Ja masę linów łowiłem na białe robaki, w tym często na jednego na haku, nr 16 najlepiej. Na dużego robaka było mi bardzo ciężko, ale wyniki nie były wcale złe - zazwyczaj łowiłem spore okonie (do 40 cm), ładne leszcze, płocie, zdarzył się i karp. Na moim kanale, na duży spławik z antenką (duży - 3 gramy) i duża dendrobenę złowiłem dwa karpie, w tym jednego 10 kilogramów, czego nie mogę powtórzyć teraz
Ale mniejszy insert z Drennana, którego wyporność jest idealna i jest czuły, dał mi całkiem inne spektrum łowienia. Zacząłęm zacinać masę ryb, od małych wzdręg i płotek, okonków, po duże liny, spore okonie i leszcze. Same brania linowe okazały się być delikatne i to bardzo. Wtedy zauważyłem różnicę, zwłaszcza, że tańczenie dużego spławika było normą.
Jeżeli wyporność i wielkośc ne jest najistotniejsza, to jak mżna dyskutować o tym z tyczkarzem? On wyraźnie określi, że wielkość spławika i jego wyporność ma zależeć od głębokości i siły wiatru, najczęściej jest to 0.1 g na 30 centymetrów. Tyczkarz właśnie widzi najwięcej brań, odróżnia też otarcia (czyli line bites) ryb dotykających zestawu. Im bardziej naśladujemy tyczkarza, tym bardziej podobną mamy widoczność. Niestety, duże spławiki pokazują nam tylko część brań, zazwyczaj te, gdzie ryba się zacina. Dodatkowo wymuszają one tez użycie większej przynęty poniekąd.
I możemy sobie zadać pytanie - jak wygląda branie lina? I to jest ciekawe... Według mnie lin buszujący w łowisku daje wiele brań, zależy to od przynęty. Jeżeli jest to jeden biały lub kukurydza, na małym haku, to łatwo on ja zasysa. Jeżeli mamy czuły, dobrze wygruntowany zestaw zobaczymy to - jako zanurzenie lub wynurzenie lekkie antenki, dzięki śrucinie sygnalizacyjnej. Ale jeżeli poczuje on hak i żyłkę, momentalnie wypluwa to co połknął - i moment udanego zacięcia mija.
Jak wielu z Was złowiło lina lub leszcza, może być tez i karp, co głęboko połknął przynętę? Jaki jest sens, aby ryba uciekała z robakiem w pysku? To nie wiewiórka co zakopuje orzeszka gdzieś pod drzewem i zabiera go z sobą. Ryba zacina się i ucieka, jednak hak, jako że nie jest 'wsparty' ciężarem (tak jak w Metodzie), penetruje tylko lekko wargę, dlatego musimy albo zaciąć my, albo zrobi to sam lin napinając żyłkę.
Dlatego tak skuteczne sa dwa typy zestawów na lina. Aligner z bolt rigiem, gdzie duży koszyk do białych jest zamocowany przelotowo, na końcu jest krótki przypon ze sztucznym białym i dwa żywe. On pobiera białe, zasysa je i w końcu łapie sie na pułapkę. Drugi typ to Metoda, gdzie przynęta jest odróżniająca się od miksu, najlepiej jeżeli to jest czerwona kulka lub dumbells tutti frutti. Coś takiego jest w tym, że ryba wybiera ten konkret. To jednak zestawy gruntowe. W przypadku spławika musimy jednak mieć świadomość jak podejrzliwy jest lin. Nie weźmie do pyska byle czego, rosówka może i jest apetyczna, ale często ciągnięta przez zestaw, często jest na zestawie z grubym przyponem. Dlatego obniża to nasze szanse. I tutaj czuły spławik i cieńsza żyłka będą robiły grę właśnie. Przynęta niech się zlewa z innymi lub wyróżnia, ważne aby zauważyć zassanie jej do pyska i zdążyć przed wypluciem. To może być kilka sekund tylko.
Nie twierdzę, że duży spławik nie da nam wyników, bo da. Ale im cięższy, tym mniejsze szanse na zauważenie tego procesu. Dlatego na lina stworzono lift method, czyli przystawkę gruntową, ale ze spławikiem co nie tańczy, ale wykłada się. Lin zazwyczaj zatnie się dzięki śrucinom będącym na dnie, kotwiczących zestaw. Jednak wcale nie jest to skuteczniejsza technika niż waggler - raczej można tu skupić się na większych przynętach. Gorzej zacinaniem ryb. Mi o wiele bardziej wychodzi waggler, zwłąszcza, że mam zamulone łowisko i wolę obciążenie mieć na żyłce, nie na dnie.
Pamiętajmy też, że inaczej żeruje płoć czy wzdręga, lub tez okoń. Ryby te pływając w stadzie podchodzą do przynęty na pewnej prędkości, ciągnąc ją połkniętą lub starając się ją połknąć. Brania są zanurzane lub ciągnione. Wiąże się to ze stadnym trybem życia, aby coś zjeść, trzeba być pierwszym, nie dzielić się. Jadnak czasmi ryba żeruje wolniej podnosząc coś z dna. Tak właśnie robi lin (w większości przypadków). Dlatego aby zobaczyć branie - trzeba mieć zestaw taki, co pokaże nam drogę przynęty z dna do rybiego pyska i w jego głąb (na 5-10 cm) - na zęby gardłowe. Jeżeli mamy szybkość i dobre oko - zatniemy rybę podczas tego zasysania. Bez tego - zacinamy rybę, która wbiła sobie hak w pysk (dlatego tak ważne jest aby grot zawsze wystawał, nigdy się go nie chowa, za wyjątkiem kilku specjalnych przynęt, jak pasta chociażby). Skuteczność jest wtedy o wiele mniejsza, trudniej łowić też kilka lub kilkanaście dużych sztuk (linów, karasi itp). Sami pomniejszamy sobie szanse! Dlatego waggler to tak skuteczna technika, wcale nie tylko do małych ryb, można ją dopasowywać i do karpi chociażby.
Stąd moja teoria - i właśnie wcale nie rosówka lub gnojaczki sa najlepsze na lina. Są dobre - ale nie najlepsze