Autor Wątek: Polski wędkarz w Szwecji  (Przeczytany 5422 razy)

Offline Jędrula

  • Robinson
  • Ekspert
  • *****
  • Wiadomości: 4 749
  • Reputacja: 379
  • Lokalizacja: Wodzisław Śląski
  • Ulubione metody: method feeder
Odp: Polski wędkarz w Szwecji
« Odpowiedź #15 dnia: 26.09.2018, 07:40 »
Jak z Lucjanem nie raz siedzieliśmy na rybach, to ze spuszczona głową opowiadał podobne rzeczy.
Dlatego od lat powtarzam, że do 80% mięsiarzy można dotrzeć tylko wysokimi karami/mandatami.
Do pozostałych 20 % można jednak dotrzeć pismem i słowem.
Według mnie, innej drogi nie ma.




;D :facepalm: Problem znany i "maglowany". Myślałem, że z biegiem lat (trochę już czasu minęło od otwarcia zachodniej granicy) polska patologia na Wyspach trochę się ucywilizowała, jednak dalej słyszę od kolegów Szkotów o polskich "patusach". Z racji kilkuletniego pobytu w Szkocji dalej mam tam wielu znajomych z którymi utrzymuję kontakt. I  słyszę, że choć skala wędkarskiej polskiej patologii jest dużo mniejsza, to nadal ona występuje i to równo na całych Wyspach Brytyjskich. Raptem kilka miesięcy temu na worldseafishing (co by nie było jest to największe internetowe czasopismo i forum dotyczące morskich połowów w Anglii) odkopano temat o polskiej patologii:




Dla nieznających angielskiego tłumaczę (tak na szybko):

U mnie w południowej Walii (w Merthyr Tydfil) jest cała masa Polaków. Wybili nasze lokalne zasoby ryb. Kiedy latem woda na zbiornikach opada, to na brzegach jest cała masa uciętych łbów leszcza, szczupaka i butelek taniej wódki. Nie zobaczysz choć jednego Polaka, który wypuszcza ryby. Biorą wszystko bez względu na gatunek, czy rozmiar. Są to na ogół "wielkie chłopy" i łowią w dużych i głośnych grupach. Policja i Natural Resources Wales nie pomagają nam, a ja, jak i inni  miejscowi nie będziemy ryzykować dostania w łeb, więc zabierają te ryby. Kręcą się tam w biały dzień i udają, że nie znają angielskiego, mówią, że "nie znają angielskiej karty", choć wszędzie poustawialiśmy znaki w języku polskim. Zanim ktokolwiek powie, że jestem rasistą, że jestem uprzedzony do Polaków to niech zrozumie, że to fakt. Polacy są chciwi i kradną nasze ryby. Mam już tego dość

Odpowiedź kolejnego użytkownika też nie lepsza:

Masz rację wszystkie ogólnodostępne wody zostały zniszczone przez Polaków. Jedynie na komercjach jest jeszcze w porządku. W jednym z moich klubów są polscy wędkarze, którzy stosują C&R, ale też przykładowo dostałem od jednego Polaka propozycję kupna za 2 funty złowionego przez mnie klenia na rzece. Powiedziałem mu wtedy, aby  poszedł do pobliskiego sklepu i za te 2 funty kupił sobie tam  dwie makrele.

Offline pr00

  • Ekspert
  • *****
  • Wiadomości: 2 985
  • Reputacja: 257
  • Płeć: Mężczyzna
  • Lokalizacja: Łódź
  • Ulubione metody: waggler i feeder
Odp: Polski wędkarz w Szwecji
« Odpowiedź #16 dnia: 26.09.2018, 08:07 »
Dlatego od lat powtarzam, że do 80% mięsiarzy można dotrzeć tylko wysokimi karami/mandatami.



To jest najlepszy sposób, zabrać tym debilom to na czym im najbardziej zależy. Ja np. chciałbym aby za oszustwo samochodowe (zatajenie wypadku, cofnięcie przebiegu) była kara typu 3x wartość auta, szybko by się nauczyli mówić prawdę. Tak samo z rybami czy myślistwem.

