Zapewne porady B.B. są przydatne ale dla niewielkiej grupy wędkarzy,tj.takich,którzy mieszkają przy jeziorze,mają łódkę,ehosondę,GPS i duuużo czasu.Dla wędkarza,który jedzie na ryby raz w tygodniu na łowisko oddalone np.30km.,łowiącego z marszu takie porady na nic się nie przydają.Według B.B.najważniejsze jest miejsce,owszem ale jak do niego dotrzeć i przygotować nie mając tego co wymieniłem wyżej.A te jego atraktory można kupić w prawie każdej hurtowni zaopatrującej piekarnie i cukiernie i to po 15zł.za litr.Nie wiem czy miałby takie wyniki na śląskich łowiskach łowiąc jak większość wędkarzy z marszu.
Ten jego "smrodek"...........nic już więcej nie dodam.
Nie zgadzam się z Tobą, całe życie przesiedziałem na brzegu, jeżeli ponton, to tylko do wywózki karpiowych zestawów. Jest kilka sposobów poznawania łowiska "brzegowo"
1. Wstępny wybór wody - poszukanie zdjęć w rodzaju google earth, geoportal - tam w niezłej jakości widać ukształtowanie brzegów - zatoki, cyple, czasami wypłycenia - porośnięte roślinnością wynurzoną
2. Wysłanie maila do któregoś z instytutów rybactwa śródlądowego z pytaniem, czy mają mapę batymeryczną interesującej wody - koszt to 30zł z przesyłką. Mapy te nie są może bardzo dokładne, ale za pomocą markera można precyzyjnie wysądować łowisko w zasięgu rzutu z brzegu zestawem gruntowym
3. Wspomniane gruntowanie i zapisywanie sobie "odczytów". Uwierz mi, że za pomocą tak prymitywnych narzędzi możesz stwierdzić twardość dna, stan zarośnięcia i oczywiście głębokość. Jedyny koszt jaki ponosisz to czas spędzony nad wodą w poszukiwaniu miejscówki. To jest realne bez "extra" wypraw na łowisko - skróć czas łowienia np. o godzinę, poświęć ją na gruntowanie i zapisywanie. To zaprocentuje.
4. Ceraciak - ponton znaczy i to przyzwoity kosztuje ok. 200zł. Czy cienka linka i ciężarek to duży wydatek? Za ich pomocą możesz również uzyskać powyższe dane o łowisku. A jak powstały papierowe mapy batymeryczne? Przecież o sonarach to wtedy słyszeli podwodniacy i przeciwpodwodniacy PRL.
Oczywiście wiem, że nie wszędzie można łowić ze środków pływających- ale sondowanie to nie łowienie, pamiętaj tylko o zarejestrowaniu pływadła i kamizelce ratunkowej na grzbiecie. Takie są wymogi i w razie W żaden zapowietrzony strażnik PSR Tobie nie podskoczy. Także można sobie poradzić bez elektroniki i większość z nas- grunciarzy musi sobie radzić w ten sposób.
A co do Bogdana i jego osiągnięć, to są całkiem spore. Może jest monotematyczny jeżeli chodzi o metodę, ryby i wodę, ale zrobił "dla sprawy" bardzo dużo( oczywiście dla siebie też). To pierwszy znany mi przewodnik wędkarski po rybach nieszlachetnych. Wyznaczył pewne zasady, które się sprawdzają - ale jak słusznie zauważyleś w pewnych warunkach. Jego działalność biznesowa jest taka, jaką widać -wydaje mi się, że czasy pokotów leszczowych na trawniku przed jego domem minęły bezpowrotnie. Rybacy, wędkarze, zmienna pogoda zrobiły swoje i wyniki są jakie są. Co do jego oferty powiem, że kupiłem raz, teraz idę własną ścieżką - bo lubię. Nie można odmówić facetowi doświadczenia, wiedzy i wyników. Ale jak pewnie wiesz, Bogdan nie wymądrza się, są tam od tego inni.
Daną wodę - nawet tę odległą o 30km trzeba poznać. To zajmuje kilka lat, czasem więcej. Jeżeli ryby w niej są, poznasz ich lokalizacje w zależności od pór roku, to nawet z marszu osiągniesz sukces. Oczywiście przy zachowaniu reszty wędkarskiego warsztatu.
Powodzenia i połamania. Ja w tym roku praktycznie z gry wypadam - za dużo prac różnych, nie chcę jeździć dla jeżdżenia. Prawdziwa nasiadówa zaczyna się po dwóch tygodniach grubego sypania.