Poniżej tekst mojego kolegi Krzysztofa Wawera. A co Wy sądzicie o porozumieniach?
WYPACZONE POROZUMIENIE DOLNOŚLĄSKIE - GWÓŹDŹ DO TRUMNY NASZYCH WÓD
Zerwanie w 2015 r. przez okręg wrocławski PZW "Porozumienia Dolnośląskiego" odbiło się szerokim echem wśród wędkarzy. W ramach "Porozumienia" mogli przecież na podstawie składki wniesionej w swoim macierzystym okręgu wędkować nie tylko na dzierżawionych przezeń wodach, ale również okręgów sąsiadujących, tj. jeleniogórskiego, wałbrzyskiego czy legnickiego. Wraz z odejściem od tego porozumienia każdy chcący łowić w wodach w/w okręgów zmuszony jest odporowadzać do ich kasy składkę 50% obowiązującą w ramach zawartych porozumień "połówkowych". To blisko po 70 zł do każdego z okręgów z naszej prywatnej kieszeni. Nic dziwnego, że takie rozwiązanie budzi sprzeciw i chęć powrotu do starego. W mniemaniu wędkarzy było przecież i wygodnie, i tanio. Rzeczywistość jest jednak z goła inna. Może i było nam wygodnie, ale czy tanio? Zobaczmy, co przed nami ukrywano i co tak na prawdę działo się za kurtyną "Porozumienia Dolnosląskiego".
"Porozumienie Dolnośląskie" w swej pierwotnej postaci miało przede wszystkim wymiar gospodarczy. Zostało skonstruowane tak, by za wędkarzem szły pieniądze. Nie sposób nie przyznać, że zaproponowane rozwiązanie było nie tylko logiczne, ale przede wszystkim nacechowane dbałością o interesy okręgów i wedkarzy. Zasada była prosta: wędkarz jedzie na wodę sąsiedniego okręgu, łowi i zabiera ryby, których brak w wodzie musi zostać uzupełniony. A to stanowi koszt dla gospodarza tej wody. W związku z tym wypracowano zasady, na których następował przepływ środków między okręgami. W wielkim uproszczeniu postaram się to wyjaśnić na takim oto przykładzie: na wodach okręgu wrocławskiego łowiło w danym roku 2800 wędkarzy wałbrzyskich, zaś na wodach okregu wałbrzyskiego 1300 wrocławskich. A zatem okręg wałbrzyski zobligowany był odprowadzić do okręgu w formie pewnej "rekompensaty" środki na pokrycie kosztów przeciwdziałania presji 2500 wędkarzy. Jako wskaźnik do obiczenia rocznej opłaty przyjąć można było różnicę w ilości członków - tak jak w przedstawionym wyżej przykładzie lub w ilości posiadanych przez okręgi wód. Tak czy inaczej, okręg wrocławski otrzymywał z tytulu tej "rekompensaty" sześcio- cyfrowe wpłaty. Ma bowiem najwięcej wędkarzy i wód. Te środki przeznaczane były na ich ochronę i zagospodarowanie, a więc m.in. zarybienia.
Dodatkowo, okręgi będące sygnotariuszami "Porozumienia" zakupowały materiał zarybieniowy wyłącznie z Ośrodka Zarybieniowego PZW w Szczodrem. To z kolei bardzo usprawniało produkcję w ośrodku, ponieważ z góry wiadomo było, jaki materiał należy wyprodukować. Rozliczenie następowało w dwóch transzach - wiosennej (pokrywala w znacznej mierze koszty pasz dla zamówionych ryb itp.) i jesiennej (w większej części stanowiła zysk ośrodka).
Trzcim elementem, stanowiącym korzyść dla zwykłych wędkarzy było to, że rozliczenia te następowały z wnoszonych w okręgach składek. Nie musieliśmy zatem nic dopłacać! Dla zwykłego wędkarza, w tak funkcjonującym układzie było zatem rzeczywiście i wygodnie, i tanio. A wszystko bez szkody dla naszych wód!
Z biegiem lat nasi przedstawiciele wypaczyli zasady regulujące współpracę w ramach "Porozumienia". Środki z "rekompensaty" przestały wpływać. Okręgi ościenne zaczęły zamawiać ryby z zewnątrz, co zdestabilizowało pracę ośrodka w Szczodrem. Teraz decyzję o wyprodukowaniu jakiegoś gatunku podejmowano "w ciemno", licząc, że może ktoś chętny go kupi. To po pierwsze kłóci się z ideą prowadzenia wspólnej gospodrki rybackiej przez okręgi PZW, a poza tym ywzględnienie dochodów, które ośrodek przynosił dzięki tak zawartemu porozumieniu (nie mam wiedzy, czy nie miało ono przypadkiem formy ustnej umowy) pozwalały obniżyć kwotę przeliczeniową w/w "rekompensaty". Wilk był syty i owca cała.
