Autor Wątek: My, romantycy  (Przeczytany 3156 razy)

Offline jurek

  • Ekspert
  • *****
  • Wiadomości: 2 435
  • Reputacja: 202
  • Płeć: Mężczyzna
  • Lokalizacja: południowa wielkopolska
  • Ulubione metody: method feeder
Odp: My, romantycy
« Odpowiedź #15 dnia: 21.12.2017, 00:47 »
Radku, jakże pięknie i romantycznie piszesz :bravo: :thumbup:
Dzięki za cenne rady od takiego fachowca i miłośnika, wręcz fana naszych rodzimych książąt. Bardzo liczę, że nasze grono zrzesza więcej takich romantycznych popaprańców, jak my.
Myślę, że wraz z pierwszymi promykami wiosny, wątek ten
zacznie żyć własnym pulsem.
Jeszcze raz - dzięki. :D

Offline jurek

  • Ekspert
  • *****
  • Wiadomości: 2 435
  • Reputacja: 202
  • Płeć: Mężczyzna
  • Lokalizacja: południowa wielkopolska
  • Ulubione metody: method feeder
Odp: My, romantycy
« Odpowiedź #16 dnia: 21.12.2017, 12:04 »
Ostatnio natknąłem się na ciekawy sposób mocowania całej rosówki do włosa. Mianowicie włos ma długość ok. 5-8cm i jest zakończony malutkim haczykiem / góra nr 20 / i rosówkę nadziewa się na niego za siodełko.  Ale jak tu takiego dowiązać do żyłki ? Jak łapy się trzęsą :facepalm:

Offline katmay

  • Ekspert
  • *****
  • Wiadomości: 8 295
  • Reputacja: 562
  • Płeć: Mężczyzna
  • Lokalizacja: Łowicz
  • Ulubione metody: waggler i feeder
Odp: My, romantycy
« Odpowiedź #17 dnia: 21.12.2017, 13:05 »
Ale na PZW tak łowić nie wolno. I jeden hak za daleko.

Wysłane z mojego SM-G930F przy użyciu Tapatalka

Marcin

Offline jurek

  • Ekspert
  • *****
  • Wiadomości: 2 435
  • Reputacja: 202
  • Płeć: Mężczyzna
  • Lokalizacja: południowa wielkopolska
  • Ulubione metody: method feeder
Odp: My, romantycy
« Odpowiedź #18 dnia: 21.12.2017, 13:43 »
No popatrz, całe życie się człowiek uczy :D

Offline jurek

  • Ekspert
  • *****
  • Wiadomości: 2 435
  • Reputacja: 202
  • Płeć: Mężczyzna
  • Lokalizacja: południowa wielkopolska
  • Ulubione metody: method feeder
Odp: My, romantycy
« Odpowiedź #19 dnia: 21.12.2017, 15:45 »
Pozwolicie, że podzielę się z wami takimi oto wrażeniami z wędkarskiego wypadu :

Niedaleko mojego miejsca zamieszkania było starorzecze, które wraz z upływającym czasem przemieniło się w typowy zbiornik linowo-szczupakowy. Obfitowało min.  w przepiękne liny. Śmiało mogę powiedzieć, że nie powstydziłaby się takich okazów i dzisiejsza angielska komercja. Miejscowi w żaden sposób nie mogli tych linów wytłuc, bo żadną siatą nie można było tam sobie poradzić. I co roku w okresie tarła, odbywał się spektakl, podczas którego ciemnooliwkowe grzbiety sięgajacych pod 3-4 kg wagi linów robiły taki kipisz w przybrzeżnych oczeretach, że liście gęsto  kładły się na powierzchni,  powyrywane i połamane przez godujące ryby. Niby można je było wtedy łatwiej pojmać, nawet w rękę, ale przekonanie o trujących właściwoścach liniego mięsa skutecznie zniechęcało wszelkiej maści kłusoli. Widok tych okazów spędzał mi sen z powiek.
Jakoś nigdy nie udawało mi się złowić większego jak 40-44 cm. Ale wiary nie traciłem, i co roku, wytrwałe przesiadywałem tam , nieraz połowę wakacji.
Tak więc, pewnego pięknego wczesnomajowego dnia, a w zasadzie jeszcze w nocy dotarłem na swoją ulubioną miejscówkę, którą wcześniej podnęcałem pokrojonymi rosówkami i ziemniakami. Było przepieknie. Nad wodą unosiła się lekka mgiełka. W nocy było ok. 12 stopni. Rozłożyłem jedna bambusówkę z jałowcowym dolnikiem. Spławiczek ok. 1g, kawałeczek ołowiu, żyłka gorzowska tęczówka o,30.
,myślę, że haczyk w granicach nr 8.  Na haczyku mała rosóweczka. Oczko znajdowało się ok. 5m od brzegu. Cichutko umieściłem zestaw i zamarłem w bezruchu.
Po ok. godzinie, gdy wszystkie kości zaczęły już dawać znać o sobie spławiczek nagle ożył.  Najpierw zadrżał, tak iż okragłe fale rozchodziły się wokół niego, następnie przesunął się do przodu, do tyłu i ... cisza. Nic się nie działo przez kolejne minuty. Ale nauczony doświadczeniem kilkakrotnej utraty ryby przez zbyt szybkie zacinanie spokojnie czekałem, cały spocony, odrętwiały wręcz z powodu bólu sztywnych pleców i ramion, ale wędki nie wypuszczałem z rąk. I znowu zaczęłą sie zabawa : pyk, pyk, obrot dookoła osi, przesuw w lewo i w prawo. Po ok. pół godzinie, nagle odjazd pod liść grążela, nerwowe zacięcie i ... na brzegu wylądował, może 10 cm okonek.
Byłem wściekły, ale do tej pory, wspominając to wydarzenie śmieję się z siebie, z jakim przejęciem wtedy podszedłem do tego brania :D

