Ja również zagotowuję wodę najpierw, potem odstawiam z palnika i wsypuję powoli kaszę, mieszając. Do wody wrzucam też trochę cukru i szczyptę soli. Dodaję masło, czasem kostkę sera topionego. Już w trakcie ugniatania dodaję atraktory: najczęściej wanilia + przyprawa piernikowa. Czasem czosnek. Są jeszcze warianty z rozgniecionym groszkiem konserwowym (efekty mizerne), oraz z olejem ze szprotek (całkiem całkiem).
Staram się jak najgęstszą konsystencję uzyskać w garnku, żeby jak najmniej suchej kaszy dosypywać przy ugniataniu. Ciasto zawijam w papier - w folii jakoś mi się paprało
Zalety: u mnie na Wiśle przynęta selektywna, w zasadzie wyłącznie leszcze > 40 cm i klenie > 30. Choć na mniejszych rzekach/stawach brały też leszczyki żyletki, krąpie, płotki, wzdręgi czy japońce. Nie jest to kwestia miejscówki, bo w tej samej na białego krąpie czy certy się kuszą, więc są
Być może ściągają ciasto, bo nie zauważam skubania. I tu przechodzimy do wad: nawet twarde ciasto dość często spada przy wyciąganiu zestawu. Przy dłuższej zasiadce trzeba też się liczyć ze zmianą konsystencji - z wierzchu twardnieje, w środku robi się maź. Nieźle wabi też karczowniki czy inne gryzonie, więc trzeba uważać, żeby nie zostać bez przynęty
Oczywiście to żart, bo zjadają tyle, co kot napłakał...
Do przystawki spławikowej to dla mnie przynęta podstawowa: łatwo ją przygotować, nieograniczone możliwości barwienia i dosmaczania, łatwo nią również nęcić.