Zobaczcie też ciekawą rzecz. W PZW zarybianie odbywa się w przedziwny sposób. Własne ośrodki zarybieniowe, kasa, kontrakty... Stworzono masę stanowisk, opłacanych ze składek. W teorii miało być taniej, ale czy tak jest naprawdę? Dlaczego nie ma rozliczeń, które pokazywałyby czy dany ośrodek przynosi zyski czy tez nie? Czy w ogóle powinien przynosić zyski? A może niech działa po kosztach? A jeżeli są straty? Nie lepiej jest sprzedać taką instytucję i zlecić zarybienia kołom? Niech sami się gospodarzą?
Tutaj właśnie tkwi sedno polityki zarybieniowej PZW. Rządzi prezes okręgu, taki Iwański. On ma najwięcej do powiedzenia, on rozdaje karty. Kto jego sprawdzi? Kto sprawdzi Bedyńskiego w OM? I tak dalej i dalej. Rządzą kolesie, nie ma żadnej kontroli tak naprawdę. Zamiata się rzeczy pod dywan. A później okazuje się, że ryb nie ma. Dlaczego w Porozumieniu Dolnośląskim po raz kolejny pojawia się tłumaczenie pewnych schematów działania? Przecież takie rzeczy powinny być jawne od samego początku. Jeżeli w moim okręgu jest wędkarz z innego, i łowi ryby z mojej wody - to ja chcę mieć pewność, że to się odbywa na normalnych zasadach, co rok powinno być zestawienie - i podane do wiadomości publicznej, czy wody były zarybione zgodnie z operatem. Ale wszystko wypływa po jakimś czasie dopiero, bo prezesi się dogadują między sobą, rzeczy są załatwiane 'pod stołem'.
Co do stanowisk. Ja uważam, że już osoba z wykształcenia będąca ichtiologiem zrobi więcej. Taki gość ma w głowie pomysł na to jak zrobić pewne rzeczy. A tacy starzy wyjadacze? Jak pan Bedyński? Za kasę wędkarzy zleca badania, po czym okazuje się w nich, z e potrzebna jest spółka rybacka, która już ruszyła i ma już granty z UE, on sam zasiada w zarządzie
To przecież tak nieprawdopodobne, że aż śmieszne. Tylko na początku - później jest tragicznie już...
Zadajmy sobie pytanie, czy trudno znaleźć lepszą osobę od Bedyńskiego