chwila moment, a kto tu komu broni pracy społecznej, właśnie na tym polega praca społeczna, że nie oczekuje się za to zapłaty, apanaży i "tylko dla swoich" itd, PZW w 99% przypadków użytkuje wody publiczne, gdyby te osoby działały na prywatnym stawie kupionym przez PZW to oczywiście mogliby wprowadzić zasadę TYLKO DLA CZŁONKÓW, co ma piernik do wiatraka?
Ma i to duże. Ryby oraz inne organizmy żyjące w wodzie stanowią jej pożytki, do pobierania których jest uprawniony właściciel wód. Tak stanowi Prawo wodne w art. 263. Choć właścicielem wód jest Skarb Państwa (Wody Polskie) to państwo w ramach umowy z użytkownikiem danej wody "przyznaje mu" uprawnienia właścicielskie, tak aby uprawniony do rybactwa mógł sobie na niej prowadzić racjonalną gospodarkę rybacką w rozumieniu naukowców z Olsztyna (nie wiem jak mam to prościej wyjaśnić).
Oczywiście państwo nie czyni tego za darmo. Czyni to za pieniążki członków tego stowarzyszenia. Po to stowarzyszenie płaci za to pieniążki, aby ktoś inny nie mógł sobie swobodnie pobierać pożytków z danej wody, czyli ryb. I tu nie ma co dalej wyjaśniać, bo gubisz sens istnienia stowarzyszeń...na całym świecie. One nie istnieją po to aby uszczęśliwiać innych. One są po to aby uszczęśliwiać swoich członków. Wiem bo sam byłem/jestem członkiem stowarzyszeń w kilku krajach.
Sorry ale pogląd, że "zrównanie opłat za korzystanie z własności publicznej jest pozytywne i logiczne" jest oderwany od rzeczywistości. Nie wyobrażam sobie tego, że przykładowo dzierżawię grunt od państwa. Potem sadzę sad, obsiewam pole. Dbam, nawożę. Po czym jakiś gościu do mnie przychodzi i mi mówi, że to i tak jest własność publiczna, więc wezmę sobie kilka jabłek oraz trochę żyta i zapłacę ci tyle ile chciał ode mnie taki jeden z drugiej wsi.