RAPR jest niedopasowany do możliwości polskich łowisk w dzisiejszych czasach. Pozwala na zbyt dużo. Dopóki jednak PZW sieciuje sobie wędkarskie wody, lub klika działaczy z ZG rybaczy pod szyldem związku wędkarskiego, zmian nie będzie. I tak dobrze, że jest to co jest!
Należy mieć nadzieję, że ktoś ten regulamin przerobi konkretnie, weźmie pod uwagę zmieniające się czasy, nowe techniki które są w Polsce od lat, a z których nie do końca można korzystać w świetle idiotycznych zapisów z lat osiemdziesiątych (drop shot chociażby). Regulamin można uprościć. Zamiast okresów i innych rzeczy można wprowadzić zakaz na pewnych akwenach (rzeki głównie) zabierania ryb od marca do czerwca, tak aby mogły się wytrzeć i przegrupować (dla pstrągowych w odpowiednich miesiącach). Obecny system z operatem rybackim regulującym sposób w jaki korzysta się z wody, nie działa dobrze. Pomimo zarybień ubywa ryb, wszyscy to widzą. Dlatego taki restrykcyjny w miarę przepis pozwoliłby przynajmniej na spokojne tarło u ryb. Fani mięsa mogą przejść na wody gdzie można zabierać, co i tak będzie z pożytkiem dla nich, bo będzie więcej ryb, które można odławiać później.
Panowie - na pewno się da
Co do narzekania na brak kontroli i bezsensowność samego RAPR. To, że nie ma kontroli to całkiem inna sprawa. W niektórych okręgach powiedzą wędkarze, że kontrole właśnie są. Dlatego regulamin jest potrzebny, to podstawa. Później muszą być kontrole. Nie może być przecież sporej ilości kontroli bez regulaminu
I jeszcze jedno. Obecnie włodarze PZW się tłumaczą, że okręgi same mogą dokładać swoje przepisy. Ale czy nie lepiej byłoby zrobić ostre limity ilościowe i wagowe w RAPR i powiedzieć, że okręgi same mogą dokładać swoje przepisy? Niech wtedy zwiększą limity jak pozwalają ich wody na to. To o wiele lepsze rozwiązanie.
Nie czarujmy się. RAPR jest pisany w sposób, który bierze pod uwagę tylko łowienie i zabieranie ryb. W Polsce nie ma innej opcji, mamy tylko gospodarkę rybacką, z wędkarskim wykorzystaniem wód, podpiętym pod rybactwo. Czasy się zmieniają, fajnie jakby opracowano nowe możliwości, jak chociażby wody 'no kill' lub też wody stricte wędkarskie (gdzie można zarybiać w większych ilościach takimi gatunkami jak lin, karaś, szczupak, bez restrykcyjnych zapisów). Nad tym powinni pracować ichtiolodzy z IRŚ, a nie nad tym jak 'wyżywić naród'. Szkoda, że tego się nie uwzględnia. Powstaje jakiś maszkaron, sprzeczny w wielu momentach, gdzie urzędnik z RZGW nie pozwoli na dodatkowe zarybienia, bo u niego na papierze ryby 'są'. Wszystko jest niedopracowane. Mało osób zdaje sobie sprawę z tego, że na jakiś wodach są jeszcze ryby (Odra na przykład), ponieważ przez lata ryby uważano za skażone. Nie ma rybaków, wędkarze starsi wciąż wolą łowić na kanałach czy jeziorach i stamtąd zabrać rybę. Ale przykład Dzierżna Dużego, zbiornika gdzie kumulowały się metale ciężkie i ryby naprawdę mogą przyczynić się do poważnych dolegliwości , pokazał, że i takie 'trujące' mięso znajduje swoich amatorów. Ryby tam 'po polsku' przetrzebiono, teraz dopiero będzie się chronić ten zbiornik, i za kilka lat będziemy często słyszeć o tamtejszych okazach karpi, leszczy, linów czy płoci (łowisko 'no kill')....