Wszędzie jest to samo gówno. W tym kraju kantowało się i kantuje na każdym kroku
Tak jest chociażby z połowami łososi wpisywanych do dzienników połowowych jako połowy nielimitowanej troci. Rybak, który np. miał przydzielony połów kilku sztuk łososia na rok, prowadził ciągłe połowy łososia. Po prostu w dziennikach połowowych wpisywał, że zamiast łososia odławiana jest troć wędrowna, której połowy są nielimitowane.
Żeby było jeszcze śmieszniej lokalne grupy rybackie (znane nam chociażby z udziału w nich PZW) za unijną kasę z Programu Operacyjnego Rybactwo i Morze, organizowało szkolenia, dla swoich kolegów rybaków z tej samej grupy, jak odróżnić troć od łososia
W lokalnych grupach rybackich non stop się szkolą ...ze wszystkiego...za unijną kasę.
Wracając do dorsza. W pierwszej połowie lat 80 XX wieku nie było kwot połowowych na dorsze, więc Polacy ciągnęli ile wlezie, podobnie było na zachodzie Europy. W następnych latach wcale nie było lepiej. MIR oszacował np., że jedynie w latach 2000-2007 połowy nieraportowane w połowach na wschodnim stadzie dorsza wyniosły ok. 40%
Rybacy, aby oszukać system zaczęli też wprowadzać różnego rodzaju niedozwolone manipulacje z sieciami, tak aby zwiększyć efektywność połowów. Powodowało to, że łowili coraz więcej dorszy niewymiarowych. Zgodnie z obowiązującymi regulacjami, ryby złowione poniżej minimalnego wymiaru ochronnego, muszą być przywiezione do portu a potem np. sprzedane na paszę lub po prostu zutylizowane. Nie unika się więc niechcianych przyłowów, a całość złowionych ryb gatunków regulowanych przez prawo musi być przywożona do portu i rozliczana w ramach dostępnych kwot połowowych. Jak zwykle idea jest dobra (wiedza o wielkości śmiertelności połowowej,a tym samym dokładne raporty o połowach rybaków), gorzej z wykonaniem ( wiele ryb niewymiarowych trafia po prostu na rynek w postaci chociażby paszy,a i tak zdecydowana większość padłych ryb niewymiarowych, jest po prostu wyrzucana za burtę).
Do tego dochodziło do handlu kwotami połowowymi (określona w zezwoleniu połowowym kwota połowowa lub liczba dni połowowych dla konkretnego rybaka była przekazywana innemu rybakowi). Dochodziło więc do tego, że rybak zaczął czerpać zyski ze sprzedaży przyznanych mu kwot połowowych, zamiast w ogóle prowadzić połowy. W dodatku czerpał unijną kasę jeszcze z innych źródeł
Wiecie jak wygląda w Polsce handel różnego rodzaju zezwoleniami i pozwoleniami? Dobrym przykładem są nasze jeziora i rzeki
Nie wiem czy słyszeliście o handlu fakturami przy zarybieniach na wodach śródlądowych w Polsce. Deklaruje się w postępowaniu konkursowym wielkie kwoty na zarybienia dzierżawionych obwodów rybackich. Państwowy konkurs wygrywa ten, kto da więcej. Dzięki temu przejmujemy od państwa zbiorniki w obwodzie rybackim. No, ale teraz pojawia się problem, jak to zgodnie z prawem realizować, żeby nikt z RZGW się nie doczepił przy kontroli.
