Kilka tygodni temu w moje ręce, przez totalny przypadek, wpadł artykuł z tygodnika rolniczego wydawanego od lat 60-tych w Olsztynie. Artykuł ten został udostępniony przez Warmińsko-Mazurską Bibliotekę Cyfrową, która gromadzi cyfrowe wersje dokumentów. Tygodnik nazywa się "Nasza Wieś". Gazeta ta pozostałaby poza kręgiem moich zainteresowań, gdyby nie to, iż w jednym z wydań z 1964 r. opisano ówczesne problemy związane ze
"społeczno-sportowym odruchem" jakim jest wędkarstwo. Mamy więc rok 1964
Czytając załączony artykuł można śmiało dojść do smutnej konkluzji, że pomiędzy 1964 r. a 2018 r., tak naprawdę niewiele się zmieniło.
Wędkarze dalej narzekają na rybaków, zaś rybacy na wędkarzy. Dalej marna część składek idzie bezpośrednio na zarybienia. Dalej
"większość kontrolowanych członków przekraczających przepisy nie zna podstawowych wiadomości z zakresu wymiarów ochronnych, nie mówiąc już o wiadomościach z zakresu biologii ryb." W latach 60-tych nie poskutkowała nawet uchwała KW PZPR z marca 1960 r. zobowiązująca PZW do rozwiązania problemu... w okresie 3 lat
Nie przyniosły efektu partyjne nakazy
"weryfikacji, szkolenia fachowego, czy też podniesienia poziomu etycznego członków PZW". Minęło 10 lat od powstania tego stowarzyszenia i już partia musiała interweniować
Aż ciśnie mi się na usta taka mała dygresja. Jak zmieniać mentalność łowiących w 2018 r., gdy już w latach 60-tych nie można było jej zmienić i to partyjnymi nakazami?