Ale trend jest taki jak napisałeś, wędkarze odchodzą do krainy wiecznych połowów, łowią za granicą, na komercjach lub po prostu płacą kilku dniówki.
A dlaczego nie napisac czegoś więcej?
Do PZW nalezy 600 tysięcy wędkarzy, z liczby półtorej miliona ogólnie. Czyli nie jest tonawet 50%. Dlaczego? To proste, ponieważ wody PZW sa beznadziejnie słabe, i wielu wędkarzy wybiera stowarzyszenia lub komercje.
No i tu powstaje pytanie podstawowe. Dlaczego PZW nie robi nic aby wędkarzy utrzymać i przyciągać nowych? Bo rządzą działacze, goście często oderwani od rzeczywistości i za nic nie chcący stawić czoła realiom. Wędkarzy przyciągać można i utrzymać dobrymi wodami, z rybami. Ochrony środowiska (jak na Zalewie Zegrzyńskim), sport, praca z młodzieżą, te wszystkie pierdoły które są w statucie przyćmiły podstawową rzecz - nie ma dobrych wód. I dlatego odchodzą ludzie, często najwartościowsi. Zostają natomiast ci którym karta ma się zwrócić, którzy PZW nie opuszczą z racji 'bicia w limicie' i ponad limit, czyli taniej ryby jakiej nie dostaną nigdzie indziej.
Sport - uprawia go mniej niż 1% zrzeszonych. Nieudolne władze PZW nie potrafią wykorzystać okazji, i z takiego feedera zrobić 'masówki', kopiują idiotyczny regulamin, aby polska kadra 'nie przyniosła wstydu', To, że nie pojedzie nikt do RPA to już inna para kaloszy. Dochodzi do precedensów - jedne MO są robione na komercji. Woda karpiowa, z regulaminem zabraniającym pelletów, kulek i z zestawami przelotowymi z przyponami do 50 cm. Tak, chłopaki nie mogą przynieść wstydu!
A sam wyczyn? Dopóki nie będzie kasy jako nagród, dopóty będzie to nisza. Sport należy popularyzować, niestety, w PZW jest inny kierunek. Należy zmuszać członków aby płacili na starty wąskiej grupy. A wystarczy zadbać o wody (sportowe, pod zawody) i dać firmom organizować zawody, zrezygnować z 'formuły olimpijskiej', potrzebnej polskiemu wędkarstwu jak druga dziura w d..pie, z kadrami U-15, U-23 i cholera wie ile tam tych U-bootów jeszcze jest. Oczywiście, uwolnienie sportu ograniczy możliwości działaczom, którzy teraz mają swoje poważne funkcje w kapitanatach, jako trenerzy, sędziowie i dzięki temu mają kasę, dietki, możliwości. Nie puszczą, to jest dla wielu z nich źródło zarobku.
Praca z młodzieżą - w PZW nacisk kładzie się na wyczyn spławikowy, który jest po prostu coraz mniej popularny. Teraz dzieciaki mają YouTube, Facebook'a i w ogóle dostęp do netu, i dłubanie płotek i okonków ich nie interesuje. Wystarczy zerknąć jak łowią. Chcą sporych ryb - których w PZW praktycznie nie ma. Trudno starym, wąsatym dziadom z zarządów to zrozumieć. Gdyby jeszcze uwolnili wyczyn i pozwolili firmom organizować zawody i się tu rozwijać, ale gdzie tam... Podstawą powinny być szkółki różnego typu (feeder, spławik, karpiowe, spinningowe), bez nastawienia wyczynowego. Teraz jest głównie wyczyn. Drogi jak cholera, małolatów zazwyczaj nie stać na wiele i trzeba im wszystko sponsorować. Ilu z nich będzie wyczynowcami jak dorośnie? A wędkarstwo rzutowe? Po jakiego grzyba brnąc w rzucanie do celu na salch, stadionach i boiskach, marnotrawić kasę wędkarzy? Jaki jest z tego pożytek? Bo Polska zorganizuje MŚ? Konkurencja ta jest niszową pośród niszowych, i przeznaczanie tu kasy od członków PZW to wyrzucanie pieniędzy w błoto. Zróbmy jeszcze biegi przełajowe z wiadrem z zanętą lub rzut kulami zanętowymi do celu
Dlatego podstawową rolą ZG PZW i okręgów powinno być zatrzymanie ludzi w PZW, przyciągnięcie tych co odeszli. Niestety, setki tysięcy na fileciarnie i patroszalnie tutaj nie pomagają, uśmiechnięty prezes Rudnik na Rybomanii, robiący selfie z młodymi to też za mło. Trzeba rybnych łowisk a nie pieprzenia frazesów, statutu z PRLu i ściemy. Trzeba naciskać na zmiany w prawie, w systemie gospodarki wodami, nie zaś bratać się z diabłem (naukowcy z Olsztyna), aby nachapać gdzieś trochę unijnych grantów. Trzeba myśleć o wędkarzach, nie zaś o synekurach i dietach. A tak jest teraz, nie czarujmy się. Popularność komercji i ich wysyp to zasługa włodarzy PZW. Oferta łowisk prywatnych będzie coraz szersza, coraz bardziej przystępna cenowo (z racji rosnącej konkurencji), zaś oferta PZW coraz gorsza - gdyż odpływ ludzi powodować będzie zwiększenie składek, i to w sytuacji, gdy wody związkowe i tak będą coraz gorsze. Ciekawi mnie kiedy nastąpi krach, za kilka lat będzie rok, gdzie składek nie opłaci tyle osób, że dojdzie do ostrego tąpnięcia. Kolejnych podwyżek wędkarze nie zniosą, podobnie jak i coraz gorszych wód. Może wtedy wreszcie ktos głośno powie, że smażalnie i grupy rybackie to był zły pomysł? Że mędrcy z Olsztyna wpuścili PZW w kanał? Ale wiadomo, Polak musi być mądrzejszy po szkodzie... PZW jest jak Titanic, na którego drodze stoi góra lodowa, i katastrofa jest kwestią czasu. Zamiast robić coś aby uniknąć zderzenia, jest wciąż propaganda i pieprzenie o 'pracy w kołach', udawaniem, że jest dobrze. Kto wie, może lepiej jak dojdzie do katastrofy? Wtedy przynajmniej odetnie się ten zbędny betonowy balast z wąsami
Dlatego Darku usłyszałeś głos trwogi, bo dla wielu ludzi z kół odpływ członków w MO jest oczywisty i przerażający. Ale Bedyński wie lepiej. Ratuje Zalew Zegrzyński przed zagładą, dla dobra wędkarzy, robi sport i pracę z młodzieżą, zaś działaczom podniósł ilość diet za zebrania, aby szerzyli 'dobrego ducha' w wędkarskim narodzie
Nie dziwię się, że ludzie uciekają z PZW, zwłaszcza w takiej Warszawie.