Wczoraj, 8 maja, po powrocie z pracy podjąłem szybką decyzję - wykorzystuję ładną pogodę, pakuję się i atakuję karasie . Na "mojej" pobliskiej wodzie w ostatnim czasie piękne, dochodzące do 2 kg japońce zaczęły szaleńczo żerować a do tego pojawiają się sporadycznie brania linów. Ostatnia wyprawa to 10 japońców w 3 godziny, wcześniej 6 japońców w 4 godzinki i po 1-2 liny.
Po pojawieniu się nad wodą byłem dobrej myśli - moja miejscówka wolna, fala wiejąca idealnie w moją stronę i słoneczko. Już podczas rozpakowania widziałem na wodzie spławy rybek, bąbelki niedaleko brzegu. Rozwinąłem dwie wędeczki, matchówka oraz delikatny pickerek z klasycznym koszyczkiem i lokuję zestawy niedaleko brzegu, spławik w narożu zbiornika na głębokości ok. 40cm zaś picker niedaleko zwalonego drzewa ok. 15m ode mnie gdzie jest metr wody. Szybko odławiam na kukurydzę zarybieniowego karpia i 2 karasie ok. 25cm po czym następuje niepokojąca, godzinna przerwa. Ryby zmieniły miejsce, bąbelków już nie było, spławów w miejscu lokowania zestawów także. W tym czasie podjąłem decyzję, żeby spławik zamienić na metodę i ulokować zestaw na odległości ok. 40m w miejscu regularnych spławów ryb - niedaleko "betonu", ok. 3m od brzegu. Do podajnika trafia drobno zmielony Lorpio Magnetic a na haku postanowiłem dać szansę - ostatnią już chyba - pelletom meusa. Kolejno do wody trafia truskawka, kryl, rum-kokos, pomarańcza-makrela i bubble gum, ryba mimo że była w okolicy - spławy, lekkie ruchy szczytówki - nie reagowała. Na pickerku w tym czasie udało się złowić kilka ładnych płoci na kukurydzę a po założeniu pelletu Red Aggresor również ładnego lina i dwie spinki prawdopodobnie zarybieniowych karpi - szybko weszły w zaczep.
Przed 20 na hak na metodzie trafia - w ostatnim czasie chyba najbardziej niedoceniona w moim arsenale przynęta - ELLIPTICAL z Sonu. Ostatnio dał mi ładne branie zakończone niestety spinką(co skończyło się zmianą przyponu na inny hak, zbyt wiele spinek na sensas) na sam koniec a w połowie kwietnia uratował honor dając 2 zarybieniowe w ostatniej godzinie karpie po 12 godzinach siedzenia. Nawiercam na włos 2 pelleciki 8mm i do wody. Rozpocząłem powolne pakowanie i gdy zostały mi tylko dwie wędeczki oraz podbierak(karpiowy zdążyłem już spakować, został mi tylko "mniejszy" na białą rybę) zauważyłem mocne przygięcie na metodzie - była 20:05. Po zacięciu - jazda z kołowrotka która trwała dobrą chwilę. Po kilku minutach holu, gdy ryba nadal była daleko od brzegu wiedziałem, że mam życiówkę. Udało mi się ją po ok. 20 minutach podprowadzić pod brzeg, po czym nastąpił kolejny silny odjazd i zabawa zaczęła się od nowa. 20:30 telefon od taty - o której będę bo zaraz mecz a mieliśmy wspólnie obejrzeć. Szybka informacja co się dzieje i tata czeka w pogotowiu żeby przyjechać zrobić fotki. Ponowne pompowanie i gdy udało się rybę podprowadzić pod brzeg, zaczęła uciekać w kierunku zwalonego drzewa. Przytrzymywałem ręką szpulę ale ryba parła z niesamowitą wręcz siłą. Serce podeszło mi do gardła gdy zauważyłem spław mojej ryby między konarami...po czym nastąpił cud - ryba tak po prostu dała się podciągnąć kilka metrów i zrobiła - ostatni już poważny odjazd na otwartą wodę. Szybko udało się doholować ją do brzegu a tam po 5 minutach walki moim oczom ukazał się piękny sazan. Pojawił się problem - podbierak...Gdy ryba była już gotowa, od głowy zacząłem ją podbierać a to tylko ją ożywiło - i szybko z impetem wbiła się w głąb podbieraka. Była już moja a na zegarku 21:00. Szybki telefon do taty żeby wpadał a ja zajmuję się wyciągnięciem potwora. Z tych emocji zacząłem krzyczeć i się histerycznie śmiać
Szybkie mierzenie - 90cm. Ważenie zrobiłem prowizorycznie - w zmoczonej uprzednio reklamówce termicznej - waga wskazała 15,3kg a po wyciągnięciu ryby sama reklamówka wraz z wodą ważyła 0,35kg a więc rybka miała niecałe 15kg...Z radości popłynęły łzy a w oddali widziałem już światło samochodu. Bardzo szybko zrobiliśmy sesję, jednak brak latarki zrobił swoje a aparat w moim telefonie nie jest w nocnych warunkach najlepszą opcją...Do tego tata też nie jest wybitnym fotografem - ale to tylko pamiątka i przypomnienie tych niesamowitych emocji. Rybka szybciutko wróciła do wody i po chwili bujania odpłynęła powoli w kierunku swojego królestwa a ja skończyłem pakowanie majdanu i wróciłem do domu - na niesamowity zresztą mecz LM
Hol ryby na mojej księżniczce - Mikado Princess - był niesamowitym przeżyciem. Od początku sezonu testuję do metody karpiowe haki a'la Korda Krank z Aliexpress - w najmniejszym rozmiarze (10) i po raz kolejny mnie nie zawiodły - nie miałem na nie jeszcze żadnej spinki na nie, a nie zauważyłem mniejszej liczby brań niż na "cienkie" druciaki.
Pozdrawiam