Autor Wątek: PZW - czy to normalne...  (Przeczytany 548574 razy)

Offline Luk

  • Administrator
  • Ekspert
  • *****
  • Wiadomości: 22 563
  • Reputacja: 1978
  • Płeć: Mężczyzna
  • Wędkarstwo rządzi!
  • Lokalizacja: Newark
Odp: PZW - czy to normalne...
« Odpowiedź #660 dnia: 04.10.2018, 19:12 »
Darek, jest jeszcze jedna rzecz. Obecnie zabiera się ryby na potęgę (mowa o wędkarzach) ale robią to ludzie starsi głównie. Młodzi myślą zupełnie inaczej, ponadto zmienia się wędkarstwo. Ja widzę to bardzo dobrze, bo to co jest w UK i Europie przyszło do Polski, coraz więcej jest karpiarzy, wędkarzy wypuszczających połów. Sami chyba zauważacie jak wiele się zmieniło w przeciągu ostatnich 5, 10 lat. Nadchodzi spora przemiana - rządzący państwem czy fachowcy zajmującymi się pewnymi rzeczami powinni to zrozumieć. Co robi IRŚ? Mówi nam jak mamy łowić, że wypuszczanie ryb to sadyzm. Chłopaki zamiast zrozumieć, że idzie nowe, próbują zawracać kijem Wisłę. Polski wędkarz się sporo zmienił, już mała część jedzie po ryby, zabranie ryb to sprawa drugorzędna (lub trzeciorzędna), liczy się możliwość wypoczynku, relaks, kontakt z rybą, dużą. A tego nie ma, nie ma ryb! Jak więc fachowcy z IRŚ chcą naprawiać wody? Jak można zabierać dalej na potęgę (wszystko, bo inaczej jest to sadyzm!) i mieć ryby w łowisku? Nie da się. Gdyby wszystkie nasze wody były pełne ryb i stada tarłowe byłyby nienaruszone, może jakaś strategia by działała. Ale u nas nie ma wód z odpowiednimi stadami tarłowymi, wszystkie są zdegradowane. Trzeba więc wody odbudować. Jak? Przecież nawet rybacy łowią coraz mniej...

Mamy więc do czynienia z wielką ściemą. Niszczymy nasze wody coraz bardziej, nie ma żadnych planów aby to zmienić, dlaczego? Przecież wygląda to bardzo kiepsko. I to jest właśnie pytanie, kto rządzi i rządził tym krajem, ze pozwala się na takie rzeczy? Sami piłujemy gałąź na której siedzimy, budujemy sobie poważny kryzys.
Lucjan

Online mirek

  • Ekspert
  • *****
  • Wiadomości: 1 234
  • Reputacja: 80
Odp: PZW - czy to normalne...
« Odpowiedź #661 dnia: 04.10.2018, 19:34 »
Państwo powinno odpowiadać za wody i za zarybianie,tak jak jest w usa,my wykupujemy tylko pozwolenia.Strażnicy przyrody dbają o przestrzeganie regulaminu,w razie W mandat,kolegium,albo sąd (oczywiście zmiana prawa).Moim zdaniem myślenie jak naprawić pzw to utopia,to i tak z czasem padnie ale  oni zadbają żeby zagarnąć co lepsze wody.Jak lasy tak i wody tylko w rękach państwa żeby cwaniacy nie mogli sie do nich dobrać.

Offline selektor

  • Ekspert
  • *****
  • Wiadomości: 5 281
  • Reputacja: 1399
  • Lokalizacja: Catch & w Łeb & Realese on Patelnia
  • Ulubione metody: waggler method
Odp: PZW - czy to normalne...
« Odpowiedź #662 dnia: 04.10.2018, 20:07 »
I. Bardzo ciekawy wpis Darku. Do podwyżek się nie odniosę (ogólnie jestem za, a nawet przeciw ;)), bo nie mam czasu na uzasadnianie swojego stanowiska. Odniosę się do pojęcia rybactwa.

Piszesz, że „polski problem nie leży więc w samym nazewnictwie, lecz, z jednej strony, w poprawnym posługiwaniu się terminami „rybactwo”, „rybacki” itd., z drugiej strony, w jednolitym traktowaniu wszystkich gałęzi rybactwa i podporządkowaniu ich przemysłowo-przetwórczemu wykorzystaniu wód – czyli działalności, którą potocznie nazywamy rybactwem”

Osobiście uważam, że polski problem leży już w samym nazewnictwie. Skupię się na regulacjach prawnych, bo na tym się znam ;)

Nie można więc za każdym razem przenosić potocznego znaczenia danego pojęcia na grunt przepisów. A my wszyscy wędkujemy w oparciu o określone przepisy. Tak samo jest z rybakami. Oni też funkcjonują w oparciu o przepisy. Wszyscy żyjemy wśród nakazów i zakazów z góry nam narzuconych przez państwo. Tak było już od niepamiętnych czasów i tak dalej będzie.

Pierwszy lepszy przykład to np. ten co rozumiemy pod pojęciem "człowiek" (w przypadku nauk biologicznych), a co rozumiemy pod pojęciem „człowiek” na gruncie prawa np. karnego. Tu jest olbrzymi dysonans np. tego od kiedy w ogóle możemy mówić o człowieku.

Kolejny przykład art. 275. § 1 kodeksu karnego „Kto posługuje się dokumentem stwierdzającym tożsamość innej osoby podlega grzywnie, karze ograniczenia wolności albo pozbawienia wolności do lat 2” Biorąc pod uwagę potoczne znaczenie słowa „posługiwać się” chyba każdy ma wyobrażenie o tym, co ono oznacza. A co gdy idziecie na pocztę z awizem dla żony i dajecie pani z okienka do rąk dowód osobisty żony. Przecież posłużyliście się dowodem osobistym żony, aby w jej imieniu odebrać list? Poniesiecie odpowiedzialność karną, czy też nie?

Czy jak znajdziecie kartę do bankomatu i zapłacicie sobie tą kartą zbliżeniowo w sklepie, to dopuszczacie się wówczas kradzieży z włamaniem dokonując transakcji zbliżeniowej wbrew woli jej posiadacza, czy też nie? Przecież wszyscy wiemy co to jest „włamanie” :)  Taka kradzież jednak będzie kradzieżą z „włamaniem”. Widzimy chyba różnicę w znaczeniu potocznym słowa „włamanie”.
 
Gdyby wszystko rozpatrywać w zakresie potocznego znaczenia to mielibyśmy totalny chaos w regulacjach prawnych w przypadku podciągnięcia pod dany przepis sytuacji „żywcem” wziętej z życia. Wszędzie się mówi, że prawo musi być proste. To jest mit. Prawo nie było proste już w czasach starożytnego Rzymu. Sorry u rewolucjonistów było zawsze proste – „winien” i szybko do piachu.

