Nic tak dobrze nie robi na spychologię i bezczynność organów samorządu terytorialnego oraz państwa jak dobrze napisane zawiadomionko do prokuratury
Pomagałem już w różnych sytuacjach, w różnych częściach Polski i od dawna przestałem się bawić w tryby administracyjne (za radami speców od prawa ochrony środowiska). I mogę powiedzieć, że postępowanie karne wszczęte "na siłę" i na siłę też utrzymywane przy życiu przez nas, to jedyna droga w tym kraju do jakiejkolwiek ochrony środowiska
Trochę to smutne. No, ale tak już jest w Polsce. Trzeba prokuraturze i Policji też wskazać, o co w tym wszystkim dokładnie chodzi i jakie są w tym kraju przepisy dotyczące ochrony środowiska, bo one są skomplikowane i mało prośrodowiskowe. Poza tym wniosek o dopuszczenie dowodu z opinii biegłego to konieczność. I jedynie w ten sposób można przyspieszyć jakąkolwiek reakcję organów ochrony środowiska w Polsce. Szybka reakcja organów to wyjątek w skali kraju.
O drodze administracyjnej, czyli odwołań do organów, jak i powiadamiania organów wyższego stopnia zajmujących się ochroną środowiska nie będę pisał... bo to nie ma sensu. Jak próbujesz drogi karnej, to najczęściej takie sprawy cechuje odmowa wszczęcia/umorzenie postępowania karnego, bo.... przepisy skomplikowane, dużo roboty z ustalaniem i jeszcze biegłych trzeba ściągać. No, ale jest jeszcze sąd ( w trybie zażalenia na odmowę wszczęcia/umorzenie), który może dać wytyk prokuraturze
i często jest to jedyny sposób na rozpoczęcie drogi doprowadzenia kogokolwiek przed sąd karny.
Jak widać droga okopana jest cierpieniem
A jak jest jeszcze weekend, to już w ogóle nie ma co się trudzić ze zgłaszaniem czegokolwiek komukolwiek. Piątek Piąteczek Piątunio to ulubiony czas w tym kraju dla wszystkich parszywych trucicieli, którzy walą do wody co popadnie, no bo jest już po godzinach pracy urzędników i jeszcze weekendzik jest przed nami. Jedynie wędkarze mogą coś tam zobaczyć.
A komu oni mają to zgłosić ? PZW ? Nie bądźmy śmieszni. Organizacja z majątkiem sięgającym setek milionów złotych "nie ma" kasy na właściwą obsługę prawną. Ma za to całą rzeszę darmozjadów w swoich okręgowych władzach. Powszechnie nawet nie występuje ona przed sądem w roli oskarżyciela posiłkowego w swoich własnych sprawach, czyli w sprawach dotyczących kłusownictwa i zatruwania wód, które to wody PZW de facto dzierżawi i użytkuje.... za kasę wędkarzy. No, ale wodę ktoś zatruje, ryby padną, za rok się zarybi mikro rybkami za kasę wędkarzy i wszystko się zgadza - zarówno z operatem rybackim, jak i z tym jak działacze PZW wywiązali się ze swoich statutowych obowiązków.
Z drugiej strony PZW za pewnik przyjął pogląd jednego z profesorów od prawa rybackiego - lobbysty rybaków, że ryba w polskiej wodzie należącej do Skarbu Państwa, dopóki nie zostanie złowiona przez wędkarza należy do Skarbu Państwa, więc jak ta organizacja ma walczyć o polskie wody i o kasę wędkarzy ? Zobaczcie co robi w UK Angling Trust i z jakim trudem przychodzi im ta walka. Też muszą użerać się z całym systemem i narzekań jest tam co nie miara na brytyjskie sądy. Jednak walczą i nie odpuszczają. A u nas ? Dla działaczy PZW każde wystąpienie przeciwko Wodom Polskim, WIOŚ oznaczać będzie strach przed wzmożonymi kontrolami. A komu to potrzebne w PZW ? Jakieś dokładne kontrole zarybień ? Jakieś wzmożone kontrole dokumentów z prowadzenia ich "racjonalnej" gospodarki rybackiej ? Nikomu to nie jest na rękę - zarówno urzędnikom, którzy jedynie zza biurka i w oparciu o przedkładane przez PZW i innych rybaków dokumenty rządzą polskimi wodami, jak i działaczom PZW, z których wielu jeszcze pamięta czasy PRL i pracę w lub dla SB, więc jeszcze ktoś publicznie się do tego przyczepi, ktoś to odkopie. A no co to komu potrzebne?