Po kilku burzliwych dyskusjach, warto chyba otworzyć wątek, w którym zajęlibyśmy się 'naprawą' obecnie obowiązującego regulaminu amatorskiego połowu ryb, czyli RAPR. Nie da się uznać go za nowoczesny, odnosi się wręcz wrażenie, że to zbiór przepisów sprzed kilkudziesięciu lat, które dzisiaj nie mają albo sensu, albo wręcz zastosowania. Regulamin to zestaw przepisów, które mają jakiś określony cel. Muszą być na pewno skonfrontowane z danymi warunkami i poziomem techniki wędkarskiej, kultury, zmieniającej się mody. Tak jak rozwój motoryzacji pociąga za sobą ciągłe dostosowywanie prawa drogowego (lub na odwrót, 'motoryzacji' do przepisów) tak tez powinno być i tutaj. Nie unika wątpliwości, że obecny RAPR jest zły, i nawet przestrzeganie go przez 100% wędkarzy, niewiele by zmieniło, tak bardzo wyrybione są już wody.
Moje propozycje:
1. Nakaz posiadania maty oraz podbieraka.W naszym kraju dbałość o ryby musi stać się priorytetem. Dlatego ludzie muszą nauczyć się jak dbać o ryby. Tutaj wprowadziłbym rok karencji, to znaczy, przepis wprowadziłbym w życie od zaraz, ale karał za nieposiadanie po roku czasu, dając wędkarzom czas na odpowiednie przygotowanie się.
2. Zakaz połowu drapieżników oraz spinningowania, od 1 stycznia do 31 maja. Polskie wody są w fatalnym stanie, jedną z głównych przyczyn jest brak drapieżnika. Dlatego tutaj trzeba go chronić jak tylko można. Obecnie wielu spinningistów łowi 'okonie' lub 'jazie i klenie', używając przynęt, które atakuje szczupak. DOdatkowo kłusownik, łatwo może zabierać ryby, właśnie pod przykrywką łowienia tych gatunków. Do tego wszelkiej maści kombinatorzy, łowiący 'węgorze' lub 'miętusy' na martwą rybkę wiosną (czołowy youtuber dawniej pokazywał, jak jego totumfacki łowił w ten sposób, oczywiście zawsze wieszał się szczupak).
Proste przepisy ułatwią kontrole. Wędkarze niestety będą musieli przeboleć, odbudowa rybostanu jest ważniejsza. Przy czym tutaj wprowadziłbym kilka rzek, na których zezwoliłbym na lekki spinning. Po to głównie, aby uspokoić niezadowolonych z jednej strony, z drugiej aby móc zrobić odpowiednie badania, które potwierdziłyby (lub nie) słuszność takiego postępowania.
3. Limity.Tutaj trzeba zrobić najwięcej. Obecne limity to jest kpina, i odzwierciedlają absolutny brak zrozumienia dla powagi sytuacji. Odrybiono wody, właśnie przez limity oraz ich nie przestrzeganie.
Tutaj na pewno trzeba chronic bardziej drapieżnika, również gatunki takie jak lin, karaś pospolity. Przy czym same okręgi tutaj musiałyby dopasować się odpowiednio.
Jedną z propozycji jakie bym miał, jest ustalenie limitu ryb w roku, jakie można zabrać. Powinno to byc na przykład od 10 do 30 sztuk rocznie, i basta! Zabieranie ryb powyżej limitu oznaczałoby konieczność wykupienia pozwolenia dodatkowego, na kolejną ilość sztuk. Tutaj zabrałbym się tez do określenia tej liczby w mądry sposób. Ilość sumów, które można zabrać rocznie, określiłbym na maksymalnie 10, w pewnych okręgach mogłoby to być nawet 5.
Natomiast takie gatunki jak karaś srebrzysty, sumik karłowaty - powinny być brane bez limitu. Miałoby to też taki plus, że japoniec poczułby większą presję, i to jego by głównie zabierano, a taki lin wracałby do wody.
4. Górne wymiary ochronne.Temat ciężki, bo zahacza o doktrynę polskich naukowców rybackich, która uważa duże osobniki za 'gorsze'. Natura dawała sobie przez miliony lat radę, duże osobniki zresztą, te najsilniejsze - mają wręcz przekazywać swoje geny dalej, bo są najlepsze. Ale spece z IRŚ wiedzą lepiej, dlatego właśnie możemy się pochwalić najlepszymi wodami w Europie
Tutaj oczywiście trzeba chronić drapieżniki, ale i lin czy karaś powinny go mieć. Gatunki obce - jak karp czy amur, powinny mieć ustalane wymiary górne indywidualnie przez okręgi, nasze rodzime, powinny mieć ustalone odgórnie. Na przykład sandacz 75, szczupak 90, okoń 40, sum 150 cm.
To by było na tyle z mojej strony, to takie małe zmianki, które wiele by dały, już w przeciągu kilku lat!