Napiszę Wam z punktu widzenia wędkarza, ale też wędkarza sportowca.
Generalnie kiedyś, za młodego, kiedy sprzętu jeszcze za wiele nie posiadałem i kupowało się to, co było dostępne w lokalnych sklepach wędkarskich, posiadałem siatkę z 3-4 obręczami, okrągłą, długości może 50-60 cm. Były takie czarne siateczki, ze sznureczkiem u góry, które wieszało się na podpórce i wrzucało rybki, z reguły karasie - bo tych za moich młodzieńczych czasów było zatrzęsienie na wodach, gdzie mogłem łowić posiadając wyłącznie kartę wędkarską. Łowiło się ryby, wrzucało do siatki a później wypuszczało. Była to swojego rodzaju przyjemność. Nie wypuszczanie, bo wtedy to nie było ani modne ani nie było tematem przemyśleń dla mnie, po prostu nie zabierałem ryb i tyle. Po prostu jako dziecko cieszyły mnie ryby w siatce, które na koniec pooglądałem i wypuściłem. Karasie mocne, więc problemu nie było. Nie było też problemu z wpisywaniem ich do rejestru, liczeniem, ważeniem.
Aktualnie siatki na ryby nie wożę. Ryb nie zabieram, posiadam już tylko długie, 4 metrowe siatki zawodnicze, które niestety swoją powierzchnią i gęstością absorbują o wiele więcej smrodu i wody, co później nie jest najwygodniejsze ani najprzyjemniejsze. Taka siatka to oczywiście dodatkowy bagaż, a tego mi nie brakuje więc wolę ograniczać się do rzeczy niezbędnych. Kolejna sprawa - rejestry. Posiadamy w tej chwili tyle wód, łowimy często w kilku okręgach, na różnych zbiornikach, rzekach, kanałach - a nawet ich odcinkach - występują różne regulaminy, wymiary ochronne, limity ilościowe etc. Z samej wygody myślenia tylko i wyłącznie o łowieniu - nie stosuję siatki, ponieważ nie chcę się martwić kreskami w rejestrze, gatunkami, centymetrami itd.
Gatunki, które obecnie padają moim "łupem" to z reguły płocie, leszcze, wzdręgi - ryby gatunków z tych "słabszych". To koleny, choć nie główny powód tego, że po prostu wolę tych ryb nie przetrzymywać w siatce. Piszę, że nie główny, ponieważ pierwsze wymienione już niejako z urzędu eliminują u mnie użycie siatki, więc nawet się nie muszę zastanawiać, czy ryba będzie słaba, czy przeżyje czy też nie.
Treningi przed zawodami - tutaj różnie. Zależy od rangi zawodów. Ja nie startuję w mistrzostwach Polski, żeby aż tak istotny był dla mnie wynik treningu. Ukleje na Odrze można sobie liczyć mnożąc przez średnią wagę. Płotki podobnie. Leszcze jako bonusy już - też można średnią wagę wyciągnąć. Trening też głównie nie polega na liczeniu wagi ryb złowionych, bo to jest rzecz moim zdaniem najmniej istotna. W końcu nierzadko można złowić 5 rybek w dosłownie martwym łowisku i wygrać zawody. Po takim treningu okazało by się, że nasza taktyka zawodzi - a to wcale nie prawda. Tak więc treningi to przede wszystkim całościowa analiza łowiska, gatunków ryb, dobrania odpowiedniej taktyki, zestawienie tego ze stosowaną zanętą. Wynik treningu trzeba też mieć z kim zestawić, bo jeśli mamy trenować sami dla siebie to taki trening może być tylko i wyłącznie treningiem rzemiosła, nie ma natomiast zupełnie przełożenia na to co rzeczywiście jesteśmy w stanie wypracować nad wodą w czasie zawodów, kiedy losujemy zupełnie inne stanowisko a obok łowi kilkunastu czy kilkudziesięciu zawodników.
Same zawody już jakby nie było obligatoryjnie nakazują stosowanie siatek. Ale i tutaj, w naszej polskiej rzeczywistości (ilości ryb), przy dużej konkurencji i wielkości poławianych ryb w zestawieniu z wymaganiami dotyczącymi wielkości siatek i 4 godzinnej turze zawodów raczej nie stwarzają ogólnie złych warunków przechowywania rybek.
Reasumując, warto, jeśli nie jest to konieczne i jeśli ktoś ryb nie zabiera, zminimalizować ich przechowywanie w siatkach, bo tak na prawdę to nie tylko nic nie daje ale też stwarza dodatkowe problemy, o których wyżej wspomniałem. Zawody, choć odbywa się ich wiele i często, biorąc pod uwagę powyższe oraz krótki jakby nie było czas przetrzymywania ryb w siatkach ogólnie uważam, że w ujęciu globalnym w naszym kraju siatka jako taka nie stanowi dużego problemu.