Dlatego też uważam, że nie można przenosić potocznego znaczenia słów rybak, wędkarz na grunt przepisów. A to jest w tym wszystkim najistotniejsze, a nie to czy ja uważam się za rybaka, czy też nie. 

II. Wracając do pojęcia „rybaka”. Art. 4 ust 1 ustawy o rybactwie śródlądowym z 1985r. wskazuje dokładnie kto nim jest. Jest tam mowa o uprawnionym do rybactwa (czyli uprawnionym do chowu, hodowli lub połowu ryb).

Zgodnie zaś z art. 6 ust. 1 ustawy o rybactwie śródlądowym uprawniony do rybactwa w obwodzie rybackim jest obowiązany prowadzić racjonalną gospodarkę rybacką. I tu właśnie mamy olbrzymi problem w tym co w rzeczywistości jest racjonalną gospodarką, a tym jak widzi ją ustawodawca (prawo).

Tak w ogóle to przepis dotyczący racjonalnej gospodarki rybackiej był wielokrotnie zmieniany, bowiem np. za komuny racjonalna gospodarka obciążała wszystkich - nawet najmniejszych właścicieli stawów. Dopiero po upadku komuny wprowadzono postanowienia, że racjonalna gospodarka rybacka dotyczy jedynie uprawnionych do rybactwa w obwodach rybackich.

Lobby rybackie dokonało jednak jeszcze dalej idących zmian :facepalm: Z przepisu dotyczącego racjonalnej gospodarki rybackiej usunięto bowiem zapisy dotyczące tego, że RACJONALNA GOSPODARKA RYBACKA MUSI JEDNOCZEŚNIE ZMIERZAĆ DO POPRAWY JAKOŚCI NATURALNEGO ŚRODOWISKA I JEGO ZASOBÓW ORAZ TEGO, ŻE RACJONALNA GOSPODARKA RYBACKA MOŻE BYĆ RACJONALNA JEDYNIE WÓWCZAS GDY PRZESTRZEGANE SĄ ZAPISY OPERATU RYBACKIEGO !!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!

I to jest największa ściema płynąca z ust naukowców z IRŚ, że ich działanie ma na celu ochronę środowiska. NIE MA. Lobby rybackie usunęło te zapisy z ustawy. Uczyniło to już w „wolnej” Polsce,  nie chcę pisać za czyich rządów. Obecnie nie dość, że racjonalna gospodarka rybacka nie musi zmierzać do poprawy jakości naturalnego środowiska, to dodatkowo NIE MUSI być uwarunkowana koniecznością przestrzegania operatów rybackich. PATOLOGIA !!!! Mamy do czynienia z legislacyjną patologią - oderwaniem kwestii ochrony środowiska od sieciowania polskich wód.

Aktualnie oceny wypełniania przez uprawnionego do rybactwa obowiązku prowadzenia racjonalnej gospodarki rybackiej dokonuje marszałek województwa na podstawie:
1)    operatu rybackiego,
2)   dokumentacji gospodarki rybackiej
3)   programu ochrony i odbudowy zasobów ryb,

Marszałek ocenia uprawnionego do rybactwa raz (dosłownie raz) na 5 lat !!!! Czyni to jedynie w oparciu o dokumenty przedstawione przez rybaka :) Kolejna patologia.

Jednak patologii w tej ustawie jest znacznie więcej, co widzimy poprzez np. powszechny handel drapieżnikami w okresie ochronnym.

Lobby rybackie wprowadziło bowiem sobie do ustawy z 1985 r. zapis, iż za zgodą marszałka województwa (stosowne dokumenty przedstawia mu uprawniony do rybactwa :D ) marszałek w wyjątkowo uzasadnionych przypadkach może w ogóle zwolnić rybaka od:

1)    obowiązku prowadzenia racjonalnej gospodarki rybackiej

2)   a nawet może uznać zbiornik wodny za nieprzydatny do prowadzenia racjonalnej gospodarki rybackiej na czas określony. !!!!

Kolejna patologia szeroko wykorzystywana przez rybaków.

Jednak największą patologią związaną z handlem rybami jest art. 17 ust. 1 ustawy "rybackiej" -  W szczególnie uzasadnionych przypadkach, a zwłaszcza do celów zarybieniowych, hodowli, ochrony zdrowia ryb oraz do celów naukowo-badawczych, marszałek województwa może, w drodze decyzji administracyjnej, zezwalać na odstępstwo od zakazów, o których mowa w art. 8 ust. 1 pkt 2–7 i ust. 2 oraz w art. 10
ust. 1
, a także na dokonywanie połowu ryb w obrębach ochronnych


Ten przepis jest nagminnie wykorzystywany przez rybaków do handlu drapieżnikami w okresach ochronnych.

Jednak czym tak naprawdę jest ta racjonalna gospodarka rybacka ? Aktualnie według ustępu 2 art. 6 ustawy o rybołówstwie śródlądowym racjonalna gospodarka rybacka polega na wykorzystywaniu produkcyjnych możliwości wód:
a) zgodnie z operatem rybackim,
b) w sposób nienaruszający interesów uprawnionych do rybactwa w tym samym dorzeczu,
c) z zachowaniem zasobów ryb w równowadze biologicznej
d) na poziomie umożliwiającym gospodarcze korzystanie z nich przyszłym uprawnionym do rybactwa.

I teraz przenieśmy to na polską rzeczywistość. W Polsce mamy jedynie 3 podmioty uprawnione do opiniowania operatów rybackich. Jest to
1)   Zachodniopomorski Uniwersytet Technologiczny w Szczecinie,
2)   Instytut Rybactwa Śródlądowego w Olsztynie,
3)   Uniwersytet Warmińsko-Mazurski w Olsztynie.

Zgodnie z rozporządzeniem z 2002 r. w sprawie operatu rybackiego jednym z podstawowych obowiązków IRŚ w zakresie oceny operatu jest obowiązek oceny celowości „operatu w zakresie wykorzystywania produkcyjnych możliwości wód z zachowaniem zasobów ryb w równowadze biologicznej i na poziomie umożliwiającym gospodarcze korzystanie z nich w przyszłości”[/i] - Ten obowiązek jest notorycznie łamany. Uważam ten przepis wręcz za martwy.

IRŚ opiniuje więc operaty rybackie. I teraz wytłumaczcie mi proszę jak np. ogólnopolskie zarybienia tonami karpia prawie każdego zbiornika w tym kraju na żądanie panów z PZW (czyli kolegów panów z IRŚ, zasiadających w tym samym związku wędkarskim) mają się do ustawowego obowiązku  „zachowania zasobów ryb w równowadze biologicznej”, a tym samym jak IRŚ, realizuje zalecenia ustawodawcy w tym zakresie?

