„Gdyby nie PZW to kto by wody zarybiał?” Jedna polityczka powiedziała: „Gdyby nie urzędnik, to kto wydawał by pozwolenia”.
Lucian. Ja nie mam nic do PZW, do którego należę od 1971 roku, ale do zarządzania majątkiem w tym moim, bo państwowym.
„Co się tyczy zaś własności - to, że coś jest 'państwowe' - nie znaczy wcale, że jednostki mogą to brać jak chcą i kiedy chcą”.
Tutaj Lucjanie dobiłeś do absurdu, bo Twoim „rozumowaniem”, po co wyrąbać sobie jedno wskazane przez specjalistę drzewo na własne potrzeby jak można zagarnąć wszystkie lasy – lasy? Po co, cały majątek kraju, który i tak już w 70% „ktoś” zagarnął i to majątek wypracowany przez naszych rodziców, dziadków, czy przez nas.
Dóbr natury jest tyle, że starczy dla każdego, wystarczy o to dbać. Czy widziałeś, by dzisiaj ktoś robił krześliska dla sandaczy? A ja w latach jeszcze 90 robiłem – w ramach pracy wędkarskiej na rzecz PZW.
Wczoraj przed napisaniem mojego tekstu byłem 3 h na rybach, na zbiorniku, którym opiekuje się nie moje Koło, ale zaprzyjaźnione. Zapewniam Cię, tam pracują świetni fachowcy. Kiedy wrzuciłem zanętę, podeszło do niej setki tysięcy małych rybek wytartych w tym roku. Ale ci ludzie z zarządu PZW zrobili prostą rzecz – wydzielili tarliska, czyli miejsca, gdzie nie można łowić. Ryba naturalnie się wyciera. Nie mówiąc o tym, że jest cudownie czysto (wystarczyło postawić/zamontować zbiorniki na śmieci. Każdy wędkarz wracający z połowów wrzuca worek do jednego kontenera. Koszt o ile wiem 50 zł miesięcznie. Proste?
Zarządzanie, to wcale nie jest trudna sprawa, jeśli się chce.
Mało tego, my wędkarze powiedzmy „zawodowi” więcej zużywamy dóbr wspólnych (majątku wspólnego Państwa) i nie robimy żadnej łaski, że jako opiekun wody mamy obowiązek więcej w tą wodę wkładać, niż z niej wyjmujemy (albo narobimy szkód robiąc choćby zawody wędkarskie na martwej rybie).
Piszesz: „W takiej Szwecji wiedzą ile można 'brać' i jak ważna jest ochrona środowiska. W Polsce natomiast jest na odwrót”. Tak Lucjan, o to mi chodzi, o świadomość tego, co czynimy, czyli właściwa edukacja.
A jaką masz edukację w Polsce młodzieży (o dorosłych nawet nie wspominam)? Powiem Ci, bo prowadziłem Szkółkę Wędkarską kilka lat z moim serdecznym kolegą (ja byłem tylko prezesem, ale starałem się). Corocznie mieliśmy około 80 cioro dzieci. Mieliśmy wytyczne ‘z góry”, co należy robić, czyli czyny, sprzątanie, zawody „sportowe”, tabele wyników i inne mniej ważne duperele.
Kiedy ja zrobiłem lekcję wiązania haczyków, robienia zestawów, właściwego zachowania nad wodą, to pajace mówili, że te sprawy dzieci muszą wiedzieć ucząc się w domu.
Kiedy zrobiłem lekcję zabijania humanitarnego ryb, to myślałem, że podadzą mnie do prokuratora. Czyli rybę możesz wziąć zgodnie z Regulaminem, ale temat humanitarnego pozbawienia jej życia – cicho sza, tabu.
„Prosty przykład – Mazury”. Ależ tak Lucjan. Masz rację. Z wody można żyć, ale można żyć, jeśli jej się nie okrada, czyli nie prowadzi gospodarki rabunkowej.
„Mirek, nie myśl, że Cię atakuję” Ależ atakuj, przekonuj, po to dyskutujemy. Jeśli z tych dyskusji nie miałbym korzyści, to teraz byśmy ze sobą nie rozmawiali/pisali.
„PZW może opiekować się wodami, ale za pieniądze państwowe, bo to państwo jest właścicielem tych wód, czyli my wszyscy. A skąd się biorą pieniądze państwowe? To nie są jagody ani grzyby. Skąd państwo ma wziąźć kasę?”
To już wyjaśniłem wyżej. Korzystamy z natury jako wędkarze więcej niż przeciętny człowiek, więc i musimy więcej na to wydawać. To oczywiste. Ale na co wydawać, na pensje nierobów, pseudo fachowców, na astronomicznie drogi narybek i do tego często chory?
I gdzie są pieniądze ze składek (porównaj składki o opisanej przez Was Belgii do składek w Polsce).
Ale, i nadal nie ma pieniędzy na organizowanie Szkółek Wędkarskich, nie ma pieniędzy na paliwo dla Strażników i pokrycie ich kosztów działalności, nie ma pieniędzy na to, by zorganizować jakieś ognisko, kiełbaski, picie dla dzieciaków z różnych szkół, by pomogli posprzątać stawy czy choćby Moją Odrę. Nie ma pieniędzy, bo zostały rozkradzione przez przestępczy system.
Ja takie pieniądze organizowałem pisząc prośby o datki do firm państwowych, prywatnych, urzędów, osób prywatnych ale majętnych, do kolegów przedsiębiorców, a nawet polityków (nigdy nic nie dali – politycy). Ja kasę na organizację miałem, choćby na zawody z okazji Dnia Dziecka, Moje Dzieci (przypomnę około 80) miały takie paczki, że innym kołom się to nie śniło, a i rodziny i opiekunów ugościłem (a na 80 dzieci miałem formalnie 400 zł z przydziału związku), ale co z resztą?
Inny przykład. Zarząd Okręgu chciał 17 zł za jeden debilny w treści i niechlujnie wykonany formularz dyplomu, a ja sam projektowałem i drukowałem dyplomy po około 2 zł za sztukę. Wszyscy uczestnicy zawodów wędkarskich u mnie dostawali dyplomy. A czym jest wyróżnienie dla dziecka choćby? Nie muszę mówić.
Czyli chyba trochę rozmijamy się z faktami, bo inaczej myślimy, ale dążymy do jednego. I dobrze.
Piszcie, opieprzajcie mnie, ale proszę o konkrety. Ja za prawdę, albo za pomyłki (swoje czy cudze) się nie obrażam.