Rozumiem, czyli będziesz łowił zgodnie ze sztuką. Klasa
Jaca, bardzo łatwa jest odpowiedź na pytanie: żyłka czy plecionka? Wspominasz, że dopiero zaczniesz przygodę z trociami, więc jesteś początkującym wędkarzem - w tej dziedzinie, oczywista sprawa. Żyłka jest idealna na początek (a czasem nawet na zawsze - są gusta i guściki), banał. Jej zalety to cena, odporność na zamarzanie i... rozciągliwość. Nie kombinuj, żyłka to trociowa klaska. Zresztą nie jest tak, że łowcy wykorzystują wyłącznie plecionkę, bynajmniej. Trzeba też wspomnieć, że w tym przypadku trzeba się zaopatrzyć w naprawdę dobrą plecionkę, która spooooro kosztuje - nie ma kompromisów. Przeciwwskazania? Mróz, mróz, mróz...
W ostatnim czasie popularne jest łowienie troci na przynęty gumowe - twistery, rippery i kopyta. Wiadomo, żelastwo i woblery to klasyka, jednak fachowcy mawiają, że nie istnieje coś takiego jak przynęta trociowa. O czym to świadczy? O tym, że kwestia wyboru jest otwarta, nie ma ograniczeń. Chyba nie trzeba pisać, jakie korzyści niesie stosowanie gumowych przynęt. Ważnym aspektem jest cena. Inną kwestią jest dalekosiężność, a jeszcze inną - łatwość docierania do dna (możliwość doboru stosownego obciążenia). Sporo, prawda? Woblerów i blach trociowych aktualnie jest na rynku (na godzinę 02:36 dnia 31 listopada) dokładnie 27656 rodzajów, typów, modeli (jednak do rana powstanie kilka nowych)
Bardzo popularne są produkty "miejscowych" speców - i to woblery, i blachy (nie obejmiesz tego wszystkiego ludzkim rozumem - za mało pamięci). Jest tego w bród, wystarczy się rozejrzeć, gdzie trzeba. Przynęty szczupakowe i sandaczowe razem wzięte to ułamek przynęt trociowych, serio.
Z kupna kołowrotka możesz zrezygnować, jednak pod warunkiem, że masz pod ręką jakiegoś Zaubera czy jego klon o oznaczeniu 4000. Nic więcej Ci nie trzeba, przynajmniej na początek. Łowienie troci to nie jest robota dla sprzętu dorszowego, wcale, więc spokojnie, głęboki oddech, luzik.
Wędzisko to ważny element układanki, kolejny banał. Na rynku jest dostępnych pewnie tysiąc modeli o tajemniczym oznaczeniu "Salmon", jednak na początek przygody, żeby zapoznać się ze specyfiką takich łowów (co tam specyfika - trzeba mieć ciepłe gacie i samozaparcie
), wystarczy tani model o długości około trzech metrów (285-300 cm) i ciężarze wyrzutowym w granicach 50-70 gramów. Czy to jednak rozsądne podejście? Tani, dodatkowo pierwszy lepszy kij? Hm, raczej nie. Jeśli masz solidny kij szczupakowy, z nim w ręku zrób pierwszy krok. Nabierzesz doświadczenia, polubisz takie łowienie (lub nie polubisz), kupisz kij z prawdziwego zdarzenia (a nawet kilka, bo tak to działa). W wyborze specjalistycznego (a jak!
) wędziska pomoże Ci bezpośredni kontakt z innymi wędkarzami, kolejny truizm. Potrzymasz, pomachasz, zarzucisz... Bądźmy szczerzy, połowa z tego oferowanego w sklepach tysiąca patyków to sprzęt specjalistyczny, zgoda, ale do zaganiania kaczek do kurnika, a nawet dyszle do wozu drabiniastego, nie wędziska. Trzymetrowy spinning o sporym ciężarze wyrzutowym potrafi zmęczyć, potrafi. I konia położy. Tym bardziej trzeba się mieć na baczności.
Ja na Twoim miejscu "zaprzyjaźniłbym" się z kimś, kto naprawdę się zna na łowieniu troci, a ewentualne wybory konsultowałbym właśnie z nim. I szybciej się nauczysz, i mniej stracisz, i flaszkę z nim wypijesz.
Aha, właśnie sobie przypomniałem, po co tyle pisałem o tych gumach. Chodzi o to, że prowadzić w rzece gumę jest o wiele łatwiej niż woblera, więc warto mieć te przynęty w arsenale. Specjaliści twierdzą, że często prowadzą "trociowe" gumy równym, w miarę szybkim tempem. Ostatni banał
Wiem, nie pomogłem, jednak na tyle się rozbudziłem, że w przyszłym roku wracam do spinningowania
Pieprzyć te cholerne gruntówki! Never again!