Cały polski patologiczny system zarybieniowy stworzony m.in. przez naukowców rybackich, jest skonstruowany pod kątem producentów materiału zarybieniowego. Dlaczego? Po pierwsze konkurencja na rynku jest niewielka, a dzierżawcy obwodów rybackich są zobligowani prawem do tego, aby kupować deklarowane kwoty na zarybienia. To musi być potwierdzone w dokumentach. Niewywiązywanie się z deklarowanych kwot na zarybienia oznaczać może rozwiązanie umowy przez dyrektora RZGW (obecnie działającego w ramach Wód Polskich). Przy braku kontroli ze strony urzędników Wód Polskich ( a jak ona wygląda w praktyce pisałem w temacie "moje spojrzenie na gospodarkę rybacką"
) można kupować zamiast ryb same faktury. Kupuje się więc za małą kwotę fakturę z której wynikają wielkie zarybienia
Pięknie, no nie
Oczywiście można się wysilić i dokupić jeszcze trochę narybku, tak aby wszystko było chociaż "z wierzchu" lege artis
A co później sprawdzają urzędnicy? Czy to co rzeczywiście pływa w wodzie, czy tylko dokumenty? Oczywiste jest, że wyłącznie sprawdzają dokumenty. I tak właśnie wygląda POLSKA RACJONALNA GOSPODARKA RYBACKA. Zbyt materiału zarybieniowego jest z góry zagwarantowany przez prawo. Po prostu prawo nakazuje kupować. A kupuje się od tego kto ma możliwość jego wyprodukowania i są to nieliczne podmioty
Żeby było jeszcze śmieszniej to zgadnijcie co wykazuje w swoich sprawozdaniach finansowych np. IRŚ (państwowy instytut rybacki, który mieni się instytutem naukowym) ? A no przy największych dochodach wykazuje on sprzedaż ryb
Nazwana w sprawozdaniach finansowych "sprzedażą pobadawczą"
Samo PZW prowadzi w 48 obiektach zarybieniowych chów i hodowlę ryb niezbędnych do zarybień wód śródlądowych.
Jednak okres prosperity się kończy. Jak powstawały Wody Polskie to pisałem, że urząd ten będzie jedną z przyczyn upadku PZW w przyszłości, bo musi on na siebie zarabiać, że czasy się zmieniły. I co roku rosnące stawki opłat za pobór wody na potrzeby chowu i hodowli ryb będą dobijać PZW. Przy tej biurokracji pełnej bezużytecznych dziadów na stołkach, to właśnie te opłaty będą drzazgą w oku PZW, a tym samym będą powodować konieczność większego sieciowania polskich wód. Już teraz zarządzający Gospodarstwem Rybackim w Suwałkach dostają nagrody za realizacje planu
I rybactwo w PZW będzie jeszcze przez wiele wiele lat. Po prostu Gospodarstwo Rybackie w Suwałkach utrzymuje całe PZW. Również okręg opolski, katowicki i szereg innych, którym się wydaje, że działają samodzielnie.
Wracając do kwestii Bałtyku to Morski Instytut Rybacki jeszcze na początku 2018 r. informował o możliwych rekordowych połowach
https://mir.gdynia.pl/bardzo-dobre-wyniki-polowowe-floty-baltyckiej-w-i-polowie-2018-r/Obecnie MIR za stan populacji dorsza obwinia, oprócz braku corocznych wlewów z Morza Północnego do Bałtyku, przełowienia przez rybaków oszustów, wzrostu zasobów szprotów żerujących na ikrze dorszowej, sieci z tworzyw sztucznych, również foki, no i jakby nie mogło tego tu być....wędkarzy
Aż na koniec prosi się zacytowanie stanowiska IRŚ i MIR na konferencjach organizowanych dla samych siebie:
„....dr hab. inż. Iwona Psuty (MIR-PIB Gdynia), która pokazała, jak w polskim e-społeczeństwie wygląda postrzeganie ryb bałtyckich. Nikogo nie zdziwił tzw. hejt (obraźliwy lub pełen agresji komentarz zamieszczony w Internecie) na bałtyckie ryby, gdyż od lat w wielu mediach pojawiają się nie do końca prawdziwe informacje o zanieczyszczeniu ryb bałtyckich czy zanieczyszczeniu samego Morza Bałtyckiego” Skoro nie do końca są prawdziwe informacje o stanie Bałtyku i tamtejszych ryb, to czemu z zewsząd płynną informacje o fatalnej sytuacji Bałtyku oraz ryb tam się znajdujących.
http://wgospodarce.pl/informacje/64858-unia-nie-chce-ratowac-baltyckiego-dorsza A tak w ogóle to na lata 2021-2027 będzie nowa kasa na rybactwo z Europejskiego Funduszu Morskiego i Rybackiego, więc przynajmniej do 2027 rybactwo na wodach PZW będzie kwitło, bo jak to mówi Luk dziady z wąsem z chęcią dobiorą się do unijnych środków przeznaczonych na restrukturyzację zawodu rybaka, bo przecież to dzięki wyłącznie PZW, w wielu miejscach Polski (np. nad Zalewem Zegrzyńskim), mogą w ogóle powstawać Lokalne Grupy Działania czerpiące unijną kasę, często na potrzeby kolegów oraz rodzin.