilkuset aktywnych forumowiczów, która miałaby efekty na jeziorach Warmii i Mazur. Pomimo, że to piękne miejsca, i dla kogoś kto by oglądał takie wody wydawać by się mogły spełnieniem marzeń, to są pozbawione większych ryb, jałowe. Rybacy i niefrasobliwa gospodarka doprowadziła do takiej sytuacji. Trochę to tak, jakby na pustyni zaczynało brakować piasku!

Polska ma jedne z najbardziej zdegradowanych wód w Europie. Jesteśmy pod tym względem krajem zacofanym, w ogonie państw z UE. Nasi sąsiedzi mają masę ryb w wodach, tylko w Polsce jednak prowadzi się tak dziwną gospodarkę. Naukowcy z IRŚ wskazują na jedyny słuszny kierunek - rybacki, i taki też jest wyznaczony przez polskie prawo. Tak ważne tarło naturalne i obecność dużych reproduktorów, drapieżników zostało jakby pominięte - kładzie się nacisk na zarybienia, ryb się nie chroni wystarczająco. Co gorsza, zarybia się gatunkami inwazyjnymi, które też zmieniają polskie wody.

Miałem okazję być w październiku we Francji, w Szampanii, nad rzeką Marne. Już po wizycie w sklepie wędkarskim widać było, że tam się łowi - klientów było sporo. Nad rzeką też widać wędkarzy, którzy zabierają ryby! Tak, biorą, tam nie ma złap i wypuść, no chyba, ze ryba nie ma wymiaru lub nie smakuje (jak powiedzieliśmy, że łowiliśmy brzany i klenie, to  jeden Francuz skrzywił się z niesmakiem). Tam nie naruszono stad ryb, które co roku się wycierają naturalnie. Jest ryba, nie trzeba zarybiać. Drapieżnik robi swoje, kilka kormoranów przeleciało, ale nie robią one tam spustoszenia, wędkarze nie narzekają. Wszystko działa.

W Polsce? Mamy przełowione wody, gdzie wytępiono ryby które co roku się wycierały. Teraz jest ich zbyt mało aby dać początek kolejnym silnym rocznikom, zarybienia wcale nie są odpowiedzią tutaj. Zresztą i tak najczęściej zarybia się w Polsce karpiem, który się nie rozmnaża, i jest odławiany w dużej mierze zaraz po zarybieniu. Nie chroni się u nas dużych ryb, nie ma górnych wymiarów ochronnych. Jak są, to na skutek żądań wędkarzy w danych okręgach, bynajmniej nie stoją za tym rybaccy naukowcy z IRŚ. Ci nie uważają w ogóle dużych drapieżników za coś korzystnego dla zbiorników.

Pomyśleć, że jeszcze w latach 80tych nasze wody były rybne, podobne do tych francuskich dzisiaj...

Sytuacja z kormoranem pokazuje wyraźnie, że mamy do czynienia z manipulacją i lobbowaniem za rybacką 'zrównoważoną' gospodarką. Kormoran staje się jednym z kozłów ofiarnych, przestępcą, który sieje spustoszenie w polskich wodach. Na pewno wyrządza szkody, ale dlaczego? Szkoda, że brakuje u nas naukowców i silnego lobby wędkarskiego,  którzy mogliby jasno ukazać, kto tu źle działa i zarządza. Cała Europa przestawiła się na inny model gospodarki wodami, tylko w Polsce panuje jeden kierunek, prorybacki. Sitwa, jaką są zarządzający Polskim Związkiem Wędkarskim współpracuje z rybackimi ichtiologami z IRŚ. PZW prowadzi odłowy sieciowe na wodach związku, więc 'sojusz' jest chyba łatwy do zrozumienia. Aby było jeszcze lepiej, kilka lat temu oszukali wędkarzy z Mazowsza, wskazując, że wody Zalewu Zegrzyńskiego trzeba ratować, odławiając zbyt dużą ilość drobnicy. Zainstalowana ekipa rybacka oczyściła wody zalewu tak, że teraz ciężko o jakiekolwiek wyniki, wędkarze złorzeczą i miotają gromy. A ręce zacierają i naukowcy z Olsztyna, co wykazywali takie rozwiązanie (tak, zamiast ochrony drapieżnika naciskali na odłowy sieciowe), sami rybacy, jak też i ludzie z zarządu okręgu PZW, którzy zasiadają w radzie spółki rybackiej. Chyba tylko w Polsce lub krajach jak Białoruś lub Rosja można łączyć tak dwa stanowiska. Brać pieniądze za bycie prezesem okręgu związku wędkarskiego i kasę za zabieranie ryb wędkarzom poprzez działanie spółki, która działa na ich niekorzyść.