Jak ogólnie coraz mniejsze wpływy z sieciowania jezior i rzek, coraz mniejsze połowy wędkarzy mają się do tego co zapisane jest w operatach oraz co do konieczności ustawowego zapewnienia „poziomu umożliwiającego gospodarcze korzystanie z  przyszłym uprawnionym do rybactwa”  ?
Tak w ogóle to zarybienia karpiem większości polskich wód, to dopiero jest łamanie obowiązującego prawa - i to na oczach wszystkich.

Zgodnie bowiem z rozporządzeniem Ministra Rolnictwa i Rozwoju Wsi z dnia 16 listopada 2012 r. w sprawie wykazu gatunków ryb uznanych za nierodzime i wykazu gatunków ryb uznanych za rodzime oraz warunków wprowadzania gatunków ryb uznanych za nierodzime, dla których nie jest wymagane zezwolenie na wprowadzenie, karp został uznany w jeziorach i zbiornikach zaporowych za gatunek nierodzimy :D

I teraz aby móc wprowadzić karpia do jeziora lub zbiornika zaporowego należy:
1)   w operacie rybackim uzasadnić konieczność jego wprowadzenia oraz określić rodzaj i ilość materiału zarybieniowego;
2)   uzyskać pozytywną opinię jednostki opiniującej operat (IRŚ ;D ;D ;D)
3)   taki karp musi jeszcze pochodzić z obiektu przeznaczonego do chowu lub hodowli ryb, w którym w okresie 3 lat poprzedzających to wprowadzenie nie stwierdzono występowania gatunku niedocelowego w rozumieniu art. 3 pkt 8 rozporządzenia nr 708/2007 w sprawie wykorzystania w akwakulturze gatunków obcych i niewystępujących miejscowo
4)   dodatkowo w przypadku karpia musi być odpowiednia dawka zarybieniowa np. nie większa niż 4 kg i 5 kg kroczka karpia na 1 ha powierzchni obwodu rybackiego – dla jezior i zbiorników zaporowych o powierzchni nieprzekraczającej 100 ha.

Tym samym koledzy z IRŚ (którzy są jednocześnie w PZW) kolegom z PZW opiniują operaty ;D ;D ;D ;D. Jak w mafii. O tym co tak naprawdę znajduje się w wodach PZW, to wie jedynie Bóg albo inna istota wyższa, bo kontrola RZGW jest iluzoryczna.

Tak w ogóle co do IRŚ wyznaczającego „trendy” wędkarzom to należy zwrócić uwagę na coś jeszcze.

Ze statutu IRŚ:
- Instytut jest jednostką naukową.
- Przedmiotem działania instytutu jest prowadzenie badań i prac rozwojowych oraz ich wdrażanie.
- Podstawowym przedmiotem działalności IRŚ według PKD są badania naukowe i prace rozwojowe, a także kształcenie i doskonalenie specjalistów z zakresu rybactwa.

Ze sprawozdania finansowego IRŚ (które jest dostępne w temacie dotyczącym celowości odłowów kontrolnych) w sposób jasny i wyraźny wynika, iż podstawowym przedmiotem działalności IRŚ przynoszącym im przychody jest… handel rybami (nazwany celowo tam… „sprzedażą pobadawczą” ;D ;D ;D).

Ja wiem, że statut umożliwia im tworzenie rybackich zakładów doświadczalnych, które to zakłady prowadzą działalność gospodarczą w postaci sprzedaży ryb. Jednak nie można zapominać o podstawowych celach tej instytucji. Jest to więc prowadzenie badań, prac rozwojowych i kształcenie rybaków.
Jednak ten komunistyczny twór żyje wyłącznie dzięki dotacji celowej z budżetu państwa ( i ok to rozumiem, że trzeba finansować polską naukę), ale przede wszystkim dzięki handlowi rybami ( i to mi trudno jest pojąć, choć rozumiem, że po upadku komuny nie było pomysłu na to co zrobić z podobnymi do IRŚ instytutami badawczymi). 

To jest właśnie taki komunistyczny twór, który z jednej strony chce być uczelnią wyższą, a z drugiej strony być przedsiębiorcą. Chyba dobrze wiemy, jak duże są ograniczenia dla „zwykłych” uczelni wyższych w zakresie prowadzenia jakiejkolwiek działalności gospodarczej (np. trzeba tworzyć spółki celowe, aby komercjalizować wyniki badań, jak i istnieje cała masa innych ograniczeń w prowadzeniu działalności gospodarczej )

To tak jakby amerykańskie instytuty badawcze, czy też niemieckie np. taki Leibniz-Institut für Gewässerökologie und Binnenfischerei , czy też Instytut Nauk Rolniczych i Ogrodniczych Uniwersytetu Humboldta w Berlinie (zajmujące się szeroko rozumianym rybactwem) handlowały rybami, niczym tragarz na rynku. Chyba widać socjalistyczną myśl w tworzeniu tej instytucji. Hodujemy i sprzedajemy. Klientela jest już w samym PZW…w którym i my jesteśmy.

Trochę odbiegłem od tematu, więc wracając do kwestii pojęć to zgodnie z art. 7. ust 1 ustawy o rybactwie „Za amatorski połów ryb uważa się pozyskiwanie ryb wędką lub kuszą”.  Czy czujecie się jako wędkarze „pozyskiwaczami” ryb ? Czy jak łowię te ryby rekreacyjnie, a następnie je od razu wypuszczam to je nadal pozyskuje? Czy kiedykolwiek je wówczas „pozyskałem”?

Ryba poza wodą stanowi jej „pożytek”, czyli należy zgodnie z prawem do właściciela wody (oczywiście za zezwoleniem można sobie brać taki „pożytek”). Ryba w wodzie natomiast stanowi część składową wody, czyli nadal pozostaje własnością właściciela wody, jednak w tym wypadku nie można już brać ryb będących w wodzie bez „przekazania posiadania” danej osobie całej tej wody. Jako wędkarz nie masz żadnych praw do tego co pływa w wodzie. Takie prawo ma jedynie PZW jako stowarzyszenie. Ty masz jedynie prawo do pobierania „pożytków”, czyli zabrania złowionej ryby, o ile masz stosowne zezwolenie.