Offline Mosteque

  • Moderator Globalny
  • Ekspert
  • *****
  • Wiadomości: 32 337
  • Reputacja: 1968
  • Płeć: Mężczyzna
  • MFT
  • Lokalizacja: Jaktorów
  • Ulubione metody: method feeder
Odp: Polski wędkarz w Szwecji
« Odpowiedź #17 dnia: 26.09.2018, 08:36 »
:thumbup:
Krwawy Michał

Purple Life Matters

Offline Luk

  • Administrator
  • Ekspert
  • *****
  • Wiadomości: 22 563
  • Reputacja: 1978
  • Płeć: Mężczyzna
  • Wędkarstwo rządzi!
  • Lokalizacja: Newark
Odp: Polski wędkarz w Szwecji
« Odpowiedź #18 dnia: 26.09.2018, 14:39 »
W tym UK nie jest jednak aż tak źle 8) To brednie, że wszystkie wody zostały zniszczone przez Polaków. Taki Trent, Wye, Severn i inne rzeki są z roku na rok coraz lepsze, i piszą o tym sami wędkarze brytyjscy. Nie ulegajmy wizji napisanej przez jakiegoś rozdrażnionego Walijczyka, że w całym UK jest taka patologia :) Według mnie wielu Polaków po odpowiednich akcjach (jakie robiła na przykład PAA) wie jak łowić i przestrzega przepisów. Sam się obracam w środowisku wręcz wzorowych wędkarzy Polaków, z których wielu jest bailiffami, jeden jest pracownikiem Agencji Środowiska, kilu zaś pracuje w Angling Trust.

Tak, są Polacy co zabierają ryby, jednak wg mnie jest to zjawisko coraż rzadsze. Dla wielu Angoli, ignorantów, każdy 'inny' z UE jest Polakiem :facepalm:, a ryby beretują też Litwini (chyba najbardziej), teraz zaś do gry wchodzą Rumuni, których na Wyspach jest coraz więcej. Jeszcze kilka lat temu powszechna rzeczą było chwalenie się przez rodaków palantów złowionymi rybami, prezentowanymi w wannie, ogródku. Są tacy, którym takie zdjęcia wyszły bokiem. Jest to bowiem łamanie prawa, i chwalenie się tym jest głupotą :) Tak więc przykładów takiego postępowania jest coraz mniej. Nie da się tez ukryć faktu, że mniej wykształceni (co mimo pobytu w UK nie mówią po angielsku na przykład) czy też ci którym się powodziło w UK gorzej (pracowali za kiepskie pieniądze), fani alkoholu - wracają do Polski w pierwszym rzędzie. Jak dla mnie więc 'buraków' jest tu coraz mniej. Ci zaś co zostają, z czasem zaczynają rozumieć co to znaczy być częścią tego społeczeństwa. Bo zabieranie ryb było głównie zajęciem tych co na Wyspach nie byli długo lub co nie mówili po angielsku. Obecnie z Polski praktycznie nikt tu nie emigruje, wielu natomiast wraca do kraju. Ostatnio bardzo rzadko słyszę o tym, że Polacy coś przeskrobali, mam za to info z pierwszej ręki od osób robiących patrole, kto jest łapany na łamaniu przepisów. Nie są to praktycznie w ogóle Polacy ( głównie Angole, Litwini, Rumuni). To naprawdę postęp :)
Lucjan

Offline łowca

  • Zaawansowany użytkownik
  • ****
  • Wiadomości: 250
  • Reputacja: 26
Odp: Polski wędkarz w Szwecji
« Odpowiedź #19 dnia: 26.09.2018, 19:25 »
W tym UK nie jest jednak aż tak źle 8) To brednie, że wszystkie wody zostały zniszczone przez Polaków. Taki Trent, Wye, Severn i inne rzeki są z roku na rok coraz lepsze, i piszą o tym sami wędkarze brytyjscy. Nie ulegajmy wizji napisanej przez jakiegoś rozdrażnionego Walijczyka, że w całym UK jest taka patologia :) Według mnie wielu Polaków po odpowiednich akcjach (jakie robiła na przykład PAA) wie jak łowić i przestrzega przepisów. Sam się obracam w środowisku wręcz wzorowych wędkarzy Polaków, z których wielu jest bailiffami, jeden jest pracownikiem Agencji Środowiska, kilu zaś pracuje w Angling Trust.

