Zapewne to nie miejsce na takie dywagacje, ale cóż
Kwesta dopasowania zestawu to zagadnienie względnie subiektywne, każdy ma swoje preferencje. Biorąc pod uwagę mityczne wręcz "wyważenie" układu wędzisko-kołowrotek, funkcjonują dwie teorie: jedna jest popularna, druga natomiast "wywrotowa" - jej wyznawcy są nazywani oszołomami. Należę do tej drugiej grupy
"Wyważanie" zestawu kołowrotkiem jest złudne. Jeśli trzymamy kij tak, że mamy dwa palce przed stopką kołowrotka i dwa za nią, to równie dobrze możemy porównywać kije bez zamontowanych kołowrotków, ponieważ przy tym chwycie nawet dziesięciokilogramowy kołowrotek nie przesunie środka ciężkości do tyłu. Nas interesuje punkt podparcia, czyli to miejsce, które wyznacza położenie stopki kołowrotka. Inaczej jest, gdy trzy palce wędrują przed stopkę, to oczywiste, bo wtedy ciężar kołowrotka powoduje odciążanie części szczytowej kija.
Wystarczy przeprowadzić prosty eksperyment z elektroniczną wagą. Mocujemy kołowrotek w uchwycie, chwytamy kij, jak to mamy w zwyczaju, następnie opieramy przelotkę szczytową o szalę wagi. Teraz zmieniamy kołowrotek na cięższy, powtarzamy czynności. Jaki wniosek? Ano taki, że masa kołowrotka w ogóle nie zmieniła nacisku kija na szalę! Ani grama różnicy. Uwaga: cały czas jest mowa o chwycie "dwa palce przed stopką, dwa za nią (kciuka nie liczymy)". Trzeba dodać, że kołowrotki są "wyważone" neutralnie, oczywiście względem stopki, więc nie ma mowy o tym, że jeden kołowrotek leci na twarz, a inny na dupsko. Nie, tak nie jest.
Wniosek jest prosty: przy popularnym chwycie (stopka między palcem serdecznym a środkowym) ciężar kołowrotka nie ma wpływu na przesunięcie środka ciężkości układu wędzisko-kołowrotek. Wpływ na to ma jedynie masa przyłożona przed lub za stopką kołowrotka (podstawy fizyki). Jeśli zmienimy rodzaj chwytu, przedłużymy jedno ramię, skrócimy drugie - lub odwrotnie. Co z tego wynika? Mianowicie to, że niepotrzebnie dźwigamy zbędny ciężar.
Można zapytać, czy stosowanie ciężkich kołowrotków ma sens, biorąc pod uwagę powyższe kwestie. Tak, jest coś, co uzasadnia takie praktyki, czyli dalekie rzuty ciężkimi zestawami. Wtedy masa, która jest miarą bezwładności - o czym wszyscy dobrze wiemy - chroni wędkarza przed przeciążeniami.
Czy jest tutaj ktoś, kto podziela moje zdanie? Chociaż jedna osoba?
Na innym forum pewien użytkownik zyskał taką teorią kilku sprzymierzeńców, jednak w efekcie został forumowym oszołomem. Niesłusznie, bo argumentował bardzo celnie. Tak przywykliśmy do tego "wyważenia", że nie bierzemy pod uwagę kwestii oczywistych, czyli rodzaju chwytu. Powtarzam: jeśli trzy palce trafią przed stopkę kołowrotka, wtedy będzie on, jego masa, naszym "sprzymierzeńcem", jeśli trzy palce powędrują za stopkę - masa kołowrotka będzie powodowała opadanie kija na twarz - im będzie on cięższy, tym bardziej będzie to odczuwalne.
I co, ma sens ta teoria? Ja od dawna jestem jej zwolennikiem. Do tego stopnia, że robiłem eksperymenty, montując przesadnie lekkie kołowrotki do spinningów i gruntówek.
Jeśli trzeba, wydzielę ewentualną dyskusję, żeby tutaj nie mieszać.