Z jednej strony mamy zgodnie z ustawową definicją uprawnionego do rybactwa - rybaka, czyli osobę, która musi wykorzystywać produkcyjnie możliwości wód. Z drugiej zaś strony osobę uprawiającą amatorski połów ryb poprzez pozyskiwanie ryb. Zgodnie z literaturą mamy kilka rodzajów (typów) gospodarki rybackiej. Mamy więc:
1)   Gospodarkę wędkarską ( taka w Polsce w ogóle nie istnieje, choć obowiązuje w wielu innych krajach)
2)   Gospodarkę rybacką towarową
3)   Gospodarkę rybacką wyspecjalizowaną
4)   Gospodarkę rybacko-wędkarską

Jaki mamy w Polsce typ gospodarki rybackiej? Sami to musicie ocenić ;) 

Uważam, że problemem jest już sam brak definicji wędkarza. !!!! Problemem jest również fakt braku określenia ustawowego typu gospodarki rybackiej w Polsce !!!!

Chciałbym, żeby ustawodawca jednoznacznie określił pojęcie wędkarza, a tym samym określił na czym ma polegać np. typ gospodarki wędkarskiej, czy też nawet rybacko-wędkarskiej (ze szczegółowym opisaniem tej drugiej). Obecnie bowiem zgodnie z prawem racjonalna gospodarka rybacka polega WYŁĄCZNIE na wykorzystywaniu produkcyjnych możliwości wód.

Nie uważam, aby moje prawa jako wędkarza musiały być ograniczane przez obowiązek niekolidowania z wykorzystywaniem produkcyjnym możliwości wód przez rybaka ! Do tego dochodzi kwestia obecnego kolidowania zasady Catch&Realese (istnienia wód typu „No Kill”) z racjonalną gospodarką rybacką. Skoro wypuszcza się ryby to uniemożliwia się rybakowi (również PZW) wykorzystywanie produkcyjne jego wody.
Ryby na wodach „No kill” żyją sobie bez szerokiej ingerencji człowieka. Człowiek pojawia się głównie wówczas, gdy coś złego dzieje się z wodą. W przypadku założeń polskiej racjonalnej gospodarki rybackiej niemożliwe jest „wieczne” pozostawanie ryb w danym zbiorniku. Musi być ciągła "produkcja" ryb :facepalm:

Chciałbym również aby do ustawy powrócił zapis , że RACJONALNA GOSPODARKA RYBACKA MUSI JEDNOCZEŚNIE ZMIERZAĆ DO POPRAWY JAKOŚCI NATURALNEGO ŚRODOWISKA. Wykreślenie tego zapisu świadczy o tym jak silne było (pewnie nadal jest) rybactwo. Z biegiem lat to się zmieni, aczkolwiek jeszcze nie teraz. Przemilczę w tym miejscu konieczność wprowadzenia zapisów dotyczących rzeczywistej kontroli racjonalności gospodarki „rybackiej”, ale i również wędkarzy ;)

Po to potrzebne jest właśnie wprowadzenie, a następnie właściwe rozróżnienie pojęć. 

Offline Alek

  • Ekspert
  • *****
  • Wiadomości: 2 958
  • Reputacja: 237
  • Płeć: Mężczyzna
  • Lokalizacja: Białystok
  • Ulubione metody: feeder i spinning
Odp: PZW - czy to normalne...
« Odpowiedź #663 dnia: 04.10.2018, 20:31 »
O ja pier...... patologia goni patologię :facepalm:
Jak powiedział kiedyś mój kolega policjant o pewnej dzielnicy" należy otoczyć wysokim murem, jeb.... atomówkę, zaorać i budować od początku". Wypisz, wymaluj pomysł na PZW i IRŚ.

Selektor, wyrazy szacunku. :thumbup:
Adam

Offline LisKula

  • Nowy użytkownik
  • *
  • Wiadomości: 35
  • Reputacja: 3
  • Lokalizacja: Warszawa
Odp: PZW - czy to normalne...
« Odpowiedź #664 dnia: 04.10.2018, 20:38 »
Czapki z głów za ten tekst.
Bez właściwych zmian legislacyjnych dalej wszyscy oprócz Pzw  Irś i rybaków będą w d...e

Offline Waldemar

  • Aktywny użytkownik
  • ***
  • Wiadomości: 136
  • Reputacja: 17
  • Płeć: Mężczyzna
  • Lokalizacja: Koło nr 3 Rozwadów
  • Ulubione metody: tyczka i feeder
Odp: PZW - czy to normalne...
« Odpowiedź #665 dnia: 04.10.2018, 22:19 »
Należy też sobie zadać pytanie, kto w ogóle je te odławiane ryby?
Ja rozumiem, że część szczupaków, sandaczy, okoni, linów trafia do restauracji. Część. Kiedy ostatnio jedliście rybę słodkowodną w restauracji?
Węgorz - tutaj jestem pewien, że nic się nie zmarnuje.
A ogólnie? Przecież płocie, leszcze, często okonie leżą sobie w hipermarketach w różnych postaciach (są przerabiane w zależności od tego, ile już leżą. Od całych, przez tuszki, po filety), a potem znikają. Prawdopodobnie kończą w paszy dla świń.
W imię czego? By karuzela dalej się kręciła. Kosztem dalszej degradacji polskich wód.
Zdziwiłbyś się gdybyś wiedział co robią z mięsem, które się nie sprzedało. Moja szwagierka robi na dziale mięsnym i tymi świniami to jesteśmy my, jemy to i tak w różnej postaci.
Wprawdzie nie ma u niej ryb słodkowodnych ale ma ryby morskie i one w cale nie znikają w świńskich korytach .Znając kreatywność sprzedawców to i ryby słodkowodne wracają do obiegu. Nie licz na pomoc sanepidu.
Wracając do wątku to niestety sytuacja w PZW do złudzenia przypomina sytuację w naszym pięknym kraju, ukraść ile się da i gdzie tylko da nim skończy się kadencja.
Nadzieją napawa nowe pokolenie wędkarzy, myślące inaczej i ono powoli skruszy popeerelowski beton PZW ale to potrwa.

Offline Xeo

  • Aktywny użytkownik
  • ***
  • Wiadomości: 186
  • Reputacja: 8
  • Płeć: Mężczyzna
  • Lokalizacja: Nowy Dwór Mazowiecki
Odp: PZW - czy to normalne...
« Odpowiedź #666 dnia: 04.10.2018, 22:31 »
Moim zdaniem musi to być zmiana pokoleniowa i jedna może być za mało aby móc wprowadzić większe zmiany w takim betonie. Bo siłą nikogo od koryta nie odciągniesz. Ja już nie odczuje pewnie zmiany ale mam cichą nadzieję że kolejne pokolenia już tak.
Czasami trzeba sięgnąć dna aby się od niego odbić i tutaj bez tego szczerze wątpię aby coś się poprawiło.

