To może i ja coś napiszę
Pierwszą kartę wędkarską dostałem w 1972 roku mając wtedy 13 lat . W rodzinie łowił tylko wujek pochodzący znad Narwi i uczył mnie łowić na Wiśle i kanałach przed wpływem do Jeziora Goczałkowickiego. Ryby były tam przepiękne a już wtedy trzeba było mieć tzw kartę bezimienną wydawaną w kołach wędkarskich w sposób limitowany. Złowienie w ciągu weekendu pięciu sandaczy i dwudziestu leszczy (50+) nie było żadnym wyczynem, na kanałach brały też piękne liny i karpiszony których nie potrafiliśmy wyholować naszym sprzętem
Moje wody knurowskie to były głównie zapadliska na skutek gospodarki rabunkowej kopalni . Jednego roku w lesie pojawiały się wielkie kałuże, następnego roku było już metr wody a w kolejnym roku już łowiliśmy tam karasie i szczupaki . Zbiornik który w tej chwili ma w najgłębszych miejscach 12 metrów - 50 lat temu zbierałem w tych miejscach z mamą maliny i jeżyny .
Z dużych ryb pamiętam przepiękne liny i polskie karasie . Nie było płoci, krąpi a leszcz trafiał się rzadko .
W tej chwili 75% tych akwenów nie istnieje - zasypano je płaskimi hałdami , młodym ludziom nawet do głowy nie przyjdzie że dawniej były tam piękne jeziorka okolone płaczącymi wierzbami , zarośnięte kępami moczarki . Zniknął teren który pamiętam z dzieciństwa , nie ma go
Co do samych ryb - było tak jak wszędzie czyli wszystkie większe zabierano do jedzenia ( nie dziwne - kartki na mięso, braki w sklepach) ale 99% starszych wędkarzy postępuje tak do dziś - w łeb i do torby mimo że czasy się zmieniły i jest co jeść