Jak pisałem, że polityka państwa związana z rybactwem i rybołówstwem jest źródłem przekrętów, to nie tylko Prezes Rudnik bezpośrednio mi zarzucił, że nie mam pojęcia o czym piszę, ale również i na forum znalazły się osoby mocno broniące takich np. Lokalnych Grup Rybackich i związanych z nimi Lokalnych Grup Działania. Potrzeba matką wynalazków, więc w Polsce z pomocą przyszli np. właściciele stawów z karpiami oraz samo PZW
I tak właśnie się restrukturyzuje zawód rybaka. Żeby chociaż ta unijna kasa była rzeczywiście przeznaczana na restrukturyzację zawodu rybaka albo w głównym stopniu na lokalną infrastrukturę, ale nie. Potworzyły się więc w całej Polsce "lokalne kliki" samorządowców, mikro przedsiębiorców, pseudo stowarzyszeń i pseudo fundacji ciągnących kasę na restrukturyzację rybactwa, często na terenach na których od lat nie było rybaków. I część tych "klik" w przyszłości pozostanie w lokalnym światku - również wówczas, gdy skończą się unijne środki.
Tworzy się więc izby pamięci rybaka, "inkubatory smaku" gdzie panie z koła gospodyń wiejskich pokazują swoje produkty za unijne pieniądze. Organizuje się pseudo szkolenia za ogromną unijną kasę, z których trudno jest kogokolwiek rozliczyć. Szkolenie z tego, szkolenie z tamtego. Wysyłamy na szkolenie swoich kumpli. Nażremy się, popijemy za unijną kasę i tak właśnie wygląda restrukturyzacja zawodu rybaka. Wysyłamy dziadków z PZW na szkolenia z rybactwa i restrukturyzacji tego zawodu, z których wielu ma problem z wymówieniem słowa "restrukturyzacja". Rybacy "morscy" szkolą się więc za kasę z UE np. z tego jak odróżnić troć od łososia, bowiem w dziennikach jednostek łowiących łososia w Polsce ciągle pojawiają się zapisy, że zamiast łososia odławiana jest głównie troć wędrowna....której połowy są nielimitowane przez UE (na łososia są nałożone ścisłe limity). Dlatego wkurzeni Skandynawowie interweniowali w Komisji Europejskiej, że Polacy to oszuści (oczywiście tamci też nie są bez winy, jeżeli chodzi o stan ryb w Bałtyku).
Dodatkowo zajmiemy się organizacją wydarzeń artystyczno-rekreacyjnych promujących daną LGD. Mamy więc festiwal karpia, jesiotra, jazgarza, pieroga itp., zaś lokalne domy kultury organizują jakieś pseudo atrakcje związane z rybactwem. Mamy również stowarzyszenia i fundacje, które ochoczo korzystają z unijnych środków. Mamy więc festiwal piosenki o LGD, konkurs na malowanie obrazów o LGD, kurs szydełkowania. Mamy także np. festiwal „Smaki, kuchnia regionalna” na który PZW funduje nagrody.
Z drugiej strony unijna biurokracja również nie jest bez winy, że wymyśliła właśnie taki sposób restrukturyzacji zawodu rybaka. Jednak problem w Polsce jest taki, że lokalne samorządy (a nawet samo państwo) tkwią głęboko w tej patologii ciągnąć unijne fundusze poprzez balansowanie na granicy prawa.
Unia Europejska jest zła jak nam coś każe zrobić. Natomiast jest ona dobra, jeżeli można coś sobie od niej wziąć. Taka filozofia Kalego made in Poland.