Mirek, według mnie jesteś niezadowolony z pewnych rzeczy w Polsce, i próbujesz wszystko wrzucać do jednego kosza. Teraz podpinasz pod to wypełnianie rejestrów. Nie lubisz ograniczania Twoich praw, manifestujesz postawę bardzo nieobywatelską. Z jakiegoś powodu uważasz, że coś Ci się należy, że masz prawo do wód, do ryb. Szkoda, że w takim myśleniu nie zwracasz uwagę na innych. Ryb brakuje właśnie przez takie pojmowanie rzeczywistości, najwięcej biorą osoby myślące jak tutaj to prezentujesz, szczególnie starsze. Piszesz o lasach - ale zwróć uwagę, co by było, gdyby Polak mógł zabierać sobie drzewo wg jakiś limitów. Byłaby pustynia. Bo można pisać - że ryby są po to aby jeść, drzewo aby nim palić w piecu lub kominku... Państwowe - czyli nasze, czyli każdego z nas. Dawać mi więc moją działkę, tak?
Problem polega na tym, że aby ryby były, muszą być stada ich na odpowiednim poziomie, które się odtwarzają poprzez tarło naturalne. Jak nie masz tych stad, nie masz narybku, nie masz nowych roczników. Pojawia się drobnica, coraz większe są zaburzenia w ekosystemie, więcej może być ptaków takich jak kormoran czy perkoz, drobnica wpływa też na wyjadanie organizmów, żywiących się glonami i sinicami. Efektem tego sa zakwity, pogarszanie się jakości wody, powstawanie stref beztlenowych.
To o czym piszesz nie ma nic wspólnego z racjonalną gospodarką. To są sny o potędze sprzed wielu lat, gdy ryb było mnóstwo, a wędkarze nie zabierali zbyt wiele bo nie mieli gdzie tego trzymać, lub też nie mieli odpowiednich narzędzi - nie potrafili łowić skutecznie. Wszystko zmieniło się w latach 90tych. Sa nowe technologie, lepszy sprzęt, żyłki, haki, skuteczniejsze zanęty, przynęty. Ryby mają coraz mniej szans.
Dodatkowo brak ryb sprawił, że wędkarze stali się zdeterminowani i biorą wszystko. To dlatego lin jest taką rzadkością, podobnie jak duże drapieżniki. DO tego fachowcy z IRŚ wmawiają nam, że to zarybienia są odpowiedzią. Ale nie ma nic lepszego niż naturalne tarło, gdzie młode ryby sa odporne na choroby, przystosowane są idealnie do warunków. Zarybienia to często mało odporne ryby, łatwo padające łupem drapieżników, częściej też chorują.
Mirek - to co proponujesz jest przerażające. Polski wędkarz zazwyczaj myśłi o w samym sobie, o własnych korzyściach, i byłoby to porównywalne z wpuszczeniem lisa do kurnika, licząc na to, że zadowoli się jedna kurą i będzie dbał o inne. Trudno mi Cię rozgryźć - ale prawdopodobnie nie cierpisz idei jaką jest wypuszczanie ryb z powrotem do wody, tutaj rodzi się największy opór. Ja wcale nie jestem za wpuszczaniem wszystkiego z powrotem, sam nie zabieram, ale rozumiem, że inni to robią. Jednak rozsądek jest tutaj najważniejszy. Aby ryby były, trzeba się o to postarać. Trzeba mieć politykę, strategię - która jest na długie lata i działa cały czas. Nie widzę normalnych rozwiązań z Twojej strony. Bardzo dobrym odniesieniem jest zabór ziem Indian w USA. Na preriach tworzono farmy, gdzie ziemia rodziła doskonale, dawała wielkie plony. Do czasu. Jak zabrakło potrzebnych związków, przestała rodzić. Teraz wiadomo, że trzeba albo nawozić, albo stosować zmiany upraw, gdzie związki azotu z powrotem znajdują się w glebie. Tak jest z rybami. Jak stada ich są wielkie - można brać i brać, ale do czasu. Kiedyś wszystko się kończy i nastaje czas posuchy. Wyraźnie widać to na przykładzie lina właśnie. Lin mający 40 cm to okaz w Polsce, rzadki. Podobnie jak okoń powyżej 40 cm. Na tym forum tylko kilka osób złowiło ostatnio takie sztuki. Trzeba więc tak zabierać, aby ryby były. A więc robić to z umiarem, dbać o tarliska, największe osobniki... Trzeba mieć plan, ograniczenia. Liczyć na pojedynczego wędkarza, że będzie rozsądny sam z siebie można - ale w takiej Szwecji. W polskich realiach byłoby to branie do oporu.
Rejestry są konieczne aby ryby były w wodzie, aby móc zachować równowagę. Nie da się gospodarzyć bez nich, jest to prosta droga do wszelkich anomalii, zakłóceń. Jest też to bardzo tania metoda sprawdzania tego co z wody zabrano. Badania prowadzone przez ichtiologów są bardzo kosztowne i niekoniecznie dokładne.
Oczywiście w wielu krajach nie trzeba rejestrów, gdyż wiadomo, że odłowy wędkarskie nie naruszą stad, ludzie są odpowiedzialni. Działać trzeba tam, gdzie zabiera się dużo.