Wczoraj udało mi się otrzymać "przepustkę" od żony i wybrałem się na Dąbrowę. Byłem chwilę przed 8 i okazało się, że łowisko w połowie było już zajęte, a marzył mi się cypel
Musiałem przemaszerować ponad pół łowiska żeby znaleźć miejsce dla dwóch bo miał do mnie dojechać Bartek z narzeczoną.
Zacząłem od 2-tygodniowej zanęty z zamrażarki i tak samo starego Ringersa OC, który został mi z ostatniego łowienia. Nie dłużej niż 5 minut i branie, mały karp spiął się nad podbierakiem. Zaraz na drugiej wędce (2-tygodniowa pikantna kiełbasa) i kolejny mały karp również spadł po chwili holu.
Zmieniłem podejście i zacząłem trochę mocniej zacinać co poskutkowało tym, że ryby przestały spadać. Na szczęście miałem kilka okazji żeby to przetestować bo skończyłem z 1 karasiem i 19 karpiami
.
Wszystkie podobne między 1-1,5 kg. Na początku brały mniejsze, później większe.
Przed 12 przyjechała żona z dzieckiem i psem więc skończyło się łowienie - pies w wodzie, wędka w wodzie bo pies postanowił przepłynąć pod nią
udało mi się na chwilę usiąść i jak wpadła 20 ryba to się zacząłem zwijać. Przed 13 wyjeżdżałem nałowiony, a sądzę, że jakbym łowił w pełni przez cały czas to do 25 bym dobił.
Weszły mi w zanętę świetnie, a miałem mega miks z MMM, Epidemii i pelletu Skretting. Pewnie jakbym sypnął tam ziemi też by brały. Przy odjeździe właścicielka potwierdziła moje przypuszczenia, że kilka dni temu wpuścili sporo karpia 1-4 kg (z przewagą tych małych).