No i ja w końcu otworzyłem sezon.
Pojechałem po raz pierwszy od dwóch lat na Zalew Żyrardowski. Pogoda cały dzień piękna, oczywiście jak przyjechałem, to już się zrobiło pochmurnie i zimno wiało. Ale to nic.
Jedna wędka metoda, druga tradycyjny koszyk ze skrętką. Tradycyjny po raz pierwszy od trzech lat chyba, a skrętka w ogóle po raz pierwszy
Dobrze, że po drodze kupiłem paczkę białych, bo tylko na nie były brania. Inaczej zszedłbym o kiju.
Brania zaczęły się na tradycyjnym, gdy zacząłem psikać białe agresorem
Dwa białe na haczyk nr 18. W koszyku czarna glina rozpraszająca z odrobiną mączki rybnej i małą garścią zanęty do metody.
Na metodę czarny MMM z odrobiną dodatków.
Po kolei:
1. Pierwsza ryba sezonu.
Takich płoteczek złowiłem w sumie pod 10.
2. Gdy ciągle coś bierze, a potem nagle cisza, wiedz... że coś się dzieje
Po przerobieniu paru kulek i pelletów na metodzie nabiłem na pushstop 6 białych i posłałem w siną dal. I w końcu branie i tutaj. Od razu wiadomo, że jak metoda, to i ryba konkretniejsza.
3. Chyba bardziej zdziwiony ode mnie.
Skończyła mi się zanęta do koszyka. Nie spodziewałem się tylu brań... Co robić? Wyrwałem z brzegu trochę chwastów, spod nich wygrzebałem ziemię, z liśćmi z gałęziami i innymi syfami... Dwie garście miksu do metody do tego i łowimy dalej
Kilka płotek... i na sam koniec...
4. Księciunio!
Nie nastawiałem się raczej, że w ogóle coś złapię, bo zalew cały rok oblegany przez mięsożerców potwornie. Teraz też byłem w środę przed 15, a tłum jak pod Tesco...