Dzięki za wszelkie info, a teraz relacja z dość ciekawej wyprawy:
Przed 4 rano docieram z wstępnie namoczoną zanętą (zanęta Carpio Lin o smaku migdała (sztuczny smród niemiłosierny), biszkopt prażony, płatki owsiane, otręby pszenne, kaszka kukurydziana) na łowisko. Zanęta wygląda ok, ale chce "podrasować" ją wodą z łowiska, dwa chlapnięcia wodą i z zanęty robi się BETON, a ściślej mówiąc plastelina, bez widoku na jakąkolwiek pracę. Serio, załamka totalna i wpienienie totalne.Połowę tego szajsu doprawiam kozieradką i wrzucam do wody. Przez ok 3 g łowię jakiegoś zabłąkanego jazia i małego krąpika. Snuje plany powrotu do spinningu. Po tym czasie druga porcja zanęty troszkę podeschła, bez zbytniego ugniatania wrzucam na to samo łowisko, nie chce mi się już kombinować z nową miejscówką, większość rokujących miejsc i tak zajęta. Po pewnym czasie zaczynają się regularne brania krąpików, kilka złowiłem, kilka nie zaciąłem. W pewnym momencie wjeżdża piękny jak na moje łowisko leszcz, taki ok 40 cm, zaczynam się rozchmurzać. Ok godz. 8 na brzegu zaczynają lądować piękne jak dla mnie jazie, na pewno ponad 30 cm. Kilka pod rząd w ciągu może 5 min. Niestety przy odczepianiu 4go urywam żyłkę, i muszę przewiązywać zestaw, po tym łowię już tylko 1 jazia i chyba jakiegoś leszczyka. Piękny finał smutnego początku przyprawia mnie o euforię, która już teraz minęła, ale buzowała dosyć długo. O 9 powrót do domu, wiatr utrudniał bardzo łowienie już od 7, co na moim łowisku jest normą, gdyby nie to myślę, że było by jeszcze lepiej. Dziś było wietrzniej niż zwykle. Nie mogę doczekać się kolejnej niedzieli, mądrzejszy o doświadczenia odstawię płatki, wodę będę dawał delikatnie, i myślę, że może (choć nie musi) być naprawdę fajnie. No i koniecznie zmiana zanęty sklepowej.
Dzięki za wszelkie rady, myślę, że będę do nich jeszcze wracał, a w razie kolejnych wątpliwości będę tu się udzielał. Pozdrawiam