Jedno jest pewne. Musimy walczyć o swoje i żądać zmian. Kierunek jaki wyznaczają nam naukowcy z IRŚ, urzędnicy z RZGW, politycy związani z Ministerstwem Rolnictwa jest zły. Ryb brakuje, wody są zdegradowane, a z półtoramilionowej rzeszy wędkarzy, prawie wszyscy są niezadowoleni ze stanu wód. Wyraźnym tego wskaźnikiem jest liczba członków PZW - która wynosi około 600 tysięcy zaledwie. Wielu przestało płacić składki, bo nie ma to dla nich sensu.

Nie dajmy sobie też wmówić, że wszystko co złe to wina kormoranów i wędkarzy. Polskie państwo powinno zadbać o to, aby ryby były. I nie mówię tu wcale o tym, że ma zarybiać na wielką skalę. Wystarczy aby dbało o to, aby jak we Francji - stada ryb były spore, i naturalne tarło uzupełniało ubytki. Odpowiednie przepisy i kontrole powinny to zapewnić. Na pewno jednak to co zawodzi - to  kierunek polityki odnośnie wód. Polscy naukowcy to lobby rybackie, działające w interesie rybaków. Wędkarzy uznaje się za 'zło konieczne', serwuje jednak im przepisy stricte rybackie. Pomimo, że rybaków śródlądowych w Polsce jest już zaledwie kilkuset, i w większej części kraju ich już nie ma, wędkarze zaś są wszędzie, i jest ich półtorej miliona.

Zamiast postawić na hodowlę ryb, wędkarstwo i rybactwo, z uporem maniaka prowadzi się gospodarkę rybacką, nastawioną na zabieranie ryb, tak jak za PRLu, gdzie ryby były ważnym uzupełnieniem diety Polaków. Teraz półki sklepów uginają się od towarów, jedzenia jest masa, samych ryb jest sporo, zwłaszcza morskich, są owoce morza. O wiele lepiej więc nastawić się na turystykę wędkarską, rozwój agroturystyki, spróbować zachęcić Polaka na spędzenie urlopu w Polsce a nie w takiej Szwecji.  Jak to jest możliwe, że półtorej miliona wędkarzy nie ma gdzie skutecznie łowić? Nie mają oni swoich reprezentantów, nie zapewnia się im warunków do uprawiania swego hobby?

Właśnie - tak jak pokazałem wiele rzeczy bierze swój początek właśnie od naukowców. To oni mają tytuły, rządowe wsparcie, prowadzą badania... Ale jakby nie było, działają jako instytucja podległa resortowi rolnictwa, te zaś zajmuje się 'produkcją żywności'. Polski ichtiolog z IRŚ to fachowiec od rybactwa, produkcji rybackiej, niekoniecznie od ochrony przyrody. To oni kreują politykę 'wodną', przynajmniej mają wielki na nią wpływ. Za nimi murem stoją włodarze PZW, baronowie z ZG czy okręgów, im wierzyć będą politycy...  Jednak dowodem niesłusznej gospodarki, bardzo wyrazistym i niezbitym, są polskie wody. Zdecydowana większość jest bardzo słaba, jest cieniem tego co było jeszcze kilkanaście lat temu. Kolejny dowód to rybostan z jakim mamy do czynienia w każdym innym kraju Europy. Jakoś nasi sąsiedzi jak i reszta Europy dają sobie radę bez 'jedynej' i 'słusznej' zrównoważonej gospodarki rybackiej.

Niestety, ryby to nie barany na łące, nie widać ich. Ludzie nie mający pojęcia o wędkarstwie, czyli tacy jak politycy,  nie są w stanie zobaczyć jak zdegradowano polskie wody. Można zobaczyć, że wycięto las, nie da się jednak zobaczyć, że zniknęły ryby z danego łowiska...

Nie dajmy sobie  wmawiać, że kormoran to sprawca wszelkiego zła. Ten jest skutkiem niewłaściwego zarządzania polskimi wodami. Trzeba walczyć z przyczyną...