Autor Wątek: Polska - największy truciciel Bałtyku  (Przeczytany 12869 razy)

Offline selektor

  • Ekspert
  • *****
  • Wiadomości: 5 281
  • Reputacja: 1399
  • Lokalizacja: Catch & w Łeb & Realese on Patelnia
  • Ulubione metody: waggler method
Odp: Polska - największy truciciel Bałtyku
« Odpowiedź #75 dnia: 19.06.2019, 19:27 »
Uwielbiam co niektóre badania polskich instytutów badawczych, szczególnie tych związanych z rybactwem. Tak w ogóle to z badań wynika, że mamy syf w koło, ale ryby są zdrowe i smaczne, więc powinniśmy ich jeść znacznie więcej ;D
No bo przecież od tego zależy los naukowców, a w dalszej perspektywie los całego instytutu ;D


"Wyniki badań mięsa ryb kilku gatunków wskazują, że zawiera ono niewielkie zawartości zanieczyszczeń i ich spożycie nie zagraża konsumentom - stwierdza MIR. Są jednak zastrzeżenia. ;D Zjedzenie w ciągu tygodniowego turnusu kilku średnich filetów z bałtyckiego dorsza (łącznie 1,4 kg), narazi człowieka na pochłonięcie szkodliwej dla zdrowia dawki rtęci (dane z projektu SeaQual). Po zjedzeniu łącznie 1,7 kg śledzi (też w ciągu tygodnia) konsumentowi grozi zatrucie arsenem."


Ach te zdrowe morskie ryby. Za Morski Instytutem Rybackim (ciekawe czy zmienią nazwę jak całe rybactwo na Bałtyku niedługo walnie :P):
https://dioksynywrybach.pl/dioksyny-w-rybach-i-przetworach-rybnych/
https://dioksynywrybach.pl/ocena-narazenia-konsumentow-ryb-na-szkodliwe-dzialanie-zanieczyszczen/

Offline Łuki

  • Ekspert
  • *****
  • Wiadomości: 2 993
  • Reputacja: 298
  • Płeć: Mężczyzna
  • SiG
Odp: Polska - największy truciciel Bałtyku
« Odpowiedź #76 dnia: 19.06.2019, 19:34 »
Ja nie wiem, jak trzeba być zmanipulowanym przez media i reklamy aby jeść ryby z Bałtyku. Dla mnie, nie do przejścia.
 Rybactwo już się kończy, nie mają gdzie poławiać, ilość ryb to kosztowne mikro połowy.
 Do tego większość chora, nierozwinięta z mutacjami itd.
Brak zdrowych i silnych reproduktorów.
...to królestwo...

Pozdrawiam.

Offline Mosteque

  • Moderator Globalny
  • Ekspert
  • *****
  • Wiadomości: 32 499
  • Reputacja: 1975
  • Płeć: Mężczyzna
  • MFT
  • Lokalizacja: Jaktorów
  • Ulubione metody: method feeder
Odp: Polska - największy truciciel Bałtyku
« Odpowiedź #77 dnia: 19.06.2019, 19:39 »
Powinni sięgnąć do prac tuzów IRŚ. Zwiększyliby połowy, to zaraz pogłowie by się powiększyło, a eutrofizacja zmniejszyła.
Krwawy Michał

Purple Life Matters

Offline selektor

  • Ekspert
  • *****
  • Wiadomości: 5 281
  • Reputacja: 1399
  • Lokalizacja: Catch & w Łeb & Realese on Patelnia
  • Ulubione metody: waggler method
Odp: Polska - największy truciciel Bałtyku
« Odpowiedź #78 dnia: 19.06.2019, 20:12 »
„....dr hab. inż. Iwona Psuty (MIR-PIB Gdynia), która pokazała, jak w polskim e-społeczeństwie wygląda postrzeganie ryb bałtyckich. Nikogo nie zdziwił tzw. hejt (obraźliwy lub pełen agresji komentarz zamieszczony w Internecie) na bałtyckie ryby, gdyż od lat w wielu mediach pojawiają się nie do końca prawdziwe informacje o zanieczyszczeniu ryb bałtyckich czy zanieczyszczeniu samego Morza Bałtyckiego  - Cała Prawda Całą Dobę... z ostatnich Komunikatów Rybackich wydawnictwa IRŚ ;D

Według IRŚ mamy hejt na bałtyckie ryby i nie do końca prawdziwe informacje o zanieczyszczeniu ryb i morza  ::)


Powinni sięgnąć do prac tuzów IRŚ. Zwiększyliby połowy, to zaraz pogłowie by się powiększyło, a eutrofizacja zmniejszyła.