Na pewno podobnych przygód przeżyliście mnóstwo, może warto się nimi podzielić ? Zachęcam :D

Offline grych

  • Ekspert
  • *****
  • Wiadomości: 521
  • Reputacja: 53
  • Płeć: Mężczyzna
  • Lokalizacja: Grunwald
  • Ulubione metody: bat i feeder
Odp: My, romantycy
« Odpowiedź #20 dnia: 21.12.2017, 17:07 »
Były to czasy, kiedy w sklepie wędkarskim nie mogłem sobie pozwolić na jakieś "fajerwerki" i np. żyłkę kupowało się "na metry" a na stojakach królowały haczyki Au Lion Dor (czy tak jakoś) i też kupowało się je na sztuki, a wszystko po to, by w wakacje letnie móc połowić rybki. To wtedy jeden znajomy mi opowiedział, że jak zacinał swoją pierwszą rybę w życiu, to zrobił to z takim impetem, że wyciągnął samą głowę (twierdził, że oderwał ją od reszty rybki) :facepalm:  Krążyły wtedy między nami legendy, jaką to 'Koperek' (bo tak go przezywaliśmy) ma siłę ;)   


Tak  na marginesie, jak sobie przypomnę, jak się wtedy prześcigaliśmy w robieniu kijów z leszczyny (mieliśmy swoje tajne miejsce na nią w lesie), jak przelotki wyginaliśmy, szczytem marzeń był do niej kołowrotek z ruchomą szpulą ;) Spławiki były kupne, a jak się zobaczyło że ktoś ma lepszy - to leciało się do telefonu i do rodziców - mamo, tam w tym sklepie na Gimnazjalnej jest taki spławik, takie i takie kolory, taki i duży, taki pękaty i potem czekało się do niedzieli, aż rodzice przyjadą do nas (wakacje były u babci) i przywiozą zamówienie ;)   Czasami łowiliśmy na takiej małej gliniance, gdzie wody było do kolan; ktoś pewnego razu wpadł na pomysł, żeby na środku zrobić sobie pomost. Pomościk pomieścił trzech skupionych maluchów 11-12 letnich (takich jak my), a że do tego łowienia było nas kilkunastu, to zawsze z rana wyścigi, bo kto pierwszy ten lepszy - ma lepsze miejsce; a że potem znowu krążyły legendy ile to każdy złowił karasków (bo nikt z nikim nie rywalizował oficjalnie, ale nieoficjalnie już tak) to czasami bywaliśmy już o świcie ;) Najlepsze ciasto było wtedy, kiedy w domu piekło się placek :facepalm: ;) 

Offline jurek

  • Ekspert
  • *****
  • Wiadomości: 2 435
  • Reputacja: 202
  • Płeć: Mężczyzna
  • Lokalizacja: południowa wielkopolska
  • Ulubione metody: method feeder
Odp: My, romantycy
« Odpowiedź #21 dnia: 21.12.2017, 17:13 »
Prawdopodobnie łowił zestawem końcowym bez amortyzatora :P

Offline grych

  • Ekspert
  • *****
  • Wiadomości: 521
  • Reputacja: 53
  • Płeć: Mężczyzna
  • Lokalizacja: Grunwald
  • Ulubione metody: bat i feeder
Odp: My, romantycy
« Odpowiedź #22 dnia: 21.12.2017, 17:20 »
Jurku - kto wtedy o czymś takim słyszał ;) :p

Jak w jednym ze sklepów wędkarskich (już dawno nieistniejącym) na moją prośbę, że chcę taśmę ołowianą (bo o innym obciążeniu nie słyszałem) sprzedawca zaserwował, że nie ma, ale że może sprzedać mi śruciny, to popukałem się w czółko i wyszedłem stamtąd zniesmaczony, mówiąc mu, że przecież na polowanie nie idę :facepalm: 



Offline Tench_fan

  • Ekspert
  • *****
  • Wiadomości: 1 889
  • Reputacja: 472
  • Płeć: Mężczyzna
    • Galeria
  • Lokalizacja: Gorzów Wlkp.
  • Ulubione metody: bat i feeder
Odp: My, romantycy
« Odpowiedź #23 dnia: 21.12.2017, 19:58 »
Opowiem wam pewną historię.

