Wątroba, czy też padlina jest bardzo dobra do nęcenia. Ja przekonałem się, że odpady z rzeźni podawane systematycznie w jednym miejscu są mega-skuteczne. Jednak po kilku tygodniach takiego karmienia na wątrobę zaczął brać karp. łowisko ma kilkadziesiąt ha i jest prywatne. Nie jest to platna komercja, a prywatny kompleks na którym można połowć za zgodą właściciela kilka razy w roku. Przez kilka tygodni ''wlewaliśmy" do wody wnętrzności wieprzowe. Na żywca zakładaliśmy spore karpie, ale brń nie było, chociaż sym przy brzegu tłukł w naszą zenętę jak szalony. Efekty przyniosło podniesienie żywca pod powierzchnię przy pomocy spławika i mało humanitarnego pozbawienia go płetw dolnych. Nauczyłem się wtedy, że sum nie lubi otwartej wody.. Brania były na krawędzi brzegu i przy zatopionym drzewie. Większośc z nich ze względu na nasz sprzęt odzyskała wolność chwilę po zacięciu, ale rekordem wyprawy było 44kg! Ja oczywiście odrabiając abstynenckie czasy nie złowiłem nic, ale kilka dni później na odpiernicz dałem swojej żonie najgorszy mój sprzęt uzbrojony w czerwonego robaka, a chwile po tym zabieralem jej wędkę wyciągając sandacza ok 4kg. Wracając do suma to stosując rosówki, albo wątróbkę łowilismy wszystko inne, albo małe sumy. Efekty przyniosły nam dopiero duże żywce postawione blisko zaczepów i zarazem blisko brzegu.
PS. jak ktoś lubi swoje wędki i równocześnie lubi piwo, to polecam sprawdzić wolny bieg po zarzuceniu zestawu...