To jest ta sama gówniana polska mentalność co na zbiornikach śródlądowych. Dopiero po latach uświadomiłem sobie, że nie ma takiego zbiornika w Polsce, którego polscy wędkarze nie wyczyściliby z ryb. Mamy 2019 r. a w łbach mentalność jak w czasach głębokiej komuny.
Rybacy i przetwórcy chcą odszkodowań z UE, przewodnicy wędkarscy też. Jeżeli nie zwiększy się kwota "odszkodowań" przyznana w ramach obecnego funduszu, to cała flota dorszowa w Polsce trafi na złom. Co śmieszniejsze wielu w Polsce przewidywało taką sytuację już kilka lat temu, jednak Polaczki cwaniaczki woleli brać z Unii dotacje, aniżeli nawet łowić ryby, bo wielu było takich, którzy nie tylko ciągnęli z wody wszystko jak leci, ale i handlowali na lewo przyznanymi im kwotami połowowymi. A byli też tacy magicy, którzy łowili dorsza latem w okresie ochronnym, no bo przecież uznali, że skoro nie wykorzystali limitu połowowego, to mogą sobie je łowić również w okresie ochronnym, czyli w momencie największego popytu na dorsza nad polskim Bałtykiem. Oczywiście wszyscy pozostali wówczas łowili śledzie, a nie dorsze
Kiedyś widziałem jakiś filmik naukowców ze Skandynawii na którym wypowiadają się, że Polacy to najwięksi oszuści nad Bałtykiem jeżeli chodzi o dokumentowanie połowów. Na obronę Polaków mogę powiedzieć, że inni też oszukują, więc połowy nieraportowane albo po prostu nazwijmy je wprost złodziejskimi (np. pod płaszczykiem połowów nielimitowanych łowi się wszystko jak leci, w tym gatunki ryb podlegające limitom) są przekleństwem Bałtyku.
Już kiedyś pisałem troszkę o tym w temacie dotyczącym Bałtyku:
Wszędzie jest to samo gówno. W tym kraju kantowało się i kantuje na każdym kroku Tak jest chociażby z połowami łososi wpisywanych do dzienników połowowych jako połowy nielimitowanej troci. Rybak, który np. miał przydzielony połów kilku sztuk łososia na rok, prowadził ciągłe połowy łososia. Po prostu w dziennikach połowowych wpisywał, że zamiast łososia odławiana jest troć wędrowna, której połowy są nielimitowane.
Żeby było jeszcze śmieszniej lokalne grupy rybackie (znane nam chociażby z udziału w nich PZW) za unijną kasę z Programu Operacyjnego Rybactwo i Morze, organizowały szkolenia, dla swoich kolegów rybaków z tej samej grupy, jak odróżnić troć od łososia W lokalnych grupach rybackich non stop się szkolą ...ze wszystkiego...za unijną kasę.
Wracając do dorsza. W pierwszej połowie lat 80 XX wieku nie było kwot połowowych na dorsze, więc Polacy ciągnęli ile wlezie, podobnie było na zachodzie Europy. W następnych latach wcale nie było lepiej. MIR oszacował np., że jedynie w latach 2000-2007 połowy nieraportowane w połowach na wschodnim stadzie dorsza wyniosły ok. 40%
Rybacy, aby oszukać system zaczęli też wprowadzać różnego rodzaju niedozwolone manipulacje z sieciami, tak aby zwiększyć efektywność połowów. Powodowało to, że łowili coraz więcej dorszy niewymiarowych. Zgodnie z obowiązującymi regulacjami, ryby złowione poniżej minimalnego wymiaru ochronnego, muszą być przywiezione do portu a potem np. sprzedane na paszę lub po prostu zutylizowane. Nie unika się więc niechcianych przyłowów, a całość złowionych ryb gatunków regulowanych przez prawo musi być przywożona do portu i rozliczana w ramach dostępnych kwot połowowych. Jak zwykle idea jest dobra (wiedza o wielkości śmiertelności połowowej,a tym samym dokładne raporty o połowach rybaków), gorzej z wykonaniem ( wiele ryb niewymiarowych trafia po prostu na rynek w postaci chociażby paszy,a i tak zdecydowana większość padłych ryb niewymiarowych, jest po prostu wyrzucana za burtę).
Do tego dochodziło do handlu kwotami połowowymi (określona w zezwoleniu połowowym kwota połowowa lub liczba dni połowowych dla konkretnego rybaka była przekazywana innemu rybakowi). Dochodziło więc do tego, że rybak zaczął czerpać zyski ze sprzedaży przyznanych mu kwot połowowych, zamiast w ogóle prowadzić połowy. W dodatku czerpał unijną kasę jeszcze z innych źródeł
Niedługo będzie problem z dorszem na całym świecie. Rosjanie eksploatują na maxa Morze Barentsa. Amerykanie na Alasce pomimo ostrej kontroli tamtejszych rybaków mają obecnie problem...bo klimat w tym rejonie się zmienił i dorsza wcięło z miejsc w których kiedyś jeszcze on przebywał. Niedługo Anglicy będą musieli zapomnieć o "fish & chips", no chyba że Polacy namówią ich na wsuwanie leszczy i krąpi w occie
Skoro frytki mogą być tam z vinegree to i taki krąp albo leszcz w occie może stać się popularny. I mamy rynek zbytu dla naszych rybaków śródlądowych
Przyznam się, że wcześniej nie zauważyłem tego wpisu. Mamy prawie 2020 i z tą samą nadzieją wchodzimy w nowy rok
Niestety - kasa rządzi. Taki prezes Bedyński sieciuje wody PZW i ma w nosie wędkarzy i środowisko, wędkarze często sami biorą bez umiaru, bo 'towaru' jest coraz mniej. Na codzień mamy do czynienia z chciwością i prywatnym zyskiem, czy to jest w dużej, czy małej skali. Mało kto patrzy na to co się dzieje z rybami, z utrzymaniem pewnych poziomów ilości gatunków. Ginie karaś pospolity, coraz mniej jest lina, o takich rybach jak różanka mało kto już słyszał. Trzeba się opamiętać!
Panowie Idą wybory nie zapomnijcie o tym, rozmawiajcie z kolegami niech wybiorą się na zebrania sprawozdawczo-wyborcze w swoich kołach. Innej drogi nie ma,póki co i raczej nie będzie.