Dla mnie wędkarstwo jest po prostu formą odpoczynku, czasami z tendencją do samodoskonalenia się. Czasami rodzi się ambicja, żeby pokminić, przechytrzyć, naumieć się czegoś nowego i poczuć ta sportową satysfakcję, lub atawistyczna chęć polowania, wytropenia i złowienia (wypuszczam ryby, biorę kilka egzemplarzy w sezonie celem świętowania). Czasami jest tylko formą lenistwa, kontemplacji - jedzie się nad wodę, zawiązuje na wędkę byle co i zarzuca, mając wręcz nadzieję że brań nie będzie zbyt wiele. Po prostu zimny browarek, kwilenie ptaszków, widok wody, antenki spławika i szum liści, i człowiek osiąga pełnię szczęścia. Zbierając się ze stanowiska zabiera się własne śmieci, i zazwyczaj też - cudze, z nadzieją, że następnym razem przyjedzie się w czyste. zadbane miejsce. Nadzieja okazuje się zwyke płonna.
I to jest własnie to, co mi przeszkadza w wędkarstwie - brak poszanowania ludzi dla przyrody. Tak to chyba najlepiej okreslić. Rozumiem przez to śmiecenie, głośne puszczanie radia (noż ku*wa, chcę własnie od tego uciec), ryczenie quadami i innymi motoryzacyjnymi wynalazkami, rozjezdzanie roślinnośc, wycinanie jej "bo przeszkadza", bezmyślnego hałasowania i szereg innych tego typu działań.
Nóż się w kieszeni otwiera.
Dlatego tak lubię jeździć w Bieszczady, gdzie mogę zaszyć się z wędką nad wodą w miejscu gdzie w promieniu kilku kilometrów nie ma żywej duszy..