;D Mi się wydaję, że nie można tak daleko sięgać tzn. po badania poziomu biogenów z IRŚ. No bo jednak tu mamy morze. Wystarczy przeprowadzić własne badania i skorzystać jedynie z metodyki badań IRŚ w tym zakresie - metodyki szanowanej w całym naukowym świecie rybackim, czyli należy przeprowadzić ankiety wśród wędkarzy łowiących nad Bałtykiem. Ankiety wędkarzy prawdę powiedzą. Badań wody nie trzeba wówczas robić. I naukowo i oszczędnie.

Nie wiem czy wiecie, ale naukowcy rybaccy w 2019 r.  mocno się zastanawiają jak pobudzić rodaków do jedzenia ryb, a tym samym jak utrzymać przy życiu rybactwo. Naukowe głowy z Polski na rozwiązanie problemów rybaków proponują konserwy z płoci i leszczy, wywarcie wpływu na rządzących o wprowadzenie dotacji unijnych na odłowy białorybu, aż po zrobienie z ryb biopaliwa czy też nawozów. Ogólnie to zauważają, że kryzysu nie ma, no ale tak do końca to nie jest źle, bo jest dobrze :P Taki "mind fuck" bo jest źle, ale tak nie do końca.

BTW nasz kolega Rybal z forum złapał kolejną fuchę. Tym razem odpowiada on za zarybienia Bałtyku.

"Oferowanie przez hodowcę większej liczby materiału zarybieniowego niż wielkości podane w planie zarybiania muszą być uzgodnione z realizatorem zarybiania - Instytutem Rybactwa Śródlądowego w Olsztynie reprezentowanym przez dr. Tomasza Czerwińskiego, tel. ..., e-mail: ....., który zdecyduje o warunkach zakupu"


http://www.infish.com.pl/wydawnictwo/KR/KR_numer/KR2019/Stresz19_01_05.html

Szanuję :bravo:

Offline Łuki

  • Ekspert
  • *****
  • Wiadomości: 2 993
  • Reputacja: 298
  • Płeć: Mężczyzna
  • SiG
Odp: Polska - największy truciciel Bałtyku
« Odpowiedź #79 dnia: 19.06.2019, 20:17 »
Nie da się utrzymać rybactwa na Bałtyku - nie ma tam zdrowych ryb.
 Do puszek będą pakowane te chore, bo rybacy muszą coś zarobić za połów. Na zdrowie ! :beer:
...to królestwo...

Pozdrawiam.

Offline Luk

  • Administrator
  • Ekspert
  • *****
  • Wiadomości: 22 681
  • Reputacja: 1981
  • Płeć: Mężczyzna
  • Wędkarstwo rządzi!
  • Lokalizacja: Newark
Odp: Polska - największy truciciel Bałtyku
« Odpowiedź #80 dnia: 20.06.2019, 08:39 »
Ciekawe podejście mają nasi naukowcy. Walczą o stołki, o rybaków i ich miejsca pracy (niby), jednak...w tym wszystkie brakuje najważniejszego. Ryby w Bałtyku ubywa w zastraszającym tempie. Nie można zjeść jabłka i jednocześnie je mieć, a to chcą oni zrobić. Unijne quotas są tu jak najbardziej słuszną rzeczą, przy czym sa zbyt małe wciąż. Niestety, nie można zwiększyć konsumpcji ryb i jednocześnie zwiększyć ich pogłowia...

