Wiesz, pazerność właściciela zbiornika to jedno, a akceptacja takiego stanu rzeczy przez klienta to drugie. W Dolinie Będkowskiej, czyli komercji, na która jeżdżę najczęściej, w weekendy na dużym stawie nie da się przy dobrej pogodzie zarzucić wędki. Taki tłok. A tuż obok ten sam właściciel ma mały staw "No kill", gdzie za 10 zł więcej można łowić niemal w pojedynkę. Nigdy nie rozumiałem, dlaczego tak mało ludzi się przesiada. Z powodu ceny wyższej o 10 zł, czy dlatego, ze na tym małym stanie ryby trzeba wypuścić?