Tak, są Polacy co zabierają ryby, jednak wg mnie jest to zjawisko coraż rzadsze. Dla wielu Angoli, ignorantów, każdy 'inny' z UE jest Polakiem :facepalm:, a ryby beretują też Litwini (chyba najbardziej), teraz zaś do gry wchodzą Rumuni, których na Wyspach jest coraz więcej. Jeszcze kilka lat temu powszechna rzeczą było chwalenie się przez rodaków palantów złowionymi rybami, prezentowanymi w wannie, ogródku. Są tacy, którym takie zdjęcia wyszły bokiem. Jest to bowiem łamanie prawa, i chwalenie się tym jest głupotą :) Tak więc przykładów takiego postępowania jest coraz mniej. Nie da się tez ukryć faktu, że mniej wykształceni (co mimo pobytu w UK nie mówią po angielsku na przykład) czy też ci którym się powodziło w UK gorzej (pracowali za kiepskie pieniądze), fani alkoholu - wracają do Polski w pierwszym rzędzie. Jak dla mnie więc 'buraków' jest tu coraz mniej. Ci zaś co zostają, z czasem zaczynają rozumieć co to znaczy być częścią tego społeczeństwa. Bo zabieranie ryb było głównie zajęciem tych co na Wyspach nie byli długo lub co nie mówili po angielsku. Obecnie z Polski praktycznie nikt tu nie emigruje, wielu natomiast wraca do kraju. Ostatnio bardzo rzadko słyszę o tym, że Polacy coś przeskrobali, mam za to info z pierwszej ręki od osób robiących patrole, kto jest łapany na łamaniu przepisów. Nie są to praktycznie w ogóle Polacy ( głównie Angole, Litwini, Rumuni). To naprawdę postęp :)

Dodać można, że sami Anglicy obecnie wprowadzaja wiele zamieszania. Tak skłóconych grup interesów nie ma nawet w Polsce. Chodzi mi przedw wszystkim o to co dzieje się teraz z sandaczem i jak on jest tępiony prądem na dziesiątkach kilometrów kanałów.
Environment Agency i Angling Trust ośmieszają się wręcz tymi działaniami. Szkoda słów...

Offline Mosteque

  • Moderator Globalny
  • Ekspert
  • *****
  • Wiadomości: 32 337
  • Reputacja: 1968
  • Płeć: Mężczyzna
  • MFT
  • Lokalizacja: Jaktorów
  • Ulubione metody: method feeder
Odp: Polski wędkarz w Szwecji
« Odpowiedź #20 dnia: 26.09.2018, 19:49 »
:o
Że niby gatunek inwazyjny?
Krwawy Michał

Purple Life Matters

Offline Luk

  • Administrator
  • Ekspert
  • *****
  • Wiadomości: 22 563
  • Reputacja: 1978
  • Płeć: Mężczyzna
  • Wędkarstwo rządzi!
  • Lokalizacja: Newark
Odp: Polski wędkarz w Szwecji
« Odpowiedź #21 dnia: 26.09.2018, 20:35 »

Dodać można, że sami Anglicy obecnie wprowadzaja wiele zamieszania. Tak skłóconych grup interesów nie ma nawet w Polsce. Chodzi mi przedw wszystkim o to co dzieje się teraz z sandaczem i jak on jest tępiony prądem na dziesiątkach kilometrów kanałów.
Environment Agency i Angling Trust ośmieszają się wręcz tymi działaniami. Szkoda słów...

Temat sandacza to kij, co ma dwa końce :) Po pierwsze podbija on wody brytyjskie, wielu wędkarzy zgłasza zmniejszenie się ilości białorybu tam gdzie ten gatunek się zjawił. UK to wyspy, i tu się inaczej podchodzi do obecności innych gatunków. Dlatego z jednej strony zrozumiałe jest szukanie rozwiązań zanim nie jest jeszcze fatalnie. Jest szczupak i okoń, i sandacz potrzebny nie jest. Pewne zmiany w ichtiofaunie mogą okazać się niebezpieczne. Obecnie na przykład ciekawa rzeczą jest problem znikania w mniejszych rzekach dużych płoci, brzan i innych gatunków. Jak się okazuje, mniejsza ilość węgorza jest tego przyczyną. Dawniej kormorany w UK żywiły się głównie małymi węgorzami, jednak od 40 lat przypływa coraz mniej larw do wybrzezy Europy. Z tego powodu kormoran, którego jest więcej (i który często zimuje tutaj przybywszy z Niemiec), musiał przestawić się na inną dietę. I zaczął wybijać płoć głównie. Jeżeli do tego dodac bezmyślne 'uwolnienie' wydr, które rozpanoszyły się w wielu miejscach, rybostan 'dostał' po raz kolejny, na dodatek problem kłusownictwa wzrósł po otwarciu się UK na imigrację z krajów UE w 2004 roku. Dlatego sandacz może naruszyć jakiś porządek, sprawić, że wszystko się zacznie zmieniać.

