#11 - No to czas na kawę!
Tak po krótce - jeśli cofniecie się do #2 wpisu w tej relacji pt. "Jeszcze raz i kawa?", możecie zobaczyć karpia, którego złowiłem drugi raz w ciągu roku. Bardzo charakterystyczny, z bliznami, skrzywieniami i specyficznym układem łusek. Cieszyłem się wypuszczając go i liczyłem, że znów go spotkam, ale nie sądziłem, że stanie się to tak szybko!
Cały dzień nie wiedzieliśmy, czy jechać na ryby. Nie wiedzieliśmy nawet, czy się wyrobimy, do tego Kacper jest chory (Nie na COVID
). Ostateczna decyzja padła po godzinie 19. JEDZIEMY!
Zdążyliśmy rozwinąć się przed zmierzchem. Dziś nastawiamy się typowo na karpia, amur idzie w odstawkę. Znalazłem ciekawe oczko w liliach, zanęciłem je samymi kulkami proteinowymi i położyłem tam zestaw, może pojedzie? Kacper trzyma się swoich tradycyjnych miejscówek, z których ostatnio często wypracowuje brania.
Dokładnie o północy mamy pierwsze branie. Szaleńczy odjazd na zestaw Kacpra. Zanim dobiegł do wędki ryba już dawno była głęboko w liliach. Popłynęliśmy po nią, odplątywanie żyłki i dostanie się do miejsca, w które uciekł karp zajęło nam jakieś 20 minut, w między czasie słyszeliśmy tylko jak wyrzuca się z wody i baliśmy się, że się zepnie. Mieliśmy świadomość, że do najmniejszych nie należy. Wreszcie udało się nam dostać do ryby i ją podebrać! DEJA VU! To znowu on! Coś niesamowitego, 3 raz w ciągu roku wyciągamy tego samego karpia z wody mającej ponad 200 hektarów! Ta ryba jest tak charakterystyczna, że nie da się jej nie poznać pierwszym rzutem oka. Jak zawsze była w świetnej kondycji, co ciekawe w pysku nie było ani śladu po poprzednich hakach, wszystko zagoiło się idealnie. Spójrzcie na niego po raz 3!
A tutaj małe porównanie z wszystkich 3 sesji na przestrzeni całego roku:
Po sesji wróciliśmy do auta i nie minęło nawet 10 minut - kolejna rolka! Z miejscówki w liliach! Z tą rybą męczyliśmy się około godziny. Niesamowite było to ile miała sił. Najpierw wpłynęła w pas lilii na głębokość około 40 metrów, tylko po to, żeby z tych lilii wypłynąć w momencie gdy się do niej dostaliśmy, a następnie znów wpłynąć w nie tak głęboko jak tylko się da. Nie do zatrzymania! Ostatecznie udało się ją podebrać, okazało się, że była zahaczona za bok, stąd miała tyle siły. Tym razem był to trochę mniejszy karp, ale cieszył i to bardzo! Upały nadeszły, a karpie w nocy chcą jeść, to najważniejsze! Ciekawe ile razy jeszcze uda nam się spotkać z tym naszym zdeformowanym przyjacielem?!