Jestem w Czarnogórze w miejscowości Bar. Wędkarze, ku mojemu zdumieniu, zabierają nawet 10 centymetrowe ryby. Proszę sobie wyobrazić – plaża, mnóstwo ludzi, przychodzi wędkarz ze spinningiem i rzuca blachami. Dzieci bawią się w zasięgu rzutu jego wędki. On rzuca. Przychodzi drugi, tak samo, trzeci, czwarty piąty…, spinningują od siebie w odległościach ok. 2 m. Wokół pełno ludzi (których można zahaczyć! kto był na Bałkanach to wie ile osób jest na plażach) Ktoś pojawi się ze spławikiem, ktoś inny przyjdzie skąd inąd z siatką pełną ryb i w miejscu, gdzie kąpią się dzieci (dorośli tez) zaczyna patroszyć i skrobać te ryby. Spokój i nostalgia… Nikt nikomu nie zwraca uwagi. Pełna symbioza pływających flaków i kąpiących się ludzi. Na plaży w większości to Serbowie, Czarnogórcy, Bośniacy, i Rosjanie. W Polsce dla odmiany widywałem gówna pływające w morzu. Nie wiem co lepsze, srać, czy patroszyć.
Nasuwają mi się tu dwie refleksje.
Pierwsza. Może my, Polacy, jesteśmy jakoś nadmiernie znerwicowani i wciąż (powiem dosadnie) dopierdalamy się do siebie i innych o wszystko – że beretujemy ryby, że dziadki wyżynają wszystko, a my tacy to postępowi jesteśmy, że ho ho.
Druga. Może jednak cywilizujemy się nieco. Chyba dzięki wstąpieniu do UE. Coraz mniej wywalamy śmieci w krzaki, czy na ulicę, co jest normą w Czarnogórze (20 lat temu taki sam syf był w Warszawie na ulicach!!! papiery, pety, torebki foliowe itd.). Zauważamy gwałty na naturze, choćby takie jak zabieranie wszystkiego, co uwiesi się na kiju.
[...]
nie ma na ziemi nikogo bardziej
godnego szacunku dlatego do was
kieruję – dęby – ciemne pytania
na wyrok losu czekam jak niegdyś w Dodonie
[...]
Tyle pytań – o dęby –
Tyle liści a pod każdym liściem
rozpacz