W sobotę wybrałem się na moje ulubione łowisko, może by w tym nie było nic niezwykłego, gdyby nie fakt, że był to mój pierwszy wyjazd na rybki środkami komunikacji miejskiej.
Myślałem sobie, że to nic trudnego, inni też jeżdżą i dają radę, więc czemu i ja nie mogę w dodatku, że mam ku temu właśnie okazję (autko z ostatniej wyprawy nie wróciło o własnych siłach
). Przygotowania rozpocząłem od sprawdzenia połączeń komunikacji miejskiej, oraz przestudiowania regulaminu przewozów.
Okazało się, że muszę ograniczyć swój bagaż do niezbędnego minimum, aby nie dopłacać do biletu no i żebym był w stanie pokonać pewien dystans pieszo. Zadanie wydawało się proste, ale gdy uszykowałem cały majdan, który zazwyczaj zabieram na jednodniowy wypad (autem) stwierdziłem, że nie jestem wielbłądem i mam za dużo do zabrania
Selekcja, co musze zabrać, a co zostawić, okazała się nie lada wyzwaniem (To zabieram to zostawiam, a może jednak to wezmę i tak przez całe dwa dni).
Jak już wszystko było spakowane i przygotowane, poszedłem na przystanek i tu pierwsze rozczarowanie, autobus już odjechał.
Nic pozostaje pomaszerować na tramwaj (kolejny dystans do pokonania pieszo). Teraz to muszę doliczyć czas na przejazd dwoma tramwajami i kolejny powód do zmartwienia – nie zdążę na autobus, który ma mnie zawieść w pobliże łowiska.
Oczywiście nie zdążyłem a następny za prawie godzinę. O godzinie ósmej dotarłem na łowisko, tutaj miła niespodzianka, gospodarz łowiska wystawił telewizor dla wszystkich fanów piłki nożnej.
Rybki brały chimerycznie, ale widoki tańczących karpi na powierzchni wody był rewelacyjny.
Oczywiście nie zabrałem bacika ani nic, co pozwalałoby na połowy z powierzchni wody. Wyniki były kiepskie i dopiero jak zaczynałem się zbierać w powrotną drogę zaczęły w moim miejscu łowienia żerować starsze roczniki. Nie chcąc spóźnić się na wytypowany autobus w drogę powrotną wyruszyłem już z pewnym zapasem. Droga powrotna już przebiegała bardzo sprawnie, poza jednym „drobnym szczegółem”, po dotarciu prawie na miejsce okazało się, że winda jest uszkodzona
a mieszkam wysoko, więc miałem do wyboru wspinaczkę z całym majdanem albo poczekać aż windę naprawią. Wybrałem opcje łatwiejszą i pod blokiem spędziłem równą godzinę.