Offline Logarytm

  • Ekspert
  • *****
  • Wiadomości: 1 490
  • Reputacja: 184
  • Lokalizacja: Warszawa
  • Ulubione metody: waggler method
Odp: PZW - czy to normalne...
« Odpowiedź #667 dnia: 05.10.2018, 00:16 »
Ponieważ chyba od zarania istnienia IRŚ, instytut ten szafuje pojęciem racjonalności (racjonalna gospodarka, racjonalne metody naukowe itd.) postanowiłem i ja poruszyć tę kwestię, mając nadzieję, że panowie z IRŚ czytają to forum i może ten tekst uzmysłowi im choć pobieżnie (podobnie jak pobieżny będzie ten mój wpis) jaka treść kryje się pod pojęciem racjonalności.

Przede wszystkim jest to pojęcie pragmatyczne. Odnosi się do aktywności człowieka, takich jak poznanie lub działanie. Można więc mówić o racjonalnym bądź nieracjonalnym poznaniu, ale też o racjonalnym lub nieracjonalnym  postępowaniu. W jednym i drugim wypadku istotną rzeczą dla zrozumienia, czym jest racjonalność jest cel. Celem poznania jest prawda. Poznanie więc będzie racjonalne, jeśli metody, którymi się posłużymy w celu poznania prawdy, do tej prawdy nas zaprowadzą. Wiemy, że poznanie naukowe jest ogólne. Potrzebne są zatem pewne sposoby wnioskowania, dzięki którym takie ogólne wnioski będziemy mogli wyprowadzić. Sęk w tym, ba! wielki to sęk, że nasze sposoby wnioskowania, które mają nas prowadzić do owych ogólnych twierdzeń naukowych na temat rzeczywistości empirycznej są zazwyczaj zawodne. O ile jednak metody, które zawsze będą nas prowadziły od przesłanek prawdziwych do prawdziwych wniosków będziemy skłonni nazywać racjonalnymi, o tyle z pewnością za nieracjonalne uznamy te, które zawsze zaprowadzą nas z prawdziwych przesłanek do fałszywych wniosków. Sęk jednak w tym, że my zazwyczaj posługujemy się metodami zawodnymi, czyli takimi które z prawdziwych przesłanek prowadzą nas do prawdziwych wniosków, ale niekiedy (innym razem częściej) prowadzą od prawdziwych przesłanek do fałszywych wniosków. Czy takie metody można uznać za racjonalne, a jeśli tak, to pod jakimi warunkami? Na to pytanie udzielę odpowiedzi połowicznej, dając tym samym asumpt do zainteresowania się tematem przez niewątpliwie śledzących to forum pracowników umiłowanego przez nas IRŚ-u.

Analogicznie jak z poznaniem rzecz ma się z działaniem. Będzie ono racjonalne, jeżeli realizuje ono stawiane cele. Jeżeli chcę kupić pączka, to dowiaduję się, gdzie w mojej okolicy znajduje się cukiernia, a potem idę do niej zabierając określoną ilość pieniędzy. Zwieńczeniem tych moich wysiłków będzie zakup i spożycie pączka. Podporządkowuję więc swoje działania obranemu celowi. Irracjonalne byłoby, gdybym wsiadł do samochodu i pojechał, dajmy na to do Berlina, zabierając zamiast pieniędzy, powiedzmy makulaturę. I pączka bym nie zjadł i straciłbym kawał grosza na paliwo, o makulaturze nie wspomnę. Z pewnością takiego działania nikt nie nazwałby racjonalnym, ponieważ jest działaniem przeciwcelowym. Podobnie przeciwcelowym poznaniem byłoby zastosowanie analizy matematycznej do odpowiedzi na pytanie „ile żołądków ma krowa?”.

Już na pierwszy rzut oka widać, że IRŚ, które szczyci się realizowaniem zasad racjonalnej gospodarki rybackiej z tą racjonalnością jest na bakier, ponieważ nie realizuje stawianych sobie celów. I nie można zrzucać winy na eutrofizację, wędkarzy i kormorany, ponieważ IRŚ jako instytut naukowy ma obowiązek znalezienia (odkrycia!!!!) takich narzędzi, aby te racjonalną gospodarkę prowadzić, czyli realizować cel, jakim jest zachowanie równowagi ekosystemach wodnych.

Błąd poznania, czy działania, polega na jego przeciwcelowości. Trzeba mieć też tę świadomość, której, jak to obserwuję, naukowcy z IRŚ nie posiadają, że określony sposób postępowania może być racjonalny w odniesieniu do jednego celu, nieracjonalny zaś w stosunku do innego celu.

Ogólnie można powiedzieć, że racjonalnym sposobem poznania lub działania jest taki sposób, przy użyciu którego bilans zysków i strat wynikłych z poznania lub podejmowanych działań ze względu na określony cel nie będzie na dłuższą metę ujemny. Zyskiem byłoby tu osiągnięcie zamierzonego celu praktycznego, stratą jego nieosiągnięcie.  Istotnym pojęciem dla kwestii racjonalności jest pojęcie bilansu zysków i strat. Mówiąc potocznie, chodzi o zestawienie porażek i sukcesów w osiągnięciu celów. Istnieją metody pozwalające na zachowanie dodatniego bilansu. Dotyczą one relacji zachodzącej między stopniem niezawodności metody poznania lub odpowiednio działania, a stopniem pewności konkluzji wyprowadzonej w oparciu o dany sposób poznania lub odpowiednio stopień stopniem realizacji celu działania (nie każdy cel daje się w pełni zrealizować). Tematu nie będę rozwijał. W każdym razie, należałoby ten problem potraktować dalej matematycznie.

Wracając jednak do naszego IRŚ-u. Wystarczyłoby wziąć i dokonać analizy operatów z 1985 roku (o ile nie uległy przypadkowemu zaginięciu lub spaleniu) przeprowadzonych na wszystkich wodach polskich, następnie, przeprowadzić rzetelne badania dotyczące pogłowia ryb w 2018 i porównać je ze sobą. Otrzymamy wtedy wynik, czy IRŚ prowadzi racjonalne badania ichtiofauny oraz czy wdraża działania tworzące „racjonalną gospodarkę rybacką opartą na metodzie naukowej”. Mówiąc po prostu, czy wody znajdują się obecnie w takim samym lub zbliżonym stanie, jak w roku 1985, czy też równowaga środowiska naturalnego została bardzo mocno zaburzona, by nie powiedzieć, zdegradowana.

Ja tylko nie mogę zrozumieć, dlaczego w IRŚ nie ma dyskusji i ścierania się odmiennych poglądów, co jest przecież tak charakterystyczne dla różnych środowisk naukowych. IRŚ stanowi monolit. Może w tym ich siła.
Darek
Złów i wypuść, jeśli chcesz.
Lub po polsku:
catch and release, if you want.

