Chciałbym polecić coś, co po prostu trzeba przeczytać. W ostatnim czasie czytam sporo biografii, jednak nie wszystkie są na tyle dobre, żeby je polecać, jednak to opracowanie jest świetne. Mowa o monumencie "Gombrowicz. Ja, geniusz" - autorstwa Klementyny Sacharow. Niestety, jest pewien haczyk, na który się nadziałem. Przywiozłem do domu sporą "cegłę" i zacząłem czytać - a było co czytać, dobre 600 stron (nie licząc przypisów). Gdy zbliżałem się do końca, coś mi zaczęło nie grać. Koniec biografii, a nie ma nic o
Kosmosie, o
Kronosie, o Niemczech, o Francji, o Ricie, o śmierci? Ktoś mnie zrobił w balona! Nie mam pretensji do siebie, bo skąd niby mogłem wiedzieć, że czytam pierwszy tom (Ja, geniusz!...)... Tak, są dwa tomy, jednak ni ch... nieoznaczone jako tomy - po prostu na okładce pierwszego tomu jest zdjęcie młodego Gombrowicza, a na drugim - starego. Taki podstęp. Zdobyłem drugi tom, jasna sprawa. No, mogłem dokończyć dzieła (drugi tom ma trochę mniejszą objętość - około 500 stron). Co tu dużo gadać, warto przeczytać, z wielu powodów. Autorka przytoczyła masę wypowiedzi i fragmentów przeróżnych publikacji Gombrowicza, co pozwala poznać pisarza, jeśli nawet ktoś nigdy nie miał do czynienia z jego twórczością. Twórczość to dobre słowo, bo Gombrowicz działał na wielu polach.
Dziennik - niby klasyczny dziennik, jednak uznany za wybitne osiągnięcie literackie - i tak jest! "Prywatnym" dziennikiem, pisanym równolegle z
Dziennikiem, jest
Kronos - który został opublikowany za zgodą żony Gombrowicza - Rity. Wykasujcie z mózgu wszystko, co wiecie o Gombrowiczu, bo tak naprawdę nic nie wiecie - jak wszyscy... Przeczytajcie biografię, wtedy i zobaczycie, i zrozumiecie, kim był ten człowiek.
Szkoda, że dziś brakuje takich ludzi, tak widzących ludzi i świat. Gdyby żył, demaskowałby i ośmieszałby tych dzisiejszych moralizatorów, samozwańczych wodzów narodu i inne ludzkie miernoty. Jak robił to za życia.
Nie jest tajemnicą - więc niczego nie zdradzam - że pisarz przez całe dorosłe życie żył w biedzie, bo dopiero przed śmiercią było go stać na telewizor i samochód (jaki tam znowu samochód - citroen 2CV). Bywało, że w Argentynie wyjadał jedzenie psa sąsiadki - pies dostawał swoją dzienną porcję, cieszył się jak głupi, Gombrowicz z kolegą zjadali to, co dostał, pies patrzył zdziwiony, po czym piszczał, a wtedy pojawiała się sąsiadka, patrzyła na pustą miskę, na skomlącego pasa, znów na miskę, po czym dawała psu zjebkę za łakomstwo, za niepohamowany apetyt... Jaki wniosek? Kiedyś to się karmiło psy!
O tym mówię:
Czytając tę biografię, można się dowiedzieć, jak historia zatoczyła w Polsce koło. Jeśli porówna się rządzących krajem po wojnie do tych, którzy obecnie sprawują władzę, to się zrozumie. Mało tego, można się dowiedzieć, jak funkcjonowali ludzie sztuki i jak byli wykorzystywani przez tą głupią władzę. Gombrowicz był nieugięty, za co płacił wielką cenę. Dzisiejsze miernoty włażą w tyłek innym miernotom, żeby zaistnieć, żeby być kimś - kim nigdy nie mogliby być, gdyby nie upadek norm wszelakich i wszechobecny cynizm.
Fragment
Dziennika:
"Kiedyś zdarzyło mi się uczestniczyć w jednym z tych zebrań poświęconych wzajemnemu polskiemu krzepieniu się i dodawaniu ducha… gdzie, odśpiewawszy "Rotę" i odtańczywszy krakowiaka, przystąpiono do wysłuchiwania mówcy, który wysławiał naród albowiem "wydaliśmy Szopena", albowiem "mamy Curie-Skłodowską" i Wawel, oraz Słowackiego, Mickiewicza i, poza tym, byliśmy przedmurzem chrześcijaństwa a Konstytucja trzeciego maja była bardzo postępowa… Tłumaczył on sobie i zebranym, że jesteśmy wielkim narodem, co może nie wzbudzało już entuzjazmu słuchaczy (którym znany był ten rytuał – brali w tym udział jak w nabożeństwie, od którego nie należy oczekiwać niespodzianek) niemniej jednak było przyjmowane z rodzajem zadowolenia, że stało się zadość patriotycznej powinności. Ale ja odczuwałem ten obrządek jak z piekła rodem, ta msza narodowa stawała mi się czymś szatańsko szyderczym i złośliwie groteskowym. Gdyż oni, wywyższając Mickiewicza, poniżali siebie – i takim wychwalaniem Szopena wykazywali to właśnie, że nie dorośli do Szopena – a lubując się własną kulturą, obnażali swój prymitywizm".