Czołem!
Ja większość swojego karpiowania łowiłem z wywózki.
Różnie to bywało. Nie zawsze byłem idealnie przygotowany. Pamiętam, jak raz miałem właśnie niezbyt duże młynki (bodaj 5000) ze stosunkowo grubą żyłką. Podczas zasiadki okazało się, że najlepsze brania są na takiej odległości, że po wywiezieniu zostawało mi na jednej z wędek nie więcej niż 15 m żyłki.
Dla pewności przywiązałem wędkę sznurkiem do brzegu
, zaś zam ulokowałem namiot tuż koło stojaka.
Parę miśków udało się wyholować i nic złego się nie stało.
Nie zawsze te brania są takie agresywne. Im dalej się łowi przy użyciu żyłki, tym wskazania mogą być słabsze. Jak się wywiezie zestaw na żyłce na 400 metrów, to kilka piknięć może już byś sygnałem do rozpoczęcia holu. Zależy też, czy masz zamiar często odchodzić daleko od wędek.
Dawno temu, kiedy używałem żyłek Kędzierzyn-Koźle, nawijałem 0,4 mm, a znajomy nawet 0,5. Teraz żyłki są tak mocne, że - jeśli nie ma jakichś specyficznych warunków na łowisku - na 0,3 można z powodzeniem holować wielkie karpie. Do tego mamy do dyspozycji różne zaawansowane wędki. Łowiąc z wywózki, mamy dodatkowo ponton do dyspozycji i zawsze można hol kontynuować z wody.
Tak więc możesz popróbować ze sprzętem, którym dysponujesz, a później podejmiesz decyzję, czy kupować inne kołowrotki. Możesz też przygotować sobie jedną zapasową szpulę właśnie z nieco cieńszą żyłką i tę szpulę będziesz używał na tych nielicznych zasiadkach, gdzie trzeba będzie dalej wywieźć.