W UK jednym z haseł brexitu jest odrzucenie unijnych kwot połowowych. Farage, oszust i kanalia, obiecywał powstanie do 50 tysięcy miejsc pracy w rybactwie. Nie wiem tylko na jak długo, bo i tutaj ryb zaczyna brakować. Obecnie ci co łowią na morzu, aby połowić wędką, płyną w stronę Norwegii, bo w UK coraz ciężej o rybę (ale jest, to nie Bałtyk).

Jak widać IRŚ i spółka dalej chce nawijać ludziom makaron na uszy i brać środki unijne i inne subsydia gdzie się da. Specjaliści pokroju Czerwińskiego zapewnią nam dobrobyt. Świetnym tego przykładem może być Zalew Zegrzyński, który stał się eldorado. Podobno Brytyjczycy i Francuzi mają zamiar spędzać tutaj czas, zajmując się łowieniem rekordowych ryb, tyle ich tam jest. Stanica wędkarska PZW będzie pękać w szwach, związek zaś będzie zacierał ręce dzięki setkom jak nie tysiącom 'dewizowców' :D :D :D :D

Powiem Wam, że opadłem z sił widząc co się dzieje. Polska to kraj absurdu i niewiele się w tej kwestii zmienia. Ściema goni ściemę...
Lucjan

Offline selektor

  • Ekspert
  • *****
  • Wiadomości: 5 281
  • Reputacja: 1399
  • Lokalizacja: Catch & w Łeb & Realese on Patelnia
  • Ulubione metody: waggler method
Odp: Polska - największy truciciel Bałtyku
« Odpowiedź #81 dnia: 20.06.2019, 14:19 »
Wszędzie jest to samo gówno. W tym kraju kantowało się i kantuje na każdym kroku :facepalm: Tak jest chociażby z połowami łososi wpisywanych do dzienników połowowych jako połowy nielimitowanej troci. Rybak, który np. miał przydzielony połów kilku sztuk łososia na rok, prowadził ciągłe połowy łososia. Po prostu w dziennikach połowowych wpisywał, że zamiast łososia odławiana jest troć wędrowna, której połowy są nielimitowane.

Żeby było jeszcze śmieszniej lokalne grupy rybackie (znane nam chociażby z udziału w nich PZW) za unijną kasę z Programu Operacyjnego Rybactwo i Morze, organizowało szkolenia, dla swoich kolegów rybaków z tej samej grupy, jak odróżnić troć od łososia ;D  W lokalnych grupach rybackich non stop się szkolą ...ze wszystkiego...za unijną kasę.

Wracając do dorsza. W pierwszej połowie lat 80 XX wieku nie było kwot połowowych na dorsze, więc Polacy ciągnęli ile wlezie, podobnie było na zachodzie Europy. W następnych latach wcale nie było lepiej. MIR oszacował np., że jedynie w latach 2000-2007 połowy nieraportowane w połowach na wschodnim stadzie dorsza wyniosły ok. 40% ;D :facepalm:

Rybacy, aby oszukać system zaczęli też wprowadzać różnego rodzaju niedozwolone manipulacje z sieciami, tak aby zwiększyć efektywność połowów. Powodowało to, że łowili coraz więcej dorszy niewymiarowych. Zgodnie z obowiązującymi regulacjami, ryby złowione poniżej minimalnego wymiaru ochronnego, muszą być przywiezione do portu a potem np. sprzedane na paszę lub po prostu zutylizowane. Nie unika się więc niechcianych przyłowów, a całość złowionych ryb gatunków regulowanych przez prawo musi być przywożona do portu i rozliczana w ramach dostępnych kwot połowowych. Jak zwykle idea jest dobra (wiedza o wielkości śmiertelności połowowej,a tym samym dokładne raporty o połowach rybaków), gorzej z wykonaniem ( wiele ryb niewymiarowych trafia po prostu na rynek w postaci chociażby paszy,a i tak zdecydowana większość padłych ryb niewymiarowych, jest po prostu wyrzucana za burtę).

