Co do modelu angielskiego, to tutejsze kluby można porównać do kół PZW. Z tego co czytam, to koła PZW mają dość dużą autonomię w zarządzaniu swoimi wodami, dlatego działając oddolnie, jest szansa na poprawę.
Hm, mają autonomię? NIe za bardzo wiem o czym piszesz przyznam szczerze. Jeżeli na wody Twojego koła zwalić się mogą masy wędkarzy opłacających 'okręg', to nie ma mowy o autonomii. Jeżeli Twoja woda będzie lepsza, zaraz pójdzie fama, i zostanie zrównana przez grupy wędkarzy, łowiących na zmianę, aż ryba zostanie wybrana. Polski system to właśnie brak autonomii i co najważniejsze - przekaz, aby za bardzo się nie starać. Tak naprawdę przynależność do koła jest często fikcyjna, to miejsce gdzie opłaca się składki lub ma się znajomych, ale niewiele więcej. Zresztą w UK jest całkiem inaczej, mało kto idzie do klubów aby 'pracować' lub się 'udzielać'. Ludzie opłacają składki aby móc łowić, nic więcej. Jest to zdrowy i uczciwy układ, płacisz i decydujesz czy chcesz tam należeć czy też nie, robisz to wtedy, gdy pasują ci warunki. Zmusza to władze klubów do ciągłej pracy.
Kolejna rzecz to liczba członków. Należę do Farnham AS, jednego z najlepiej zorganizowanych klubów w Anglii, i liczba członków to ponad 3000 osób. Nie wierzę, że do Twojego koła należy 7000 osób, byłby to swoisty ewenement. Na pewno masz dobre dane? FAS ma 33 wody, Twój klub 4 małe stawiki... Gdyby 10% wędkowało w weekend, oznaczałoby to 700 osób, ponad 170 osób na staw. Coś tu nie gra, zwłaszcza w okolicach Londynu nie wydaje mi się aby było w ogóle tylu wędkujących
Wiem, ze chcesz dobrze, ale uważam, że trochę źle interpretujesz pewne rzeczy. My nie chcemy walki z PZW, ale normalności. Tej nie będzie, dopóki będzie trwał obecny kierunek. Przy systemie operatów rybackich 10 letnich nie masz szans na poprawę żadnej praktycznie wody, nie da się nawet jej odbudować. Siedzieć cicho aby powstało kilkadziesiąt łowisk no kill w skali kraju też nie ma sensu, zwłaszcza, że prowadzenie ich nie jest łatwem, i jak pokazał przykład Wrocławia, jednym pociagnięciem ręki można odcinek no kill zlikwidować, to samo można zrobić z danym łowiskiem. To jest jak boks, jest cios, jest odpowiedź. W wielu przypadkach wędkarze niezadowoleni z braku możliwości zabierania zrobią bunt i przejma takie wody, zwłaszcza jak te zyskają potencjał. Dlatego warto zadbać o to, aby były dobre podstawy. Czy łowiska no kill się utrzymają, pokaże dopiero czas, niestety przykład Wrocławia jest bardzo niepokojący (zlikwidowano w nim odcinek no kill na Kanale Burzowym na wniosek małej grupy wędkarzy). Obecnie pozwala się zabierać karpia zaraz po wpuszczeniu, władze okręgów i kół ulegają naciskom, więc jest obawa, co się stanie z wodami no kill...