Tuż przed zerwaniem szkodliwego porozumienia nowi członkowie zarządu okręgu PZW we Wrocławiu podjęlidecyzje o konieczności zbadania skali problemu. Potrzebne były dane o faktycznym przepływie wędkarzy. Niestety, sąsiednie okręgi broniły się przed przekazywaniem jakichkolwiek informacji o rzeczywlisej liczbie ich wędkarzy łowiących na wodach wrocławskich. Odmawiano przekazywania danych z rejestrów. I nic dziwnego! Z danych strażników SSR wynika jasno, że na samym Mietkowie ok. 90% wszystkich wędkarzy stanowią nasi koledzy z okręgu wałbrzyskiego! Z kolei Odra oblegana jest przez legniczan. Tak wielkiej presji nie da się "zneutralizować" składkami samych wrocławskich wędkarzy! Wraz z odejściem od gospodarczych korzyści wynikających z porozumień nasze wody zaczęły pustoszeć, a ośrodek przestał przynosić zyski umożliwiające jego rozwój.
W opinii wielu znających problem kolegów polityka niegdysiejszych sygnotariuszy porozumienia wygląda dziś nastepująco: zebrać składki od swoich członków, a na ryby wysłać ich w delegację do sąsiedniego okręgu wrocławskiego. Tylko, skoro wędkarze chcący łowić na wodach wrocławskich muszą dopłacać do interesu to gdzie podziały się te środki z ich składek, z których kiedyś płacono "pod stołem" (w domyśle : poza wiedzą szeregowych członków) za ich obecność na wrocławskich wodach?! Czy są wydatkowane na zarybienia macierzystych wód? Efektów jakoś nie widać...
Jak widzicie, przez kilka, a może i więcej lat robiono nas w balona. Niby nic nie trzeba było płacić, a jednak... płaciliśmy - wszystko odbywało się kosztem zasobności naszych łowisk! Co zatem chcemy przywracać? Mechanizmy zmierzające do wyrybienia naszych wód? To skończy się całkowitym bezrybiem, a w najlepszym razie drastycznym podniesieniem składki, by rybność ta przywrócić!
Zerwanie wypaczonego "Porozumienia Dolnośląskiego", było - wobec braku woli okręgów wałbrzyskiego i legnickiego przywrócenia jego pierwotnego kształtu - jedynym rozsądnym rozwiązaniem. W okreśie przejściowym zaproponowano porozumienie 50%, aby poznać rzeczywistą skalę problemu. I wiemy już, że wędkarze wrocławscy w niewielkim tylko stopniu korzystają z wód naszych sąsiadów. To głównie spiningiści i muszkarze, którzy zainteresowani sa wodami górskimi. A co z pozostałymi? Nasi sąsiedzi stanowią natomiast kilkutysięczną rzeszę gości na naszych łowiskach. Ilość wpłat z tytułu tzw "pięćdziesiątek" jest co najmniej tak duża, jak szacowano. Przyniosła też określone korzyści materialne, które pozwalają mysleć o realizacji kroków naprawczych.
Z zaistniałej sytuacji widzę tylko dwa rozsądne wyjścia:
1. przywrócenie "Porozumienia Dolnośląskiego" na pierwotnych zasadach, tj. zakładających przepływ środków pomiędzy okręgami - tu jednak należy przyjąć rzeczywiste koszty zagospodarowania wód i odtwarzania populacji ryb zubażanych w wyniku presji wędkarzy z zewnątrz,
2. całkowitą zrezygnację z porozumień, a za pieniądze ze 100-procentowych wpłat członków zewnętrznych okręgów odtwarzanie zubożonego przez nich rybostanu, abyśmy nie byli zmuszeni do szukania zasobnych wód poza okręgiem. Wędkarska turystyka winna być naszym świadomym wyborem, nawet swego rodzaju fanaberią, a nie jak to teraz sie dzieje - przymusem wynikającym z konieczności szukania zasobnych wód.
OBA ROZWIĄZANIA POZWOLĄ POWSTRZYMANIE GALOPUJĄCEGO WZROSTU SKŁADEK!
Koledzy! Nie dajmy się ogłupiać kilkudziesięciu starym działaczom, którzy na naszej złości wynikającej z barku wiedzy o kulisach dotychczasowego funkcjonowania "Porozumienia Dolnosląskiego" chcą dzisiaj zbić kapitał polityczny na nadchodzące wybory! Wielu z nich od dawna już nie chodzi na ryby! Mają za to dużo czasu, by próbować po raz kolejny nabić nas w butelkę. To przecież ich wieloletnie zaniedbania i niegospodarność doprowadziły nasze łowiska i okręg do ruiny. To ich niekompetencja pozwoliła na wypaczenie idei "Porozumienia Dolnośląskiego", zahamowała rowój jednego z najprężniejszych okręgów i omal nie doprowadiła do jego upadku! Dzisiaj, ci sami ludzie chcą nas zdezinformować, a naszą złość wykorzystać dla zapewnienia sobie źródła korzyści na lata następne. Jeżeli ich wybierzemy, jeżeli uwierzymy w ich kłamstwa nic się nie zmieni! Kierując sie rozsądkiem wybierzmy ludzi kompetentnych, energicznych, zaufanych. Ludzi, o których świadczą ich czyny, a nie sowiecka propaganda skompromitowanych cyników!