Po chyba 7 czy 8 razem sesjach na Trencie mam już powoli obraz jak działają leszcze. Ciekawe, że uważamy je za mało waleczne i łatwe, i jakby automatycznie stwierdzamy, że tak tez jest pod wodą, że klenie, brzany lub karpie są od nich 'silniejsze' i je 'gonią'. A tak nie jest!
Przede wszystkim podejście zanętowe odpowiada wszystkim gatunkom - i brzany, klenie czy karpie to lubią. Jednak niezmiernie ważne jest trafianie w to samo miejsce i odpowiednie wprowadzenie porcji towaru na początek. Konopie w miksie lub nawet jako 50% całości nie dały mi wcale brzan i kleni w większej ilości. Teoria swoje - a realia swoje
Dawanie pelletów czy grubych kulek też nie zmienia faktu, że leszcze wchodzą, na pewno jednak brań jest jak na lekarstwo teraz, żaden gatunek się nie pojawia raczej, jak już to leszcz właśnie.
Najlepszym sposobem więc na 'unikanie' leszcza jest zanęcenie dwóch miejsc w ten sam sposób. A więc jedna wędka obsługuje jedno pole, druga następne. Ani razu nie miałem brań leszczy w tym samym czasie na dwóch wędkach. Najwyraźniej stado jeżeli operuje, to tylko w jednym punkcie. A więc jak leszcze są w jednym miejscu, to nie ma ich w drugim. Wczoraj po raz kolejny miałem świetny początek, z brzaną i dwoma kleniami, aby wkrótce być nękanym przez leszcze. W przeciągu 3.5 godziny złowiłem ich 11, z czego 10 na jeden kij. Ale pomiędzy ich braniami następowały przerwy, wtedy miałem kilka brań innych, dwa okazały się być kleniowe (53 i 55 cm). Tak więc upór może się opłacić, nie wiadomo kiedy weźmie coś innego. Niestety, moja prawa wędka po dwóch pięknych rybach (brzana 80 cm i kleń 60 cm) zaliczyła 'ciszę'. W pewnym momencie miałem tam brania i...leszcza oczywiście.
Teraz więc mam pole jakby do dalszych poszukiwań opcji najlepszych. Pierwsze pytanie brzmi - czy leszcz powoduje, ze inne ryby się odsuwają bo są jakby odganiane lub wolą 'luz', czy też stado po prostu wyżera cokolwiek się tam znajdzie, sprawiając, że innym rybom trudniej tam coś znaleźć? Bardziej skłaniałbym się do stwierdzenia, że brzana i kleń niezbyt chętnie pojawiają się tam, gdzie stacjonuje spore stado leszczy. Bo używam miksu 50/50 i białych, i wątpię aby wszystko można było 'wybrać' z danego miejsca. Zanęta i pellety karpiowe 2 mm są dobrze widoczne i mają zapach intensywny, białe zaś są doskonale widoczne, do tego poruszają się jeszcze, rzeka wysyła w dół na pewno zapach (choć w zimnej wodzie ma on o wiele mniejsza moc).
Mam też inną obserwację. Wczoraj 2 z 11 leszczy miały ponad 40 cm, reszta powyżej 50 cm. Te małe leszcze czasami są o wiele liczniejsze. Zastanawia więc - czy są to osobniki z jednego stada, czy też są one jakby oddzielne? Dlaczego nie ma leszczy poniżej 40 cm? Ta woda na pewno zawiera ich całkiem spora ilość. Oczywiście trzeba tu zauważyć, że to jest woda zdrowa, z populacją szczupaka, sandacza i okonia, do tego są kormorany, więc nie ma problemów ze skarłowaciałą drobnicą, bardzo żarłoczną z racji konkurencji pokarmowej. Jak więc leszcze dobierają się w stada? Bo chodzi też o rozmiar przynęt. Te dwa 40staki zostały złowione na 4 białe robaki. Bo przy łowieniu zima to tez jest jakaś opcja - trzeba sprawdzać, czy lepszych wyników nie ma na mniejsza przynętę. Jak się dowiedziałem, wielu łowców brzan - tych co siedzą za dnia, używają 2 lub 3 białych na mniejszym haku. Żadnych pęczków na włosie, po prostu skromnie, jak przy łowieniu płotek. Wiadomo, ze drobniejsza ryba wtedy też jest łowiona, ale na pellety, kulki czy mielonki wyniki są o wiele gorsze. Tak więc mniejsze przynęty mogą oznaczać pojawianie się stad leszcza o mniejszych rozmiarach. I mamy kolejny kłopot
Jeżeli jednak jest stado mniejszego leszcza, to ten powinien być bardziej straszony przez większe ryby, bo to on jest celem ataków takiego szczupaka. Sztuki duże wrogów naturalnych już praktycznie nie mają.
Problem na wodzie stojącej można teoretycznie wyeliminować wielkością przynęt. Sęk jednak w tym, ze w okresie gdy wody są zimne, duże przynęty cechuje wysoka nieskuteczność. Więc trzeba wybrać coś rozsądnego. Póki co opcją numer jeden, aby łowić coś większego, jest nęcenie w ten sam sposób dwóch miejsc, oddalonych od siebie o co najmniej 20 metrów. Sam zasięg stada to wg mnie 10 metrów. Więc ściągając je w punkt A, mamy wolny punkt B.Na wodzie stojącej to dość niewygodne przy dwóch wędkach, jednak do zrealizowania. Takiego podejścia raczej nie stosowałem, bo wiąże się to z większą pracą, spodowaniem dwóch linii. Ciekawi mnie czy doświadczenia z rzeki sprawdzą się na żwirowniach