Z drugiej jednak strony wysiłki ichtiologów z UK wydają się iść na marne. Sandacz rozprzestrzenił się po całym UK, jest go sporo, łowi się go rzadziej, bo Angole łowiący na trupka często używają dużych przynęt (zbyt wielkich dla sandacza) lub ryb morskich (sandacz za nimi nie przepada) - i łowiony jest szczupak, na spina zaś nie zawsze umieją łowić ten gatunek. A jest on i powszechny w Trencie, jest w Tamizie. Dodatkowo cieniem kładzie się cel odłowu sandacza - gdyż ryby te sprzedaje się, więc EA ma z tego jakieś zyski. A odławia się sandacza na kanałach specjalnymi łodziami, które czeszą wodę na jej szerokości lekko rażąc prądem ryby. Sandacz i tak dotarł do Tamizy, więc po co go 'likwidować' na kanałach, skoro i tak dotarł prawie wszędzie? Dziwne to trochę, wędkarze sami zaś już chcą aby uznać mętnookiego za gatunek rodzimy.

Ogólnie więc zdania są podzielone, nie uważam, że EA czy AT się ośmiesza. Ośmiesza się ZG PZW :) Angole dopasowują się do sytuacji, nie do końca jednak po myśli wędkarzy. Myślę, że za kilka lat podejście do sandacza się zmieni.
Lucjan

Offline łowca

  • Zaawansowany użytkownik
  • ****
  • Wiadomości: 250
  • Reputacja: 26
Odp: Polski wędkarz w Szwecji
« Odpowiedź #22 dnia: 26.09.2018, 22:54 »
Ośmieszają się i to bardzo bo inaczej nie można nazwać próby wytępienia gatunku, który znalazł w danej wodzie bardzo dobre warunki do bytowania, nawiasem mówiąc to i tak nie jest woda naturalna. Takie coś nie może się udać, więc albo ktoś wierzy w cuda albo jet to wał, są teorie, że właściciel firmy, który odławia sandacze i sprzedaje je do restauracji ma układy z wyżej postawionymi ludźmi.

Ale to jeszcze nic, bo woda ta to kanał, gdzie pewne odcinki zostały wydzierżawione klubowi spinningowemu, który oczywiście wspiera sandacza, natomiast poniżej i powyżej ich odcinków próbuje się zlikwidować sandacza odławiając go prądem. Oczywiście ryby spokojnie się przemieszczają po całym kanale.

Offline Luk

  • Administrator
  • Ekspert
  • *****
  • Wiadomości: 22 563
  • Reputacja: 1978
  • Płeć: Mężczyzna
  • Wędkarstwo rządzi!
  • Lokalizacja: Newark
Odp: Polski wędkarz w Szwecji
« Odpowiedź #23 dnia: 27.09.2018, 08:49 »
Widzisz wszystko mocno przez 'sandaczowe' okulary :) Jak dla mnie decyzję o odławianiu sandacza podejmuje ktoś inny (zapada ona w gronie ichtiologów), zaś realizuje odłowy ktoś oddelegowany do tego, często studenci z pracownikiem EA. Ta sprzedaż ryb 'śmierdzi', to fakt, ale to nie Polska, aby jeden lub dwóch ichtiologów podejmowało decyzje i czerpało z tego zyski.

Propblem jest w uznaniu sandacza za gatunek rodzimy. Skoro pojawił się w roku 1963 (97 wpuszczonych sandaczyków), to trudno tak go od razu sklasyfikować. Naukowcy piszą pracę, formując wnioski, i ciężko im reagować od razu. Jak napisali jedno, to nie mogą tego tak formalnie odrzucić.

A co do klubu spinningowego to o jakim mówisz? Bo nie słyszałem o takowym który by miał spore odcinki kanału. Zakaz zabierania sandacza wprowadził BAA, ale to nie jest żaden klub spinningowy ale największy klub wędkarski w UK. Poza tym 'ochronę' sandacza zrobiono w ten sposób, że zakazano jego zabierania. Wątpię aby mogli oni zabronić EA elektroodłowów na GUC, nie mają takiej mocy. To całkiem co innego. Bo w myśl prawa w UK, o ile klub nie narzuca swoich zasad, to każdy gatunek inwazyjny można zberetować. Robili to rodacy zwłaszcza, teraz tam nie mogą :)

I nie może być tak, że ichtiolodzy robia to czego chce jakiś klub mający odcinki kanału. Musi być jakaś spójna polityka odnosząca się do wód, nie może jakiś klub robić co chce. Jakby co, to BAA wprowadził do Wye brzanę X lat temu, a ona zdominowała rzekę. To super, ze ona tam jest, i że tak się to wszystko skończyło, ale taka introdukcja na dziko nie może mieć miejsca, bo może się to skończyć źle. W przypadku sandacza środowisko wędkarzy musi samo się zjednoczyć. Bo połowa nie chce sandacza. Spinningistów w UK jest jak na lekarstwo, najwięcej jest matchowców i łowiących białoryb, a tym spadek rybności ich wód się nie podoba.
Lucjan