Dawno to już było, bo lat jakieś 30 wstecz.
Pamiętam, choć czas już zatarł sporo szczegółów, pewną wyprawę wędkarską.
Wraz z ojcem i nieżyjącym już wujkiem wędkowaliśmy nad Wartą. Nie wiem już nawet jaką metodą, czy to jakieś połowy gruntowe, czy może spławik, dość że rybki wtedy nie brały. Ja jako smarkacz zapewne próbowałem przy pomocy przepływanki skusić jakieś płocie.
Było to letnią porą, było bardzo ciepło i wytchnienie dawały tylko nadrzeczne drzewa.
W którymś momencie wujek oddalił się by zniknąć na jakiś czas. Sporo czasu upłynęło, a gdy do niego dołączyliśmy okazało się ,że wędkuje na pobliskim "dołku" , pewnie fragmencie starorzecza.

I to co mi utkwiło w pamięci, to widok wspaniałych złocistych wzdręg, które zobaczyliśmy w jego siatce.
Piękne, w barwach złota i krwistej czerwieni. Nigdy więcej w takiej ilości nie widziałem tylu okazałych przedstawicielek tego gatunku. Choć to było tak dawno i tak wiele już uleciało w niebyt, to jestem niemal pewny,
że już nigdy nie wróciliśmy w to miejsce ponownie. Po wielu, wielu latach, gdy wróciłem do wędkarstwa, a łowienie linów stało się moją pasją, pomyślałem o odnalezieniu tego miejsca.

Jakieś trzy, a może już cztery lata temu podjąłem taką próbę. Ojciec niestety nie pamiętał tamtej wyprawy, choć ona pozostała gdzieś w mej głowie i targała niepokojem tęsknoty moje serce.
Pojechałem nad rzekę i zostawiwszy samochód, wybrałem się na pieszą wyprawę, w rejon gdzie jak przypuszczałem mogło być to miejsce. Zszedłem jednak sporo kilometrów wzdłuż rzeki, po dość trudnym terenie, ale nie odnalazłem już tego miejsca. Nie powinno mnie to jednak dziwić, gdyż przez ten szmat czasu rzeka i jej okolica zmieniła się i  wciąż się zmienia. Serce przepełnione tęsknotą za rzeką dzieciństwa, za poszukiwaniem tych magicznych chwil nie zaznało ukojenia.
Panta rhei, wszystko płynie, by przypomnieć słowa greckiego filozofa Heraklita.
Niepodobna wkroczyć ponownie do tej samej wody, choć ja próbowałem :)

Lubimy takie wspomnienia, każdy z nas ma takie perełki ukryte gdzieś na serca dnie.
Pisząc mój tekst na forum  pod tytułem " Smak herbaty" zawarłem tam inne historie, próbowałem odmalować tam
nienazwany pierwiastek, uchwycić istotę naszej pasji.
Pasji o tak wielu barwach, zarówno bardzo osobistej jak i tożsamej dla wielu z nas.
Skoro to wątek o tak podniosłym tytule ;) to pozwoliłem sobie na takie "romantyczne" wynurzenia.

Radek

Wędkarstwo - namiastka szczęścia gdy życie nie rozpieszcza.

Offline jurek

  • Ekspert
  • *****
  • Wiadomości: 2 435
  • Reputacja: 202
  • Płeć: Mężczyzna
  • Lokalizacja: południowa wielkopolska
  • Ulubione metody: method feeder
Odp: My, romantycy
« Odpowiedź #24 dnia: 22.12.2017, 07:20 »
Wynurzaj się, wynurzaj, do woli ! :D

Zachęcam wszystkich, do podzielenia się swoimi zwykłymi przeżyciami podczas wędkarskich wypraw i nie tylko, na pewno każdy ma jakieś przemyślenia, wspomnienia, marzenia. Usilnie proszę tylko  o branie pod uwagę moich próśb z tytułowego wpisu,  co do zasad formułowania swoich myśli. Nie muszą to być zaraz opowiadania, bo od tego jest już stosowniejszy wątek :D