Offline Logarytm

  • Ekspert
  • *****
  • Wiadomości: 1 490
  • Reputacja: 184
  • Lokalizacja: Warszawa
  • Ulubione metody: waggler method
Odp: PZW - czy to normalne...
« Odpowiedź #668 dnia: 05.10.2018, 07:30 »
Trzeba walczyć, protestować. Najprostszą drogą do zmian dla wszystkich wędkarzy (zabierających i nie) jest wywalenie z PZW wąsatych dziadów co nie wędkują a siedzą na stołkach, i rozpoczęcie odpowiedniego lobbingu, który pozwoliłby na zmianę w strategii państwa odnośnie wód.

Szkoda, że wędkarze tego nie rozumieją.

Lucjan, ja się zgadzam, tylko trzeba pamiętać, że wędkarstwo to jest hobby. Ludzie wędkują ponieważ chcą po pracy odpocząć, a nie użerać się z kolejnymi "zwierzchnikami", stresującymi sytuacjami - bo tak byłoby, gdyby zaczęli walczyć o swoje. Doskonale świadome są tego osoby zarządzające związkiem. Jeśli więc są w związku osoby o złej woli, nic się nie zmieni. Jeśli jednak w zarządach będzie coraz więcej osób, które coś rozumieją (a przecież są tego przykłady w Polsce - sam pisałeś, że Opolu dzieje się w miarę dobrze), ten Związek będzie się zmieniał. Przecież ludzie nie angażują się w działaność PZW na poziomie kół też właśnie z tego powodu, że nie chcą marnować czasu (jakby tego marnowania czasu nie rozumieć, bo dla jednych będzie jakakolwiek praca dla koła, a dla innych marnowaniem czasu będą jałowe spory z innymi wędkarzami, którzy chcą karpika, a całą resztę mają gdzieć, a jest ogromna większość).
Sądzę zresztą, że przedstawiciele każdego hobby zachowywaliby się podobnie do wędkarzy, gdyby mieli problemy ze związkiem. Wyjątkiem są myśliwi, ale jak sądzę z takich powodów, że to grupa ludzi, wśród których jest mnóstwo wojskowych, policjantów, no i polityków działających na różnych szczeblach organizacji państwa. Oni są wpływowi. Czy widział ktoś ich protesty na ulicach, przed ich Związkiem?

Nie wyobrażam sobie modelarzy, grzybiarzy, filatelistów i innych, żeby powszechnie aktywnie sprzeciwili się swoim władzom, jeśli źle by się działo w ich związkach.
Darek
Złów i wypuść, jeśli chcesz.
Lub po polsku:
catch and release, if you want.

Offline Luk

  • Administrator
  • Ekspert
  • *****
  • Wiadomości: 22 563
  • Reputacja: 1978
  • Płeć: Mężczyzna
  • Wędkarstwo rządzi!
  • Lokalizacja: Newark
Odp: PZW - czy to normalne...
« Odpowiedź #669 dnia: 05.10.2018, 08:36 »
Darek, ja napisałem o najprostszej drodze do zmian, po części oczywistej :) Jak się okazuje nie da się jej zastosować, bo wędkarze nie chcą walczyć o swoje. Tak, nie mamy czasu na ciągłe walki, użeranie się, bycie prezesem koła czy członkiem zarządu. Przypomnę takiego matchlessa, który jak zaczął działać w kole, to przestał łowić ryby za to poświęcił 300 godzin w roku na pracę społeczną. Takich zapaleńców jak on jest bardzo mało. Jednak walka o lepsze PZW oznaczać może tylko ruszenie się przed kompem, a nawet tam tego nie ma. Natomiast jak przychodzi do poświęcenia czasu na czytanie wątku o najlepszych zanętach, przynętach, metodach połowu, to czas się znajduje. To jest problem. I nie dotyczy on wędkarzy wcale ale całego społeczeństwa. Widać to po tym jaka część bierze udział w wyborach samorządowych czy do parlamentu. To są o wiele ważniejsze rzeczy a zaangażowania ludzi nie widać. Dlatego takie miernoty rządzą tym krajem, z tego powodu nie ma partii o długiej historii i tych samych wartościach. U nas się dzieli łupy po wyborach, jedna ekipa wycina drugą i swoimi obsadza stanowiska, państwowe spółki. Obecnie nawet państwowa telewizja zamiast pełnić funkcje społeczne i być jako tako apolityczna, jest propagandową tuba partii rządzącej. Wygrywa populizm, ten co da więcej.

Jak więc zmienić PZW? Wystarczy aby pojawił się prezes koła, co powie, że da więcej karpia i wygra w cuglach. Bedyński obiecał po cichu podwyżki ilości diet dla działaczy i wygrał z palcem w rzyci. Nie ma protestów, nawet jak się próbuje coś sprowokować. Ludzie przyjmują to na klatę, nie jak przystało na demokratyczne społeczeństwo ale jak jest w jakimś totalitaryzmie. Jak wprowadzano rybaków na Zalew Zegrzyński nic nie robiono.

Dlatego nie wróżę aby coś się zmieniło. Selektor pisze o tym, ze prawnie będzie ciężko, ja sądzę, że ludzi nie dorośli. Dlatego musimy wędkarzy kształcić, uświadamiać aby wyrobić w nich odpowiednią postawę. Bo nie chodzi o to aby cały czas działać, udzielać się, ale aby zadziałać wtedy gdy jest źle, aby wszystko ustawić na właściwym torze. Tego zaś nie ma. Ilość narzekających a robiących coś aby to zmienić to dwie różne liczby, pierwsza bardzo wysoka druga zaś niska. Jak się okazało, nieudana petycja o usunięciu sieci z PZW była tak naprawdę strzałem w kolano. Według mnie ZG i jego członkowie pasący się przy korycie zobaczyli wyraźnie, że opozycja jest słaba jak niemowlę i nic wielkiego nie zrobi. Być może wewnątrz PZW nastąpi jakiś mini kataklizm, nie wiadomo jak obecny rząd reaguje na postpeerelowskie PZW. Ale ogólnie nie widzę światełka w tunelu. Nie ma zainteresowanych aby coś zmienić, są tylko jednostki, na dodatek o skrajnych poglądach. Sami członkowie PZW oczekują zaś głównie aby im dawano i nie ograniczano praw (czyli nie wprowadzano ostrzejszych limitów) - i to w sumie mają. Tak to sobie trwa ???

