W tak słoneczny weekend nie usiedzieliśmy w domu - trzeba przecież korzystać póki pozwala pogoda i czas.
Ale musimy przyznać, że mieliśmy ochotę trochę zresetować się po Festivalu i pomyśleć o sobie....a że najlepiej odpoczywa się na łonie natury, oczywiście natury w pobliżu wody 🌊, więc wybraliśmy chyba jedno z najbardziej nam znanych dzikich łowisk w pobliżu - Zofiówka. Dzikie do tego stopnia, że chodzące za plecami bociany, brodzące i krzyczące czaple, i kołująca nad głową para kani to standardowy widok......
Mało tego, jest tam jeden koleżka pilnujący przestrzeni powietrznej nad zbiornikiem i okolicą - najpiękniejszy ptak jaki może występować w tym rejonie - orzeł bielik 🦅 Widok mocno zapierający dech w piersiach...
W tym roku mieliśmy okazję, a właściwie czas, wędkować tam tylko raz czy dwa. Ta woda to nie lada gratka, jest bardzo trudna i aby łowić na niej z sukcesami na zawodach trzeba być niezłym feederowym "cwaniakiem".
Ten zbiornik ma około 100 lat i kryje w sobie dziwne tajemnice
Ma dziwnie ukształtowane, w większości miękkie dno, a fakt iż pełno w nim różnego naturalnego rybiego żarcia powoduje, że trudno czasem dobrać się do ryb.
Jednak właśnie takie wyzwania są najciekawsze i sprawiają, że aż chce się kombinować aby coś osiągnąć
Marcin wędkował na Zofiówce w sobotę i niedzielę, natomiast pierwszego dnia był jeszcze Krzysztof i Bartek.
Przez te dwa dni bawiliśmy się głównie klasykiem (młodzieniec męczył Methode). W ruch poszły różne zestawienia zanętowe oraz sprawdziliśmy różne warianty z robactwem czy ziemią. Na razie jest mega trudno, ale cieszy nas myśl nt nowego wyzwania