Prac administracyjnych na forum jest obecnie na tyle dużo, że liczba dodawanych przeze mnie wpisów, a tym bardziej zakładanych nowych wątków znacznie zmalała
Mam taki swój mały notatnik, w którym zapisuję sobie różne, mniej lub bardziej ciekawe rzeczy, które chciałbym poruszyć. Korzystając ze świątecznego czasu wolnego, otworzyłem te zapiski i wybrałem losowo jeden temat
Może wybór nie był do końca losowy, bo po trosze zainspirował mnie założony przez Radka wątek pt. "
Jak zostać dobrym zawodnikiem, a może jak zostać dobrym wędkarzem".
Na ostatnim zlocie, podczas nocnych wędkarskich pogaduszek rozmawialiśmy ze Zbyszkiem, Bartkiem, Jackiem i Robertem na temat wiązania żyłki do szpuli kołowrotka.
Zadałem im wtedy pytanie, czy wiążą żyłkę do szpuli. Ja przestałem to robić już jakiś czas temu.
Doszedłem do wniosku, że w niczym mi to nie pomaga, a jeśli by się dobrze zastanowić, to nawet trochę przeszkadza. Po co mam tworzyć węzeł, ucinać/odgryzać końcówkę, zakładać ją odpowiednio na szpulę i jeszcze starać się, żeby jakoś zamaskować węzeł? Niektórzy producenci kołowrotków robią specjalne wyżłobienia w dnie płytkich szpul, żeby takie węzeł można było ukryć. Tak, jestem cholernym cyzelatorem, szczególnie jeśli chodzi o wiązanie, konstruowanie zestawów. A może ogólnie jestem skrupulantem
Teraz tylko przykładam skośnie żyłkę do dna szpuli, robię kilka obwojów i już można pracować kołowrotkiem.
Jak często zdarzają nam się ryby, które wysnuwają nam całą żyłkę z kołowrotka? A jeśli nawet taką zatniemy, to czy węzeł ten w czymś nam pomoże? Z pewnością większość z nas spotkała się z sytuacją, w której to właśnie ten węzeł był przyczyną tajemniczego zniknięcia wędki nad ranem
Przypis dla niewtajemniczonych: oczywiście, karp wcale nie musi wysnuć całej żyłki, żeby wciągnąć kij Byłem też świadkiem złamanej wędki i uszkodzonego kołowrotka, kiedy to podhaczona duża ryba wybrała spinningującemu całą linkę. Ktoś by powiedział, że to źle dobrana moc linki do mocy kija. Pewnie tak. Choć dziś coraz częściej wędkarze stosują do łowienia bardzo mocne plecionki, które faktycznie są niewspółmiernie mocne w stosunku do mocy wędziska.
Temat poruszyłem głównie po to, by na tym skromnym przykładzie ukazać, że czasem postępujemy zgodnie z nawykami, utartymi schematami, zwyczajami, nie do końca zastanawiając się, czy jest to tylko pomocne i korzystne czy może niezbędne i konieczne, a może nie ma żadnego znaczenia w przypadku naszego wędkowania.
Podobnie było z długością przyponów. Przez długi czas większość z nas myślała, że im krótszy przypon, tym mniejsza wytrzymałość tego odcinka żyłki. Wydawało nam się, że tak krótki odcinek, z racji na ograniczoną rozciągliwość, zawsze będzie słabszy od dłuższego odcinka tej samej linki. Takie prawdy wyznawaliśmy i nawet głosiliśmy, doradzając innym, tworząc wędkarskie poradniki. Z błędu wyprowadził nas dopiero nasz kolega Marian (
1,
2).
Również Marian w
ostatnich dyskusjach wskazuje na brak zasadności skupiania obciążenia w dolnej partii w celu spowolnienia dryfu zestawu spławikowego. Wymiana doświadczeń i ścieranie się teoretycznych obliczeń z praktycznymi obserwacjami nadal trwają
Jak więc wspomnieli koledzy w przytoczonym przeze mnie na początku tego wpisu wątku, dobrze jest cały czas analizować, obserwować, kwestionować, weryfikować, myśleć nad nowymi, lepszymi rozwiązaniami
Temat założyłem z myślą o wędkarstwie spławikowo-feederowym ogólnie, więc ciężko było go przyporządkować do jednego działu. Jako że feeder cieszy się na forum większą popularnością, wątek umieściłem w dziale Grunt.