A co do Opola, to tam jest spora grupa myślących wędkarzy ale trzeba też stwierdzić, że okręg ma dużo wód i mało członków, stąd też większe możliwości. Gdyby były takie warunki jak w OM, wód no kill byłoby dużo mniej. W samym Opolu na odcinku Odry, gdzie woda leniwie płynie, i można łowić każdą techniką, wędkarzy prawie nie ma! To rzadka rzecz w Polsce, bo tam gdzie są ryby ( a w Odrze opolskiej są) jest masa łowiących. Dlatego tu jest łatwiej. Z drugiej strony w takim okręgu olsztyńskim, gdzie rybaków nie ma, łowisk no kill też nie ma (dopiero jakieś tam maja powstać). A sam Olsztyn to bodajże 11 jezior w granicach miasta! Jak widać jest inna mentalność w rejonach Polski. Wody no kill to jednak domena okręgów południowej Polski, same zaś wody gdzie się ryb nie zabiera to domena karpiarzy, których tu jest bardzo dużo. Spinningiści zaś nie chcą słyszeć o takich łowiskach, tych zaś jest masa w takim okręgu olsztyńskim.
Lucjan

Offline Mosteque

  • Moderator Globalny
  • Ekspert
  • *****
  • Wiadomości: 32 337
  • Reputacja: 1968
  • Płeć: Mężczyzna
  • MFT
  • Lokalizacja: Jaktorów
  • Ulubione metody: method feeder
Odp: PZW - czy to normalne...
« Odpowiedź #670 dnia: 05.10.2018, 08:55 »
Darku, poruszyłeś kwestię porównania operatów/wyników odłowów kontrolnych... z "wtedy" i "teraz". Wyszedłby obraz nędzy i rozpaczy. Ale oni przez te 30 lat mężnie pracują nad tworzeniem prac naukowych, że za spadek pogłowia ryb nie odpowiada ich zabijanie, lecz zmiany klimatyczne, zanieczyszczenie wód (które w wielu miejscach są znacznie czystsze niż były wtedy), czy kormorany. A nawet - zbyt małe odłowy! :facepalm:
Niedawno mój ojciec widział w TV jakiegoś mędrca perorującego, że duże drapieżniki należy zabijać, bo wyżarłyby wszystkie ryby w jeziorze, a potem same siebie. I nic by nie zostało.
Na całe szczęście polskie jeziora chroni IRŚ i tylko dzięki nim jest tak dobrze, a będzie jeszcze lepiej - takie są wnioski z ich naukowych badań.

Już nie raz pisałem, że na normalnej konferencji naukowej, gdyby ktoś zaczął takie banialuki pieprzyć jak ci goście, to najzwyczajniej w świecie powinien dostać kopa w dupę i wylecieć za drzwi, bo do niczego innego się te ich ględzenie nie nadaje.

EDIT: oni na prawdę naukową mają w tym kraju monopol i każdy kit wcisną politykom. Każdy to łyka, bo na to wskazują badania. I tak się to kręci bez sensu. A oni kolejne badania oparte na tych poprzednich robią.

Tutaj potrzeba międzynarodowego konsorcjum ichtiologów, którzy załamaliby ręce nad tym, co zrobiono z polskimi wodami. Przecież to jest obraz nędzy i rozpaczy dla wszystkich, oprócz specjalistów z IRŚ.
Krwawy Michał

Purple Life Matters

Offline selektor

  • Ekspert
  • *****
  • Wiadomości: 5 281
  • Reputacja: 1399
  • Lokalizacja: Catch & w Łeb & Realese on Patelnia
  • Ulubione metody: waggler method
Odp: PZW - czy to normalne...
« Odpowiedź #671 dnia: 05.10.2018, 09:12 »
Już na pierwszy rzut oka widać, że IRŚ, które szczyci się realizowaniem zasad racjonalnej gospodarki rybackiej z tą racjonalnością jest na bakier, ponieważ nie realizuje stawianych sobie celów. I nie można zrzucać winy na eutrofizację, wędkarzy i kormorany, ponieważ IRŚ jako instytut naukowy ma obowiązek znalezienia (odkrycia!!!!) takich narzędzi, aby te racjonalną gospodarkę prowadzić, czyli realizować cel, jakim jest zachowanie równowagi ekosystemach wodnych.

O to w tym wszystkim chodzi :thumbup:

Jakim trzeba być naukowym oraz życiowym tumanem (potocznie człowiekiem niezbyt rozgarniętym, wolno myślącym), aby wierzyć, że wędkarze będą prawidłowo (lub w ogóle będą) prowadzić rejestrację swoich połowów wędkarskich, a tym samym będą dostarczać informacji niezbędnych do oceny tego gospodarka rybacka jest racjonalna, czy też nie.

I potem „naukowcy” oraz inni geniusze intelektu na podstawie pseudo danych przedstawionych przez wędkarzy tworzą własną rzeczywistość nazwaną hucznie Racjonalną Gospodarką Rybacką. I stąd też w głowach „naukowców” pojawia się myśl, że wielkość i strukturę populacji ryb karpiowatych najlepiej regulować przez odłowy narzędziami rybackimi. I tak właśnie tworzy się Racjonalną Gospodarkę Rybacką, w której racjonalność wierzy wyłącznie koło wzajemnej adoracji z Olsztyna wraz z kolegami z ZG i okręgów PZW.

Nie dziwię się Darkowi, że

nie mogę zrozumieć, dlaczego w IRŚ nie ma dyskusji i ścierania się odmiennych poglądów, co jest przecież tak charakterystyczne dla różnych środowisk naukowych. IRŚ stanowi monolit. Może w tym ich siła.

Też tego nie mogę zrozumieć. Jednak przepraszam. Chyba już rozumiem. Nie trudno bowiem zauważyć, że IRŚ jako instytut żyje wyłącznie dzięki sprzedaży ryb. Wprowadzenie na większości wód PZW górnych wymiarów ochronnych, przepisów dotyczących ochrony drapieżników, łowisk typu No Kill oznaczałoby konieczność likwidacji tego instytutu, więc tu jest walka o być albo nie być. Walka o unijną kasę, no i godny zarobek za ryby.

Dlatego też usilnie się szuka naukowego wsparcia „na Zachodzie”(np. w Niemczech), aby potwierdzić to, że Anglicy, czy też Czesi maltretują te swoje biedne małe ryby i najlepszy sposób na Polską Racjonalną Gospodarkę Rybacką Anno Domini 2018, to danie w łeb rybie i zakończenie jej żywota…aby biedna nie cierpiała. Dodatkowo produkcja ryb w IRŚ wre i huczy. No i działa się przecież tak, aby chronić środowisko naturalne.

