Mimo że łowię na płytkich, albo bardzo płytkich wodach, to z ptakami nie mam specjalnie problemu. Łabędzie jak podpływają, to raczej zastawiają tylko trasę, po której bym normalnie rzucał.
Kaczki za to potrafią się pchać po żarcie. Wówczas najlepsza jest proca i ... kukurydza. Strzelam obok nich, tak, żeby 2-3 sztuki ziaren padały metr lub dwa od ich dziobów, ale coraz dalej ode mnie. Zwykle dają się prowadzić w miarę gładko. Jak osiągam koniec zasięgu kukurydzy, to walę im na zdrowie parę pełnych mieszków, i raczej na dłuższy czas jest spokój. Chyba smak i dobra widoczność kukurydzy tak na nie działa
Ale absolutnie, totalnie najgorsze są KURY.
Kiedyś łowiąc sobie w środku lata, doszedłem do wniosku, że nie chce mi się za bardzo starać. Gruntówka została w wodzie, spławikówkę wyciągnąłem na brzeg. Na haczyku wisiało sobie ziarno kukurydzy, więc niewiele myśląc zaczepiłem haczyk o przelotkę i rozlałem się na krzesełku. Wiadomo, okolice południa, gorąco - ale cień - więc świadomość dryfowała sobie gdzie bądź. Fajnie było. Nagle słychać szuranie, takie charakterystyczne. Wędka wieje! No to skok do gruntówki, a ta ... na podpórkach. Patrzę, a to po trawie jedzie spławikówka. W tym momencie mocno zaczęło mi zgrzytać w głowie, i wyrwany z leniwego letargu umysł nie potrafił wypluć z siebie rozsądnej odpowiedzi na następujące pytania:
1) dlaczego ucieka niezarzucona spławikówka?
2) dlaczego nie jedzie do wody, tylko wzdłuż brzegu?
Wystarczyło przenieść wzrok wzdłuż kija, wyciągniętej żyłki, spławika, ciężarków ... i nastroszonej kury. Niedoszły pasztet Drosedu przelazł jakoś przez ogrodzenie kilkanaście metrów od mojego miejsca, i połasił się na haczyk z kukurydzą. Akcja z drobiem na wędce była śmieszna do momentu, gdy dotarło do mnie, że trzeba ją jakoś wyczepić? Naprawdę już chciałem kombinować z wypychaczem, ale po szybkiej diagnozie trzeba było amputować - przypon. Kura odeszła z haczykiem w sobie (na szczęście niewielkim). Pokręciła się z 5 minut w szoku, po czym polazła dalej dziubać ziemię. Dalsze jej losy nie są mi znane, ale jeśli komuś kilka lat temu trafił się obiad z haczykiem, to serdecznie przepraszam.