Do tego dochodziło do handlu kwotami połowowymi (określona w zezwoleniu połowowym kwota połowowa lub liczba dni połowowych dla konkretnego rybaka była przekazywana innemu rybakowi). Dochodziło więc do tego, że rybak zaczął czerpać zyski ze sprzedaży przyznanych mu kwot połowowych, zamiast w ogóle prowadzić połowy. W dodatku czerpał unijną kasę jeszcze z innych źródeł :)

Wiecie jak wygląda w Polsce handel różnego rodzaju zezwoleniami i pozwoleniami? Dobrym przykładem są nasze jeziora i rzeki :) Nie wiem czy słyszeliście o handlu fakturami przy zarybieniach na wodach śródlądowych w Polsce. Deklaruje się w postępowaniu konkursowym wielkie kwoty na zarybienia dzierżawionych obwodów rybackich. Państwowy konkurs wygrywa ten, kto da więcej. Dzięki temu przejmujemy od państwa zbiorniki w obwodzie rybackim. No, ale teraz pojawia się problem, jak to zgodnie z prawem realizować, żeby nikt z RZGW się nie doczepił przy kontroli.

Cały polski patologiczny system zarybieniowy stworzony m.in. przez naukowców rybackich, jest skonstruowany pod kątem producentów materiału zarybieniowego. Dlaczego?  Po pierwsze konkurencja na rynku jest niewielka, a dzierżawcy obwodów rybackich są zobligowani prawem do tego, aby kupować deklarowane kwoty na zarybienia. To musi być potwierdzone w dokumentach. Niewywiązywanie się z deklarowanych kwot na zarybienia oznaczać może rozwiązanie umowy przez dyrektora RZGW (obecnie działającego w ramach Wód Polskich). Przy braku kontroli ze strony urzędników Wód Polskich ( a jak ona wygląda w praktyce pisałem w temacie "moje spojrzenie na gospodarkę rybacką" ;)) można kupować zamiast ryb same faktury. Kupuje się więc za małą kwotę fakturę z której wynikają wielkie zarybienia ;D Pięknie, no nie :facepalm: Oczywiście można się wysilić i dokupić jeszcze trochę narybku, tak aby wszystko było chociaż "z wierzchu" lege artis ;D A co później sprawdzają urzędnicy? Czy to co rzeczywiście pływa w wodzie, czy tylko dokumenty? Oczywiste jest, że wyłącznie sprawdzają dokumenty. I tak właśnie wygląda POLSKA RACJONALNA GOSPODARKA RYBACKA. Zbyt materiału zarybieniowego jest z góry zagwarantowany przez prawo. Po prostu prawo nakazuje kupować. A kupuje się od tego kto ma możliwość jego wyprodukowania i są to nieliczne podmioty ;D

Żeby było jeszcze śmieszniej to zgadnijcie co wykazuje w swoich sprawozdaniach finansowych np. IRŚ (państwowy instytut rybacki, który mieni się instytutem naukowym) ? A no przy największych dochodach wykazuje on sprzedaż ryb ;D  Nazwana w sprawozdaniach finansowych "sprzedażą pobadawczą" ;D :facepalm:  Samo PZW prowadzi w 48 obiektach zarybieniowych chów i hodowlę ryb niezbędnych do zarybień wód śródlądowych.

Jednak okres prosperity się kończy. Jak powstawały Wody Polskie to pisałem, że urząd ten będzie jedną z przyczyn upadku PZW w przyszłości, bo musi on na siebie zarabiać, że czasy się zmieniły. I co roku rosnące stawki opłat za pobór wody na potrzeby chowu i hodowli ryb będą dobijać PZW. Przy tej biurokracji pełnej bezużytecznych dziadów na stołkach, to właśnie te opłaty będą drzazgą w oku PZW, a tym samym będą powodować konieczność większego sieciowania polskich wód. Już teraz zarządzający Gospodarstwem Rybackim w Suwałkach  dostają nagrody za realizacje planu :beer: I rybactwo w PZW będzie jeszcze przez wiele wiele lat. Po prostu Gospodarstwo Rybackie w Suwałkach utrzymuje całe PZW. Również okręg opolski, katowicki i szereg innych, którym się wydaje, że działają samodzielnie.


