Cóż, straszne historie nie muszą się dziać gdzieś daleko.
Teraz chciałem opisać inny rodzaj degeneracji w w wędkarskiej jakim jest lokalny "mięsiarz" - nazwijmy go dla przykładu Ziutek. Otóż Ziutek nie jest w stanie powstrzymać się od zabrania ryby jaką złowi bez względu na ilość. Z racji faktu, że okolica obfituje w starorzecza łowi tam, kiedy tylko może. Złowi siatkę ryb to pełna siatka wędruje pod nóż a potem do zamrażalka. Co więcej Ziutek jest dobrym słuchaczem i kiedy usłyszy, że w jakimś zbiorniku pojawiła się ryba po protu wycina ją jak tylko jest w stanie. Jeżeli zbiornik znajduje się w lesie to nie bawi się w wędkowanie tylko od razu jedzie z siecią. Potrzebuje jakiegoś tygodnia by wytrzebić rybę.
Bezczelność Ziutka można poobserwować na najbliższym łowisku komercyjnym. Łowisko to jest niedużym jeziorkiem, którego gospodarz ma dość zdrowy stosunek wędkarzy. Cały mały białoryb można zabierać bez żadnych opłat, ale za lina lub karpia trzeba zapłacić. Gospodarz zna Ziutka i mu ufa, co jest nadużywane w następujący sposób: Ziutek nigdy nie opuszcza stanowiska kiedy gospodarz jest obecny. Wystarczy jednak, że gospodarz zniknie na kilka minut by zjeść śniadanie w domu, Ziutek zwija sprzęt, zawija ryby i jedzie do domu.
Sami pewnie znacie takich historii bez liku, w mnie krew się gotuje za każdym razem kiedy je słyszę. Dlatego właśnie jestem zwolennikiem zbiorników które mają swoich gospodarzy, kogoś dba o wody.
P.S. Ziutek jest postacią autentyczną, choć imię zostało zmienione.