Michał, problem w tym, że to państwo powierza wody z zasobami ryb dzierżawcy. To jak wypożyczalnia samochodów. Bierzesz zatankowany, czysty i nie uszkodzony, i taki masz zwrócić. Ktoś to musi sprawdzić, wypożyczający upewnia się, że nie ma szkód, że paliwo jest zatankowane. Jak nie - to płacisz...
Trudno zrobić tak z wodą. Dlatego powinno się zobowiązać dzierżawcę do przestrzegania umowy. O ile ten ma się wywiązać z niej poprzez przestrzeganie operatu, dane zbiorcze z odłowów - to kłusownictwa nie da się wymierzyć. Dlatego PSR powinno chronić przed kłusownikami właśnie. Niestety, takimi są też i wędkarze. Czy można więc polegać na tym, że sam dzierżawca upilnuje wody? Raczej nie. Po 10 latach dzierżawy można otrzymać z powrotem wodę zdegradowaną, której nikt nie będzie chciał. Może być zachwiana równowaga w niej, i na przykład częste zakwity. To może się odbijać fatalnie na innych biznesach (a więc turystyka chociażby). Wód więc trzeba pilnować. Pamiętajmy, że są różni dzierżawcy, nie tylko PZW. Mogą to być rybacy
Tak więc w interesie państwa jest dbanie o wody. Dotychczas mała liczba strażników zaowocowała tym, że mało kto przestrzega regulaminu. Kłusowników jest mniej, bo nie jest to już tak opłacalne. Nawet kłusownikom ciężko jest połowić
A to, że dzierżawca powinien pilnować swoich wód, wydaje się też oczywiste. Jednak PZW to tak małe składki, że brakuje kasy na konkretne kontrole...