Idąc za ciosem, jadę o świcie szukać kolejnych bonusów. Zajmuję miejscówkę, która ostatnio dała mi ładną trzynastkę. Taktyka identyczna, jak poprzednio, ale tym razem dodaję do zanęty odrobinę czerwonego barwnika. Chodzi o to, że woda jest w miarę przejrzysta i chciałbym tym sposobem bardziej zainteresować duże ryby. Na włos zakładam jasne przynęty, aby kontrastowały z czerwonym towarem. Oczywiście używam zanęt MVDE i pelletów od Carpexu, z których sporządzam mix 50/50. Dodaję też odrobinę atraktora kokosowego i łyżeczkę soli.
Znowu wybieram moje dwa magiczne dołki, które nęcę punktowo spombem niewielką ilością zanęty w kulkach. Do łowienia używam federów i metody wiązanej na sztywno.
Po godzinie zauważam pierwszą ocierkę, potem kolejną i wreszcie około godziny 10:00 następuje dynamiczne branie. Ryba bardzo waleczna dość długo wozi mnie po zbiorniku, ale finalnie ląduje w mojej kołysce. Jej waleczność bezapelacyjnie dorównuje jej urodzie, złote kolory genialnie mienią się w jesiennym słoneczku. Niestety zapomniałem wagi, ale rybka na oko ważyła 7 kg.
Gdy wypuszczam rybę, moją uwagę zwraca leżąca na wodzie żyłka drugiego feedera. W pierwszej chwili myślałem, iż w ferworze walki złoty karpik przeciągnął ten zestaw, ale w tej chwili żyłka się prostuje i szczytówka mocno odjeżdża w kierunku wody. Zacinam, ryba ostro zawraca, szybko wchodzi w zatokę i wypina się pod trzcinami.
Po godzinie notuję kolejne piękny odjazd. Chwila walki i podbieram wypasioną trójkę. W tym czasie zmienia się wiatr, nadchodzą chmury i ryby zamykają pyski na parę godzin. Nie rezygnuję jednak i przenoszę stanowisko na płytką wodę. Z miejsca odpalają tam cienkie leszczyki, mam zabawę do wieczora, aczkolwiek grube ryby ewidentnie poszły spać.