Panowie z IRŚ kiedy w końcu pojawią się te jesiotry w polskich rzekach na które Wy i Organizacja Producentów Ryb Jesiotrowatych w Toruniu na czele z prezesem tej organizacji panem M. Purzyckim ( O! Ten Pan też w PZW ??? Szok normalnie ;D ;D ;D ) dostaliście z Unii Europejskiej łącznie ponad 6 milionów złotych. Dożyję tego, czy nie ? Ufam przecież, że Wasza Polska Racjonalna Gospodarka Rybacka przyniesie mi przyłów w postaci jesiotra. Jak to jest, że tam gdzie pojawiają się duże pieniądze z Unii Europejskiej tam pojawiają się te same osoby z IRŚ i PZW :P To się dopiero nazywa zbieg okoliczności.




Offline Luk

  • Administrator
  • Ekspert
  • *****
  • Wiadomości: 22 563
  • Reputacja: 1978
  • Płeć: Mężczyzna
  • Wędkarstwo rządzi!
  • Lokalizacja: Newark
Odp: PZW - czy to normalne...
« Odpowiedź #672 dnia: 05.10.2018, 09:17 »
Ja mam do czynienia z łowiskami gdzie są wielkie szczupaki i wszędzie jest bardzo dobrze, dlatego poglądy o tępieniu drapieżnika dużego należy szczególnie atakować. Przypomnę, że Rada Naukowa PZW, w skład której wchodzą goście z IRŚ, UWM głównie, kilka lat temu uznała dużego szczupaka za szkodnika. To bardzo ważne aby rozumieć co się wydarzyło. Coś takiego mówią naukowcy i do tego w interesie wędkarzy! Mamy więc podwójny fenomen. Bo ja widzę jak szczupak, ten duży właśnie robi to co do niego należy, na wielu wodach nie ma nadmiaru drobnicy, jest natomiast zdrowa populacja. Na takim Trencie wędkarze na zawodach potrafią łowić po 10-15 kilo płoci, ładnych sztuk, dochodzących do kilograma czasami.

W tym wszystkim co tu opisujemy brakuje jeszcze jednej rzeczy. IRŚ i polityka rybackiego wykorzystania wód zakłada produkcję ryb, jednak nie każda nadaje się na handel, oni to wiedzą. Dlatego zajmują się sposobem produkcji ryb w określonej wielkości. Bo kto kupi 5 kilowego szczupaka, 20 kilowego suma? Dlatego zakłada się produkcję ryb w polskich wodach o odpowiedniej wielkości, w tym i wędkarskich! A przecież wędkarze nie jadą po ryby ale po to aby się zmierzyć z dużymi sztukami, zabranie ryby to sprawa już drugorzędna. Dlaczego więc PZW realizuje takie podejście 'handlowe'?
Lucjan

Offline Logarytm

  • Ekspert
  • *****
  • Wiadomości: 1 490
  • Reputacja: 184
  • Lokalizacja: Warszawa
  • Ulubione metody: waggler method
Odp: PZW - czy to normalne...
« Odpowiedź #673 dnia: 05.10.2018, 11:03 »
Tutaj potrzeba międzynarodowego konsorcjum ichtiologów, którzy załamaliby ręce nad tym, co zrobiono z polskimi wodami. Przecież to jest obraz nędzy i rozpaczy dla wszystkich, oprócz specjalistów z IRŚ.

To jest właśnie to, czego nam potrzeba, żeby jakiś niezależny instytut badawczy dokonał, z jednej strony diagnozy polskich wód, a z drugiej strony audytu działaności IRŚ na przestrzeni tych lat, w których obowiązują operaty.

 
Panowie z IRŚ kiedy w końcu pojawią się te jesiotry w polskich rzekach na które Wy i Organizacja Producentów Ryb Jesiotrowatych w Toruniu na czele z prezesem tej organizacji panem M. Purzyckim ( O! Ten Pan też w PZW ??? Szok normalnie ;D ;D ;D ) dostaliście z Unii Europejskiej łącznie ponad 6 milionów złotych. Dożyję tego, czy nie ?
Jakimś dziwnym zbiegiem okoliczności, ostatnio sam zadawałe sobie to pytanie. Ale także jeszcze inne: czy oni będą rozliczani przez jakiś niezależny instytut z tego, co zrobili, czy sami się rozliczą?

IRŚ i polityka rybackiego wykorzystania wód zakłada produkcję ryb, jednak nie każda nadaje się na handel, oni to wiedzą. Dlatego zajmują się sposobem produkcji ryb w określonej wielkości. Bo kto kupi 5 kilowego szczupaka, 20 kilowego suma? Dlatego zakłada się produkcję ryb w polskich wodach o odpowiedniej wielkości, w tym i wędkarskich! A przecież wędkarze nie jadą po ryby ale po to aby się zmierzyć z dużymi sztukami, zabranie ryby to sprawa już drugorzędna. Dlaczego więc PZW realizuje takie podejście 'handlowe'?
No właśnie! Spowodowane jest to jednolitym patrzeniem na wszelką gospodarkę rybacką w Polsce, mimo tego, ze doskonale sobie zdają sprawę, że takiej jednolitej gospodarki być nie powinno. Dlaczego tak jest? Przypuszczam, ze przez zachłanność.
Darek
Złów i wypuść, jeśli chcesz.
Lub po polsku:
catch and release, if you want.

Offline Logarytm

  • Ekspert
  • *****
  • Wiadomości: 1 490
  • Reputacja: 184
  • Lokalizacja: Warszawa
  • Ulubione metody: waggler method
Odp: PZW - czy to normalne...
« Odpowiedź #674 dnia: 05.10.2018, 11:13 »
Wody no kill to jednak domena okręgów południowej Polski, same zaś wody gdzie się ryb nie zabiera to domena karpiarzy, których tu jest bardzo dużo. Spinningiści zaś nie chcą słyszeć o takich łowiskach, tych zaś jest masa w takim okręgu olsztyńskim.

Sam nie wiem. Spinningiści sa jednak tą grupą wędkarską, która w bardzo dużym odsetku łowi sportowo. Znam wielu, nawet w starszym wieku, dla których łowienie spinningowe, to pewna forma joggingu (a może fitnesu). Chodzi o to, zeby się poruszać. Całą reszta jest przyłowem ;)
Być może wewnątrz PZW nastąpi jakiś mini kataklizm, nie wiadomo jak obecny rząd reaguje na postpeerelowskie PZW.
Lucjan, to jest najbardziej prawdopodobny scenariusz zmian, że ludzie wewnątrz samego Związku wezmą się z łby, bo będą mieli (prywatnie) sprzeczne interesy. Po cichu liczyłem, że stanie się tak za Rudnika i Bedyńskiego, ale jak widać Rudnik spasował. Może kiedyś znajdzie się zakapior równy Bedyńskiemu. Miejmy taką nadzieję.
Darek
Złów i wypuść, jeśli chcesz.
Lub po polsku:
catch and release, if you want.