Co do kół, to porównaj Polskę do UK i zauważ podstawowe różnice. Przede wszystkim w UK jest konkurencja i walka o wędkarza, płacisz tam gdzie Ci pasuje, gdzie Ci się podoba. Ty wybierasz gdzie łowisz. W Polsce nie ma konkurencji kół lub jest minimalna, z prozaicznego faktu. Należąc do koła X w okręgu, mogę wędkować na wszystkich wodach. Więc nie ma różnicy gdzie się należy. Zarybienia wód dzierżawionych zaś są ustalone, i koło ma mało do powiedzenia, ile i jak będzie zarybiać. Na takim Śląsku jest sporo wód kopalnianych, nie podlegających jurysdykcji Polskich Wód (dawniej RZGW), ale w innych rejonach trudno o takie wody. Dlatego nie ma wg mnie praktycznie żadnej różnicy gdzie należę. A każdą wodę można zarybiać o wiele bardziej! Jak więc nie walczyć z założeniami gospodarki zrównoważonej? Na co liczyć? Że wędkarze nie zabiorą ryb i te się odbudują, na dodatek jak, skoro jest to głównie karp, który się nie rozmnaża? Bądźmy realistami! Gdyby każde koło mogło zarybić więcej, wtedy można mówić o uzupełnianiu strat, o odbudowie, można to wspomóc nowymi limitami, górnymi wymiarami. Wędkarze nagle mieliby więcej ryb wszędzie, obecnie zaś lokalne grupy 'mięsne' dostają cynk i pacyfikują daną wodę co jest 'lepsza' od innych. Wszystko zrównają. W Polsce tez musi być konkurencja, też koła muszą mieć do dyspozycji wody tylko dla siebie, aby było dobrze. Wtedy no killowcy mogą należeć do koła co opiekuje się takimi wodami, zaś ci lubią brać sporo, mogą należeć do koła co zarybia mocno. Obecnie to nie działa. Obrazuje to przykład Dzierżna Dużego, gdzie koło ma małe środki i wielka wodę. Pilnuje jej, mając skromny budżet, w jednym z najbardziej zaludnionych regionów Polski. Łowi tam masa osób, które powodują często problemy (zabieranie ryb, śmieci, pijaństwo etc), nie zostawiając w kole żadnej kasy. Myślisz, że w UK kluby by przetrwały przy takim gospodarzeniu? Nie ma szans...
Nie znam statystyk, ale warto pamiętać że w Polsce jest o wiele więcej wód niż w UK i mimo że ich stan pozostawia wiele do życzenia, warto powoli to zmieniać. Tylko pamiętajcie, że to jest tak, że w UK to członkowie klubów wkładają dużo pracy w to, by ich łowiska były zadbane i rybne.
I znowu źle to oceniasz. W UK członkowie klubów nie wkładają w ogóle pracy w to, aby ich łowiska były zadbane. Robi to zarząd klubu, inwestując odpowiednio pieniądze, jakie płacą członkowie. NIkt nikogo nie zaprasza na akcje sprzątania, prace remontowe, bo nie o to chodzi
Widzisz, jak się przyjrzysz jak działają kluby w UK , to zrozumiesz, że się wszystko kręci na składkach i przestrzeganiu regulaminu. Klub kasę przeznacza na utrzymanie wody na odpowiednim poziomie. Nie ma tam miękkiej gry. Jeżeli łamiesz regulamin, na dzień dobry możesz stracić pozwolenie. Śmieci, alkohol, zostawienie otwartej bramy, i juz wylatujesz z wielu klubów, nie mówię o poważniejszych przewinieniach! Tu nie ma zabawy, wszędzie dostajesz jasną deklarację, że masz zaakceptować regulamin, bądź wylatujesz, odwrotnie niż w Polsce! Należę do kilku klubów i w każdym jest to samo, do tego są restrykcyjne, takie jak FAS, gdzie jest zakaz spożywania jakiegokolwiek alkoholu.
I to jest właśnie normalne. Płacę i mam, do tego muszę przestrzegać reguł. Nie muszę niczego robić, bo kasę ktoś odpowiednio inwestuje. Tutaj dodam też, że w UK praktycznie każdy klub działa na zasadzie 'non profit', to znaczy nie ma zysków, wypłat, posad. Władze koła robią wszystko za friko, a składki ustalane są w takiej wysokości, aby ogarnąć wszystkie wody, wyjść na zero. Jeżeli się płaci, to za materiały lub pracę osób opiekujących się łowiskami, pielęgnujących zieleń, robiących remonty etc. Członków łączy pasja jaką jest wędkarstwo, kontrolują wody zaś strażnicy zwani bailiffami, to są społecznicy, mający jednak i pewne dodatki finansowe czy też przywileje. Taki FAS ma większość wód ogrodzonych, są kible, parkingi. Bailiff pojawia się raz lub nawet dwa razy dziennie, zapisuje numer stanowiska i numer wędkarza który tam łowi. Coś zrobisz, zostawisz śmieci, i cię mają. Dlatego jest naprawdę super, można łowić w nocy bez najmniejszego ryzyka, jest bezpiecznie jak na komendzie policji
Koszt pozwolenia, 100 funtów rocznie, pokrywa właśnie takie ogarnięcie tematu, dlatego FAS to jeden z najlepiej zorganizowanych klubów, zerknijcie na ich stronę
https://www.farnhamanglingsociety.com/index.phpNiedzielny, nie myśl, ze się Ciebie czepiam, po prostu zamieszczam pewne sprostowanie. Wg mnie nie widzisz tego w taki sposób, w jaki to funkcjonuje naprawdę