Ekspertem od dzieci nie jestem, sam swojego nie mam. Jestem jednak pewien, że zabieranie dziecka "na siłę" nad wodę gdy go to nudzi to najprostsza droga do sprawienia aby w dorosłym życiu nie wziął wędki do ręki
To tak jak ze zbyt ambitnymi rodzicami (lub tymi, którzy przymusem rekompensują dzieciakom to czego sami nie mieli). Mam znajomych, którzy potrafią zapisać powiedzmy 7-latka na pływanie , karate, język angielski, francuski , taniec, szachy a w soboty zawozić go na "uniwersytet dla dzieci" żeby oswoił się z uczelnią. Z moich obserwacji wynika, że takie dzieciaki prawie nigdy nie wracają do tych zajęć gdy już mają wybór czym się mogą zająć. No ale rodzice przynajmniej mają czas dla siebie, znajomym wmawiając że te 5 zajęć dziennie po szkole są po to aby dzieciak miał lepszy start w dorosłe życie.
Tak samo jest z wędkarstwem. Mogę to opisać na swoim przykładzie. Mój dziadek łowił całe życie. Ojciec troszke mniej, jednak również jest zapalonym wędkarzem. W czasach podstawówki czy gimnazjum pytał mnie czy bym z nim nie pojechał jednak zawsze wolałem siedzieć bezmózgo przed komputerem i nigdy w tamtym okresie z nim nie byłem na rybach. W ogóle nie rozumiałem jak można poświęcać czas na tak nudne zajęcie bo taka jest prawda - dla dziecka ryby są po prostu nudne. Moja chrześnica nie potrafi skupić uwagi na bajce/filmie czy jakiejkolwiek zabawce dłużej niż 3 minuty jak więc miałbym ją przekonać żeby obserwowała spławik
Gdzieś w liceum z nudów pojechałem z nim raz na spławik i szczęściem początkującego w totalnym deszczu złowiliśmy sporo ładnych płoci na Ropie. Wydawało mi się to strasznie ciekawe, że cała ta gra polega na przechytrzeniu ryby. Jednak jestem pewien, że gdybym tego pierwszego dnia nic nie złowił , zniechęciłbym się i drugiego razu by nie było. Nigdy rodzice do niczego mnie nie przymuszali. Sam uznałem, że wędkarstwo może być bardzo ciekawe. Tak samo ze sportem. Pomimo, że pochodzę z mocno usportowionej rodziny (z osiągnięciami w akrobatyce) nigdy nikt mi nawet nie zasugerował abym się zapisał na jakieś zajęcia. Sam zapisałem się na boks ku niezadowoleniu rodziców bo w czasach kiedy zaczynałem miałem jeszcze aparat na zębach. Na studiach w innym mieście podchodziłem już do tego całkiem poważnie chodząc do klubu gdzie trenował jeden z najlepszych trenerów w kraju i utytułowani zawodnicy. I chociaż już nie trenuje to nadal jest to sport którym się pasjonuje.
No i się zaczęło. Kupiliśmy wędki spinningowe, na ryby jezdziliśmy dosłownie co drugi dzień brodząc długie odcinki w woderach po Wisłoce. Z totalnej obojetności względem wędkarstwa w ciągu pół roku potrafiłem w tygodniu być nawet 5x na rybach. I też miałem to szczęście że jako nic nie potrafiący amator spinningu łowiliśmy okonie o których teraz mogę tylko pomarzyć. Po latach obsesyjnego spinningowania przyszedł czas na wędkarstwo gruntowe (ostatnie 4 lata) i to jest coś co mogę śmiało powiedzieć zmieniło moje życie.
Piszę o tym dlatego, że to właśnie godzinami wpatrując się z ojcem w ugiętą szczytówkę rozmawialiśmy na tematy gdzie się mocno pogubiłem w życiu i podjąłem sporo głupich decyzji w ciągu ostatnich 3 lat. Gdyby nie te głupie ryby te rozmowy by się nie odbyły, nigdy bym nie dostał tych rad, które miały wpływ na chyba mój najważniejszy wybór w dotychczasowym życiu. Życzę każdej osobie żeby miała taki kontakt ze swoimi rodzicami jak ja mam ze swoim tatą, którego dzięki wspólnym zasiadkom bardziej traktuje jak najlepszego przyjaciela niż ojca.