Offline Mosteque

  • Moderator Globalny
  • Ekspert
  • *****
  • Wiadomości: 32 337
  • Reputacja: 1968
  • Płeć: Mężczyzna
  • MFT
  • Lokalizacja: Jaktorów
  • Ulubione metody: method feeder
Odp: Polski wędkarz w Szwecji
« Odpowiedź #24 dnia: 27.09.2018, 08:59 »
Niech przyjadą na nasze wody z wytępionym drapieżnikiem. Na pewno im się łowienie spodoba :D
Krwawy Michał

Purple Life Matters

Offline Luk

  • Administrator
  • Ekspert
  • *****
  • Wiadomości: 22 563
  • Reputacja: 1978
  • Płeć: Mężczyzna
  • Wędkarstwo rządzi!
  • Lokalizacja: Newark
Odp: Polski wędkarz w Szwecji
« Odpowiedź #25 dnia: 27.09.2018, 09:31 »
Chodzi o to, że kanałami, głównie Grand Union Canal, jaki łączy Londyn z Birmingham i Manchesterem, sandacz rozprzestrzenia się po UK. Dlatego odławianie go tam opóźnia podbój wyspy :) Na kanale spinningiści łowią same małe snadacze, okazy to rzadkość. Jednak mleko się rozlało, choć faktycznie, nie wszędzie jeszcze sandacz dotarł.

Może więc z innej strony. Ja rozumiem, że jeżeli sandacz się pojawi na wodzie X, to może zjadać mniejsze ryby, jeżeli będzie ich mniej, taki kormoran może zjadać te większe. Ogólnie więc może dojść do zakłóceń, poważnych mniej lub bardziej i widocznych. Nie jest mądra rzeczą pozwalać aby sandacz robił co chciał. Bo powstaje inne pytanie, po co ratować karasia pospolitego? Jak ginie to niech ginie, tak? Angole nauczyli się, co znaczy introdukcja pewnych gatunków. Karp zmienił bardzo wiele wód, i teraz jest zakaz zarybiania nim wód stojących, podobnie sumem czy jakimiś jesiotrami. Wszystko się monitoruje. A co robi sandacz, jaki jest jego wpływ na ichtiofaunę, jak jego występowanie zmienia łańcuch pokarmowy - do tego trzeba lat badań. Zdanie spinningistów, co chcą łowić wielkie sandały to zbyt mało. Karpiarze już sporo namieszali, więc tutaj miłość do danego gatunku należy oddzielić od mądrości. Ja uważam, że do końca nie wiadomo jak się powinno postępować, ogólnie chyba jednak sandacz takiej szkody nie wyrządza. Na takim trencie jest razem ze szczupakiem, drobnicy jest coraz więcej, wędkarze mówią, ze nastały złote lata tutaj. Ale nie wszędzie musi być tak różowo, zwłaszcza na mniejszych rzekach czy zbiornikach. Przypomnę, że kanał Grand Union łączy się z wielkoma zbiornikami, jest jedna arterią łącząca południe z północą, łączy się z innymi ciekami. I być może jest w tym jakiś sens, do końca nie znamy szczegółów badań jakie prowadza ichtiolodzy. To nie Polska aby jeden lub dwóch zmieniali prawo pod siebie i za jakieś małe pieniądze za kilkanaście ryb zmianiali politykę odnośnie wód. Ja wierzę, że jest w tym jakiś sens. Ichtiolodzy nie są wcale wędkarzami i nie muszą działać tylko dla ich dobra przypomnę.
Lucjan

Offline Daavid

  • Ekspert
  • *****
  • Wiadomości: 3 637
  • Reputacja: 126
  • Lokalizacja: UK
Odp: Polski wędkarz w Szwecji
« Odpowiedź #26 dnia: 27.09.2018, 11:13 »
Nie jestem pewien, że z UK wyjeżdża "lepszy sort". Trudno o takie generalizowanie, ale znam sporo osób które dużo tutaj zdziałało a jednak wrócili. Trzeba by mieć jakieś empiryczne dane, żeby coś o tym powiedzieć.

Faktycznie zauważyłem, że mniej Polaków zabiera ryby. Być może część przestała się tym chwalić, ale moim zdaniem prawo zrobiło swoje bo cześć osób zapłaciła sporo za łamanie prawa. Znam kogoś kto za łamanie prawa nad wodą zapłacił 1600 funtów a jego przykład podziałał na wielu. Pamiętam Polaków, którzy potrafili nie tylko zabierać ryby, ale także konsumować je podczas łowienia (grill). Nikt po paruletnim pobycie w UK, nawet największy mięsiarz, nie postąpiłby podobnie.