Nie ukrywam, że to kamyczek z Mojej strony . Co się stało z normalnym, sensownym,amatorskim wędkowaniem?Czy jeszcze umiemy? Pójść na spontan. Po pracy kijek, kilka robali, kuku i zasiadka? Raczej nie. Kombajn. Tacki i półeczki. Samo organizowanie stanowiska, zajmuje nam o wiele więcej czasu, niż Mojemu Przyjacielowi Kotwic, rozłożenie bacika i złowienie kilku Płotek. Tak, Ja wiem. Nie na tym sztuka polega, niby. Ale zastanówmy się. Czy to nasze gadżeciarstwo, właśnie samo w sobie, nie ograniczyło nam spontanicznych wyskoków po pracy nad wodę?
OT: Tej Arunio chyba zima u Ciebie idzie
Mnie za to zastanawia czy na oklep jeszcze konno potrafimy jeździć, łączyć się z naturą z dzidą w ręce na grzbiecie dzikiego tarpana w... pogoni za zwierzem.
Dupsko przyzwyczaja się do dobrego i ja w tym nic złego nie widzę - zwłaszcza, że mój majdan z wszystkimi tackami, pudełkami i buteleczkami rozkładam w równy kwadrans. Od znalezienia miejscówki przez wypoziomowanie krzesła/kosza po rozłożenie ostatniej wędki operacja trwa 15 minut, 15 minut łapania ryb mniej, które jestem gotów poświęcić by było mojemu zadkowi i kręgosłupowi po prostu dobrze. W alternatywie mam zawsze siedzenie na glebie lub stanie w wodzie, wieczne schylanie się po przynęty, rychłe hemoroidy i garba w drodze, jak, daleko nie szukając, mój sąsiad... dziękuję, wolę moją drogę gadżetowego samuraja.
A na poważnie już - my faceci jesteśmy gadżeciarzami, którymi rekompensujemy sobie różne niedostatki... ryb, młodości, talentu, a czasem i przyrodzenia
Ja w tym nic złego nie widzę.
Topic - te słoiczki 50 ml i butelki 100 ml są mega, mega zajefajne... jakbyś zamawiał to daj Marcin znać, chętnie się przyłączę do zamówienia.