Wracając do kwestii Bałtyku  to Morski Instytut Rybacki jeszcze na początku 2018 r. informował o możliwych rekordowych połowach
https://mir.gdynia.pl/bardzo-dobre-wyniki-polowowe-floty-baltyckiej-w-i-polowie-2018-r/

Obecnie MIR za stan populacji dorsza obwinia, oprócz braku corocznych wlewów z Morza Północnego do Bałtyku, przełowienia przez rybaków oszustów, wzrostu zasobów szprotów żerujących na ikrze dorszowej, sieci z tworzyw sztucznych, również foki, no i jakby nie mogło tego tu być....wędkarzy :)

Aż na koniec prosi się zacytowanie stanowiska IRŚ i MIR na konferencjach organizowanych dla samych siebie:

„....dr hab. inż. Iwona Psuty (MIR-PIB Gdynia), która pokazała, jak w polskim e-społeczeństwie wygląda postrzeganie ryb bałtyckich. Nikogo nie zdziwił tzw. hejt (obraźliwy lub pełen agresji komentarz zamieszczony w Internecie) na bałtyckie ryby, gdyż od lat w wielu mediach pojawiają się nie do końca prawdziwe informacje o zanieczyszczeniu ryb bałtyckich czy zanieczyszczeniu samego Morza Bałtyckiego” 


Skoro nie do końca są prawdziwe informacje o stanie Bałtyku i tamtejszych ryb, to czemu z zewsząd płynną informacje o fatalnej sytuacji Bałtyku oraz ryb tam się znajdujących.

http://wgospodarce.pl/informacje/64858-unia-nie-chce-ratowac-baltyckiego-dorsza
 

A tak w ogóle to na lata 2021-2027 będzie nowa kasa na rybactwo z Europejskiego Funduszu Morskiego i Rybackiego, więc przynajmniej do 2027 rybactwo na wodach PZW będzie kwitło, bo jak to mówi Luk dziady z wąsem z chęcią dobiorą się do unijnych środków przeznaczonych na restrukturyzację zawodu rybaka, bo przecież to dzięki wyłącznie PZW, w wielu miejscach Polski (np. nad Zalewem Zegrzyńskim), mogą w ogóle powstawać Lokalne Grupy Działania czerpiące unijną kasę, często na potrzeby kolegów oraz rodzin.




Offline Łuki

  • Ekspert
  • *****
  • Wiadomości: 2 993
  • Reputacja: 298
  • Płeć: Mężczyzna
  • SiG
Odp: Polska - największy truciciel Bałtyku
« Odpowiedź #82 dnia: 21.06.2019, 22:55 »
Tak pokrótce. Nie opłaca się zarybiać i odławiać co wrzuciliśmy. Tylko VAT !
 Ogarniemy temat połowów. 8)
Selektor, już dawno temu przedstawiłeś "system" dosyć ubogi.
  Mocno streszczony wpis - kilka naraz. Wszystko jest rozbite na inne wpisy dość obszerne.
Taki to system - podobny jak u Grasia.
https://www.tvp.info/40002159/pawel-gras-u-sowy-absolutnie-nie-oplaca-sie-juz-produkcja-narkotykow-teraz-tylko-vat
...to królestwo...

Pozdrawiam.

Offline selektor

  • Ekspert
  • *****
  • Wiadomości: 5 281
  • Reputacja: 1399
  • Lokalizacja: Catch & w Łeb & Realese on Patelnia
  • Ulubione metody: waggler method
Odp: Polska - największy truciciel Bałtyku
« Odpowiedź #83 dnia: 22.06.2019, 13:13 »
No bo nie opłaca się zarybiać zgodnie z tym co się zaproponowało w konkursie, a dzięki czemu wygrało się przetarg na daną wodę. Najczęściej bowiem są to stawki z kosmosu. Jest to więc totalnie nieopłacalne. Jednakże taka oferta pozwala wygrać przetarg i przejąć wodę od państwa i wyeliminować konkurencję. W praktyce z dokumentów wynikają olbrzymie kwoty przeznaczane na zarybienia. Wędkarze i rybacy narzekają, bo mało co łowią, zaś państwo ma to wszystko głęboko w dupie, bo dokumenty się zgadzają, póki oczywiście opłaty wpływają do budżetu państwa. Jednocześnie państwo za nic nie odpowiada, bo wszystkie obowiązki zostały scedowane na użytkownika rybackiego.

