No niestety w naszych szeregach jak wszędzie bywają jakieś "zwichnięte" jednostki, którym jak co wpłynie na łowisko, automatycznie staje się jest intruzem podlegającym karze śmierci w trybie natychmiastowym - notabene - widziałem kiedyś przypadek, jak "wędkarze"walili z wiatrówki do perkozów.
Ja jadąc na ryby szukam, spokoju i wytchnienia, kontaktu z przyrodą, próbuję jak to mówią: odświeżyć umysł i wyrywać się z codziennej rutyny.
Chyba jak każdy wędkarz miewam sytuacje gdzie wodne ptactwo wpływa w łowisko, ale wtedy staram się jakoś delikatnie przepłoszyć klaskając, lub gwiżdżąc, a jak nie przepłoszę, to przeczekam - ptactwo na pewno z czasem odpłynie.
W życiu kieruje się złotą zasadą - żyj i pozwól żyć innym.