W PZW, jeśli chcecie zmian, trzeba wołów. Wołów do roboty. Jeśli ktoś wini innych za bezczynność, sam musi zakasać rękawy i zrealizować swoje pomysły. Ciągłe gadanie, pisanie i narzekanie niczego nigdy nie zmieni.
Jak masz gospodynię odpowiedzialną za dostarczanie Ci zakupów do domu, a nagle okaże się, że gosposia po 15 latach pracy ma to w nosie, to co robisz? Idziesz sam na zakupy czy umierasz z głodu, narzekając na leniwą gosposię? Będę powtarzał do znudzenia. PZW to nie instytucja samorządowa, to nie firma, to stowarzyszenie. Tworzą je członkowie, którzy uczynili je takim, jakie jest.
Kiedyś te stowarzyszenie tworzyły grupy osób, małe grupy. Skrzykiwało się kilku znajomych, zakasali rękawy, budowali zbiorniki, stanice wędkarskie, dbali o rybostan. W tej chwili w kołach mamy kilkuset, czasem kilka tysięcy "klientów" i kilku czy kilkunastu roboli. Okręgi są, bo powstały na bazie tych transformacji. Po części z rzeczywistej potrzeby, po części z innych powodów, może mniej szczytnych.
Co ciekawe, wędkarze narzekają, ale tych ludzi tak naprawdę nie ma kto nawet zastąpić. Nie dlatego, że są z nich takie debeściaki, bo niektórzy z nich w ogóle się do tego nie nadają. Ale nie ma alternatywy. Bo Janek, Zenek i Czesiek woli ponarzekać na rybach, przy piwku i wędkach aniżeli bawić się w jakieś działalności, zbierać śmieci, sprzątać, jeździć po ryby, słuchać narzekania, wypisywać tony papierów i być jeszcze obarczonym odpowiedzialnością za to. W tej perspektywie, w tym zderzeniu z rzeczywistością, trudno mi uwierzyć, że dobry pomysł, mądra dyskusja, będzie ziarenkiem, które symbolizuje jakąkolwiek dobrą zmianę. Bo z tego ziarenka nic nie wyrośnie, jak ten co je sieje będzie przerzucał się odpowiedzialnością, kto ma je podlewać. Mam super pomysł, ustawa jest zła, trzeba działać, tworzyć... ale kurde, czemu oni tego nie zrobią. I tak jest zawsze. Dorośnijmy odrobinę, wyciągnijmy wnioski.