W dodatku najczęściej zarybia się narybkiem takiej wielkości, który w niedługim czasie po zarybieniu zostanie w zdecydowanej większości zjedzony. Odłowimy sieciami duże ryby. Zarybimy narybkiem wielkości paznokcia. Wszystko zgodnie z operatem rybackim. Pobierzemy od wędkarzy opłaty za zezwolenia. Nie będziemy ich kontrolować co oni odławiają, bo jak i za co? Jedynie się ich poinformuje o olbrzymich zarybieniach zgodnie z operatem rybackim. Zarybimy na papierze albo w ilości odbiegającej od tej w operacie. Zrobimy to najczęściej bez ich udziału w trakcie zarybień. Przecież jest operat, no i są dokumenty potwierdzające zarybienia.  Ciekawym przykładem na specyfikę polskiego sytemu jest PZW. Dokumenty dotyczące zarybień są wydawane przez ten sam podmiot, który zarówno produkuje materiał zarybieniowy, jak i jeszcze jest zobowiązany do dokonywania zarybień. Istnieje czterdzieści kilka podmiotów w ramach PZW, które handlują między sobą materiałem zarybieniowym i wydają stosowną dokumentację de facto będąc tą samą organizacją ;D

Jednak na papierze się zarybiło. Zakłady produkujące narybek go sprzedały, dokumenty się zgadzają. Nikt nie liczy ile tego narybku w rzeczywistości "wyszło" z zakładu zarybieniowego, a następnie ile tego narybku idzie do wody, bo jest to syzyfowa praca za którą nikt z urzędników RZGW (Wód Polskich) nie dostanie dodatkowego wynagrodzenia, a pracuje się w godzinach pracy urzędu 8-16 , więc sprawdza się dokumentację. Ryby są w wodzie. Dla państwa wszystko jest ok.

Gdyby PZW zarybiało tak jak jest to wskazane w operatach to już dawno by upadło, podobnie jak i inne gospodarstwa rybackie. Jakby państwo chciało zmienić system i doprowadzić do upadku PZW, jak i innych gospodarstw rybackich to wystarczyłoby, że dokonałoby niezależnego audytu w zakładach zarybieniowych. Wyszłoby wówczas, że ta cała polska racjonalna gospodarka rybacka to jedno wielkie oszustwo.

A na samym końcu łańcucha tej całej patologii są wędkarze, którzy żądają jednej opłaty na cały kraj, przy aktualnych limitach i braku jakiejkolwiek kontroli. No i jeszcze wspominają jak to kiedyś było, że ryb było pełno, a oni ciągnęli je bez limitów. Wow. Jakoś nikt się nie zastanawia dlaczego system komunizmu upadł w Polsce, system którego elementem były ówczesne zarybienia. Nie ma nic za darmo. Jak coś jest nieopłacalne to albo się kończy to produkować albo kombinuje. Dotyczy to również ryb. I tak robi dziś PZW oraz inne gospodarstwa rybackie. A ryby w gospodarce rynkowej kosztują. A wędkarze chcieliby za 200 złotych łowić w całej Polsce i brać zgodnie z prawem, czyli np. 3 karpie dziennie, 2 szczupaki i sandacze, 4 liny itd. ;D

Skoro nie ma żadnej agencji rządowej, od której podmioty użytkujące państwowe wody zobowiązane byłyby do kupowania materiału zarybieniowego po cenach rynkowych, to mamy taką pseudo kontrolę ze strony RZGW, bo nie da się w praktyce kontrolować zakładów zarybieniowych oraz tego co kto komu w rzeczywistości sprzedaje i w jakiej ilości to potem trafia do wody.