Witam, chciałbym opisać sytuację, która ma miejsce w moim okręgu. Połowiłem ostatnio sporo karpi, wszystkie w tym samym, małym rozmiarze. Takie max 1,5 kg. Wszystkie mają na sobie plamy, niektóre większe, inne mniejsze i przeróżne narośle na całym ciele i płetwach.
Później dowiedziałem się, że kilka dni wcześniej część stawów było zarybiane właśnie karpami - na wszystkich występowały takie same chore ryby. Wiem od spotykanych ludzi, że na wszystkich zarybianych stawach pływa cała masa tych kilogramowych karpi z których wszystkie wyciągane mają rany i narośle. Wiem też od spotykanych wędkarzy, że zgłaszali ten problem do okręgu.
Ja również zadzwoniłem, przez telefon usłyszałem zdziwienie, że o niczym nie wiedzą (lol) i że zbadają sprawę ale to z pewnością są cytuje "odparzenia" które powstają przy transporcie ryb, które podróżują w ścisku na miejsce wodowania i to zniknie.
Rany nie zniknęły, są na rybach coraz większe (ta ze zdjęcia to jeden z pierwszych karpi które wyciągnąłem, dzisiaj takie owrzodzenia pokrywają znacznie większą część ciał ryb). Od kontrolujących PSRów, dowiedziałem się że to jakiś wirus, zamierzają sypać coś do wody żeby z nim walczyć ale nie mam się czym martwić bo nie jest groźny dla człowieka i ryby przecież można spokojnie jeść...
Może jest tu ktoś kto miał w swoim okręgu podobny przypadek. Czy takie chore ryby mogły (co dla mnie jest prawdopodobne) świadomie zostać wpuszczone do stawów przy zignorowaniu faktu że są chore co widać na pierwszy rzut oka? Nie chce mi się wierzyć aby wpuścili zdrowe ryby a po 3 dniach miały otwarte rany i sine płetwy w naroślach po 3 dniach... Nie dość, że na tych stawach nie było kompletnie nic to jeszcze zarybiają takim gównem... Ręce opadają
co mogę zrobić w takiej sytuacji?