No to jeszcze ja. Dwa razy nad wodą, ale bez kontaktu z rybą. Za to emocji aż nadto. Niestety negatywnych. Ale żeby było jasne, do kija nic nie mam. Bardzo mi się podoba, choć rzuty z pewną dozą nieśmiałości wykonuję. Ale do rzeczy.
Na pierwszym wypadzie. Pękła najdelikatniejsza szczytówka. Żyłka owineła się o nią i trach. Łzy w oczach, nerwy, ale ok, trzeba się nauczyć. Emocje opadły, zakładam średnią szczytówke i do wody. Zero brań. Zły do domu wracam.
Tam mój synek prosi o prezentację wędki na sucho. Składam sprzęt i pokazuję ugięcie.Z niedowierzaniem przygląda się ugięciu trzymając za szczytówkę. Coś mnie tkneło i przypomniałem sobie jak ktoś z forumowiczów tak sobie niedawno załatwił kij i sufit w domu. Wystraszony mówię do juniora że kończymy, a ten co robi? Puszcza szczytówke z dużego ugięcia. Dup i pierścień z czwartej przelotki znika. Zrozpaczony zbieram sprzęt, zanosze do piwnicy.
Na następny dzień wybieram się znów nad wodę i montuje sprzęt. Ostatnia szczytówka. Kazdą czynność wykonuję bardzo starannie, wyrzuty delikatne na bliskie odległości. Po dwóch godzinkach, przy kolejnym wyrzucie czuję nagłe luz. Pękła żyłka i koszyk poleciał na zawsze. Kątem oka widzę, że leci jeszcze coś. Myślę sobie że to nie możliwe przecież. Sprawdzam, niestety moje obawy sie potwierdziły. Ostatnia sprawna szczytówka poleciała do wody. Po godzinie nieudanych poszukiwań pakuje wszystko do auta i powrót do domu. Nie bede pisał co chodziło mi po głowie. Stwierdziłem, że koniec z rybami, jak ktoś " januszem" wędkowania, to orłem nie bedzie.
Po tygodniu nie wytrzymałem i zamówiłem na razie jedną nową szczytowkę.
Przepraszam, że tak się rozpisałem, ale jest to mój sposób na pogodzenie się ze stratą. Jeszcze jak czytam o waszych wynikach, to złośc na siebie wraca,
Wędkę polecam, sytuacją obarczam tylko siebie.
Wysłane z mojego HUAWEI GRA-L09 przy użyciu Tapatalka